Po nocnej debacie, wczesnym rankiem 38 głosami „za” i 29 „przeciw” senatorowie i senatorki przyjęli nowe prawo, które pozwala na legalną i bezpłatną aborcję do 14. tygodnia ciąży. Zabieg jej przerwania musi nastąpić w ciągu 10 dni od zgłoszenia przez kobietę takiej woli. Granica 14. tygodnia nie będzie obowiązywała w przypadku ciąż stanowiących zagrożenie dla życia kobiety, jak i będących skutkiem gwałtu. Karane mają być próby utrudniania przeprowadzenia zabiegu aborcji.
Niższa izba kongresu, gdzie postępowi deputowani mają wyraźną większość, przegłosowała nowe prawo już dwa tygodnie temu. Jednak wynik głosowania w senacie nie był oczywisty. Dwa lata temu podczas próby zalegalizowania aborcji właśnie w senacie, gdzie tradycyjnie dominuje społeczna konserwa, zabrakło siedmiu głosów.
Tym razem niezdecydowani poparli progresywną zmianę. Sprzyjającą okolicznością była też nieobecność dwóch konserwatywnych senatorów: byłego prezydenta Carlosa Menema, lat 90, który znajduje się w śpiączce, i Jose Alperovicha, który ma sprawę sądową o nadużycia seksualne wytoczoną mu przez bratanicę.
Czytaj także: Fakty i mity o przerywaniu ciąży
Ruch zielonych chustek w Argentynie
Postępowi Argentyńczycy, a przede wszystkim Argentynki, podejmowali próbę zmiany obowiązującego od 1921 r. prawa już wcześniej – osiem razy. Dotychczasowe zezwalało na przerwanie ciąży jedynie w dwóch przypadkach: gdy była ona skutkiem gwałtu i gdy zagrożone było życie kobiety.
W ostatnich latach w kraju narodził się silny ruch na rzecz praw kobiet – zwany czasem ruchem zielonych chustek – którego postulaty i hasła ogniskowały się wokół dwóch spraw: powstrzymania przemocy domowej i właśnie legalizacji aborcji.
Ruch działał na dwóch frontach – nacisku na parlamentarzystów, oraz na ulicy, gdzie mobilizował tysiące zwolenników zmiany prawa. To ostatnie z kolei wpływało na zmiany w świadomości znacznie szerszych rzesz ludzi.
Przełomowe znaczenie miały dwie okoliczności.
Pierwsza to zwycięstwo w wyborach prezydenckich w 2019 r. lewicującego peronisty Alberta Fernandeza, który z urzędu skierował projekt legalizacji aborcji do Kongresu. Sam Fernandez jest katolikiem, ale – jak powiedział – stanowