O ryzyku związanym z „brytyjskim” wariantem koronawirusa mieszkańcy Wysp przekonali się pod koniec roku. Niemal z dnia na dzień decyzję o zamknięciu granic dla przybyszów z Wielkiej Brytanii podjęły prawie wszystkie kraje Unii Europejskiej, a także sporo innych, m.in. Kanada. Ruch przywrócono wprawdzie relatywnie szybko, też z powodu widma kryzysu zaopatrzeniowego, korków w Dover i obaw przed zbiegnięciem się restrykcji ze skutkami brexitu.
Tymczasem nowy wariant wirusa został już potwierdzony w 70 krajach na świecie. A biorąc pod uwagę, że jest o ok. 50 proc. bardziej zaraźliwy, zaczyna paraliżować całe społeczeństwa.
Z testem do Wielkiej Brytanii
Brytyjczycy, których system opieki zdrowotnej od tygodni jest na granicy przeciążenia, ograniczyli podróże na Wyspy także z powodu innych występujących wariantów wirusa („brazylijskiego” i „południowoafrykańskiego”). Każdy, kto chce się tutaj dostać, musi przedstawić negatywny wynik testu wykonanego nie wcześniej niż 72 godziny przed przyjazdem. Po przekroczeniu granicy obowiązuje zaś dziesięć dni kwarantanny (dotyczy też Brytyjczyków). Kraj zawiesił wszystkie „korytarze podróżne”, co oznacza, że z kwarantanny nie będzie zwolniony nikt.
Dodatkowo resort spraw wewnętrznych ogłosił tzw. czerwoną listę złożoną z 33 państw, głównie Afryki i Ameryki Południowej, które mają zakaz wstępu na Wyspy. Brytyjczycy, którzy w ostatnich dziesięciu dniach przebywali na ich terytorium, nawet tylko w tranzycie, wjadą do kraju, ale decyzją rządu Borisa Johnsona będą kierowani do izolacji w hotelach. I zostaną obciążeni kosztami od kilkuset do nawet 2 tys. funtów. Na „czerwoną listę” skarży się głośno m.in. sektor prywatny, głównie dlatego, że w ubiegły piątek znalazły się na niej Zjednoczone Emiraty Arabskie, co oznacza zawieszenie połączeń na linii Londyn–Dubaj, jednej z najbardziej ruchliwych tras na świecie.
Czytaj też: Jak szczepi się świat
Niemcy odradzają loty
W weekend nowe ograniczenia dla podróżnych wprowadziły również Niemcy. Całkowicie wstrzymano jakąkolwiek komunikację – lotniczą, drogową i morską – z krajami, w których nowe warianty wirusa rozprzestrzeniają się najszybciej, a więc z Wielką Brytanią, Portugalią, Brazylią i RPA. Do Niemiec wjadą tylko osoby mające prawo stałego pobytu lub transportujące podstawowe produkty spożywcze i medyczne. Podobnie jak we wszystkich innych krajach Unii władze Niemiec zniechęcają do podróży międzynarodowych nieuznawanych za „konieczne”.
Po przyjeździe z zagranicy obowiązuje dziesięciodniowa kwarantanna, uregulowana dla poszczególnych landów. Podróżni z obszarów, w których wirus szerzy się szczególnie szybko, muszą też posiadać negatywny wynik testu na koronawirusa nie starszy niż 48 godz. Dotyczy to osób podróżujących z większości krajów europejskich, m.in. Włoch, Irlandii, Hiszpanii, Polski. Restrykcje będą obowiązywać co najmniej do 17 lutego. Rząd federalny poważnie bierze pod uwagę „redukcję ruchu lotniczego do zera”, podobnie jak robi to Izrael.
Czytaj też: Covid-19 zabił już dwa miliony ludzi
Francja nie chce powtórki z Dover
Przymyka się też Francja. Choć sytuacja w kraju wciąż jest bardzo napięta, a system ochrony zdrowia mocno obciążony, premier Jean Castex robi wszystko, by nie wprowadzić społeczeństwa w nowy lockdown. Zamiast tego drastycznie ograniczył ruch międzynarodowy. Spoza Unii wjadą tu tylko ci, którzy z jakichś względów muszą. Restrykcje dotyczą też Wielkiej Brytanii, choć francuskie ministerstwo transportu zastrzegło, że nie obejmą transportu dóbr i produktów spożywczych – nie zdarzy się zatem powtórka z grudniowego paraliżu Dover.
Paryż zrobił na razie kilka wyjątków. Restrykcje nie obowiązują (choć wciąż należy okazać negatywny wynik testu) są podróżni z Australii, Nowej Zelandii, Singapuru, Korei Południowej, Rwandy i Tajlandii, czyli krajów, w których sytuacja zdrowotna jest znacznie stabilniejsza niż w Ameryce Południowej czy nawet w Europie. I choć decyzję Castexa chwalą przedsiębiorcy, zadowoleni z relatywnego otwarcia gospodarki, krytykują ją eksperci od zdrowia publicznego. Część z nich nowe ograniczenia uważa za zbyt luźne, a przede wszystkim spóźnione.
Teoretyczna swoboda podróżowania
Połączenia z Wielką Brytanią zawiesiły m.in. Włochy i Hiszpania – te pierwsze co najmniej do 5 marca. Z Wysp na Półwysep Apeniński dostaną się tylko włoscy obywatele i osoby z pozwoleniem na stały pobyt w kraju. Podobną politykę stosują Holendrzy. Żeby z kolei przekroczyć granicę Belgii – niezależnie, z jakiego kraju – trzeba będzie udowodnić, że podróż należy do jednej z kilku wąskich kategorii, jak wyjazd do pracy, na leczenie lub w celach edukacyjnych. Portugalia, która w tej chwili jest największym ogniskiem pandemii w Unii, zamknęła granice z Hiszpanią i wstrzymała międzynarodowy ruch lotniczy.
Surowe przepisy obowiązują wciąż praktycznie w całej Unii. I prędko nie znikną, biorąc pod uwagę coraz większe problemy z dostawami szczepionek. Przynajmniej jeszcze przez kilka, może kilkanaście tygodni swoboda podróżowania pozostanie więc teoretyczna.
Czytaj też: Kto w Europie nie chce się szczepić na covid-19?