Było koło południa 16 września 2007 r. Opancerzony konwój o kryptonimie „Raven 23”, składający się z czterech SUV-ów, dotarł na pl. Nisur w Bagdadzie. Najemnicy z amerykańskiej firmy Blackwater wyskoczyli z pojazdów, żeby utorować drogę dla samochodów wiozących dyplomatów. O godz. 12:08 snajper Nicholas Slatten strzelił do białej kii sedan.
Przez następnych 20 minut Slatten, Paul Slough, Evan Liberty i Dustin Heard przy użyciu karabinów maszynowych, wyrzutni granatów i broni snajperskiej ostrzeliwali nieuzbrojony tłum, zabijając 17 irackich cywilów, w tym dwoje dzieci. Dziewięcioletni Ali Kinani, najmłodsza ofiara, siedział na tylnym siedzeniu auta. Jedna z kul trafiła go w głowę.
Czytaj też: Ameryka prywatyzuje wojnę w Afganistanie
Ułaskawienia sprawców masakry
Wydarzenie to jest znane jako „masakra na pl. Nisur” i było jednym z najpotworniejszych epizodów amerykańskiej okupacji Iraku. Po wieloletnich perypetiach sądowych w październiku 2014 r. Slatten został uznany winnym morderstwa pierwszego stopnia kierowcy kii: 19-letniego Ahmeda Haisema Ahmeda al-Rubiji, studenta medycyny, który wiózł matkę do lekarza.
W kwietniu 2015 r. sąd skazał Amerykanina na dożywocie, jego towarzyszom postawiono 30 zarzutów i skazano ich na 30 lat pozbawienia wolności (odwołali się i wyroki skrócono o połowę). „Oskarżeni, zabijając i okaleczając nieuzbrojonych cywilów, zachowali się nieracjonalnie i bezzasadnie” – podało biuro prokuratora po ogłoszeniu werdyktu. Jak z kolei zapewniali najemnicy, sądzili, że są atakowani (czy można przez pomyłkę uznać, że jest się ostrzeliwanym z broni palnej?).
Wszyscy czterej zostali w zeszłym tygodniu ułaskawieni przez Donalda Trumpa, który na odchodne postanowił hojnie skorzystać z przysługującego mu prawa. Ojciec zabitego dziewięciolatka, Irakijczyk z amerykańskim paszportem, powiedział, że decyzja prezydenta „ponownie złamała mu życie”. Ułaskawienia wywołały negatywne reakcje wszystkich stron: krytyczne są organizacje broniące praw człowieka, instytucje międzynarodowe (w tym ONZ), prawnicy, nawet wojskowi.
David Petraeus, emerytowany generał US Army, który w 2007 r. dowodził wojskiem w Iraku, we wspólnym oświadczeniu z byłym ambasadorem USA w Iraku Ryanem Crockerem oznajmił: „Ułaskawienie tych osób można uznać za niezwykle szkodliwe. To sygnał dla świata, że Amerykanie na służbie za granicą mogą bezkarnie dokonywać najcięższych przestępstw. Naraża to nasz militarny i cywilny personel na zagrożenia, sprzeniewierza się naszym podstawowym wartościom. Prestiż, wiarygodność i bezpieczeństwo Ameryki zostały poważnie podważone”.
Czytaj też: Trump na odchodne wycofa wojska z Afganistanu i Iraku
„A oni mogą obcinać nam głowy”
Choć ułaskawienie zbrodniarzy wojennych wywołuje oczywistą krytykę, nie powinno zaskakiwać. Trump przez całą kadencję robił, co mógł, by zapewnić bezkarność amerykańskim żołnierzom i najemnikom. „Problem polega na tym, że mamy konwencje genewskie, wszystkie rodzaje praw i regulacji, więc żołnierze boją się walczyć. My nie możemy podtapiać, ale oni mogą obcinać nam głowy. Myślę, że musimy wprowadzić jakieś zmiany, poprawki” – narzekał w 2016 r. w Wisconsin kandydat na prezydenta. Szczęśliwie jako lokator Białego Domu nie miał mocy, by wycofać USA z konwencji genewskich. Znalazł jednak sposób na obejście międzynarodowego prawa humanitarnego, potocznie zwanego prawem wojny (ius da bellum), które ma minimalizować okrucieństwo wobec walczących i cywilów.
Korzystając z przywileju, w listopadzie 2019 r. Trump ułaskawił dwóch żołnierzy sił specjalnych, tzw. zielone berety. Matthew Golsteyn, którego Trump nazywał „bohaterem”, czekał na proces za umyślne zabicie jeńca. Miał się rozpocząć w lutym 2020 r. Z kolei Clint Lorance w 2013 r. został skazany na 19 lat więzienia za rozkaz otwarcia ognia do nieuzbrojonych Afgańczyków jadących na motorze. Nie znaleziono żadnych dowodów na to, że byli bojownikami. Lorance sfałszował raport, twierdząc, że ciała zostały zabrane, zanim je zidentyfikowano.
Porucznik Lorance w lipcu 2012 r. został plutonowym w Afganistanie. Podlegli mu żołnierze wspominali, że był zwolennikiem, eufemistycznie rzecz ujmując, twardych metod. „Już na początku powiedział nam: będziemy działać jak Gestapo, organizować nocne naloty, wyciągać ludzi z domów. Mają się nas bać”.
Czytaj też: Rambo idzie na front
Ulubiony zbrodniarz Trumpa
Ulubionym zbrodniarzem wojennym Trumpa był jednak Edward Gallagher, dowódca służb specjalnych marynarki Navy SEALs, który zasłynął okrucieństwem w Iraku. Miał m.in. zasztyletować nożem myśliwskim nastoletniego jeńca, który wymagał pomocy medycznej – śledztwo przeciw niemu wszczęto we wrześniu 2018 r. „New York Times” pisał, że Gallagher przechwalał się liczbą zamordowanych, a na wieżach snajperskich zostawiał napisy w stylu: „Tutaj Eddie G. radował się ludobójstwem”. Przed wyjazdem na misję Gallagher napisał do przełożonego: „Nie obchodzą nas warunki. Chcemy po prostu zabić jak najwięcej osób”.
Trump polubił Gallaghera tak bardzo, że z jego powodu w listopadzie 2019 r. doprowadził do odwołania sekretarza US Navy Richarda Spencera. Był on bowiem zdania, że postępowanie dyscyplinarne wewnątrz Navy SEALs powinno się odbyć mimo decyzji o ułaskawieniu Gallaghera. Komisja miała zdecydować, czy żołnierz pozostanie członkiem jednostki. Trump interweniował na Twitterze, pisząc, że US Navy nie odbierze „Eddiemu” prawa do noszenia korpusówki (odznaki) SEALs. Była to bezprecedensowa ingerencja prezydenta Stanów w kwestie militarne w oddziale.
„Trump łamie wojskowym kręgosłup moralny, który zapobiega zbrodniom, i demoluje instytucje militarne” – pisał weteran wojenny Waitman Wade Beorn, amerykański historyk Holokaustu i ludobójstwa, w liberalnym piśmie „The New Republic”. Żołnierze wiedzieli, że jeśli za kadencji Trumpa popełnią zbrodnie wojenne, naczelny dowódca ich ułaskawi. Biuro ds. Praw Człowieka ONZ ostrzegło, że zachęci to innych do popełniania podobnych przestępstw.
Czytaj też: Pierwsza antyterrorystyczna operacja Trumpa
Nieuznawany trybunał
USA ułaskawiają swoich przestępców, gdy podlegają amerykańskiemu wymiarowi sprawiedliwości, ale też od lat robią, co mogą, żeby nie wpadli oni w ręce instytucji takich jak Międzynarodowy Trybunał Karny, nemezis Waszyngtonu (do którego zresztą Ameryka nie przystąpiła – podpisała wprawdzie stosowny dokument, ale go nie ratyfikowała).
Na mocy traktatu rzymskiego MTK ma prawo osądzać przestępstwa popełnione przez obywateli państw członkowskich, ale też przestępstwa popełnione na terytorium państwa członkowskiego, nawet jeśli sprawcy nie są jego obywatelami. USA silnie sprzeciwiały się tej zasadzie podczas negocjacji prowadzących do utworzenia trybunału, obawiając się, że będzie furtką do sądzenia Amerykanów poza krajem. George W. Bush starał się ograniczyć możliwości podjęcia jakichkolwiek kroków prawnych przeciw obywatelom USA, m.in. przekonując Radę Bezpieczeństwa ONZ do poczynienia kilku wyjątków dla sił biorących udział w operacjach wsparcia pokoju.
Zagrożenie dla mundurowych pojawiło się w marcu 2020 r., kiedy MTK wydał zgodę na śledztwo w sprawie interwencji w Afganistanie po 11 września 2001 r. Wyniki wstępnego dochodzenia z 2017 r. wskazywały, że popełniono zbrodnie wojenne i podlegają one jurysdykcji trybunału. Prokuratura MTK postanowiła zbadać, czy w zbrodniach popełnionych w Afganistanie w latach 2003–14, mordowaniu cywilów i torturowaniu więźniów przez służby afgańskie brali udział wojskowi USA i funkcjonariusze CIA.
Na mocy amerykańskiego prawa rząd może nałożyć sankcje na każde państwo, organizację czy osobę, która „stwarza nadzwyczajne zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych lub ich polityki zagranicznej”. W przeszłości nakładano je na Iran, Koreę Północną czy Syrię. 2 września 2020 r. sekretarz stanu Mike Pompeo poinformował o objęciu sankcjami dwóch urzędników MTK, a trybunał nazwał „sądem kapturowym” (kangaroo court) i „polityczną instytucją podszywającą się pod wymiar sprawiedliwości”.
Czytaj też: W Afganistanie giną tysiące cywilów
Bronią siebie i swoich sojuszników
Nic dziwnego, że prezydent i jego administracja chętnie stają w obronie przestępców podejrzanych czy skazanych za najcięższe zbrodnie, skoro sam Trump łamał prawo międzynarodowe. Przykładem niech będą wyrażone na Twitterze groźby „zaatakowania 52 miejsc dziedzictwa kulturowego Iranu”, wypełniające definicję agresji w prawie międzynarodowym czy niszczenia dziedzictwa kulturowego. Także zabójstwo irańskiego gen. Kasima Sulejmaniego w amerykańskim ataku powietrznym na terenie Iraku wielu ekspertów uznało za nielegalne.
Biały Dom chętnie staje też w obronie sojuszników dopuszczających się podobnych czynów. USA starają m.in. zapewnić Arabii Saudyjskiej bezkarność w sprawie zbrodni wojennych w Jemenie i aktywnie sprzeciwiają się wysiłkom MTK o wszczęcie śledztwa w dotyczącego zbrodni wojennych Izraela w Strefie Gazy. Otwarte groźby, sankcje i inne środki, jakimi Trump posługiwał się jako prezydent, pokazują, do jakiego stopnia USA pozostawały bezkarne i nie liczyły się z międzynarodowymi instytucjami.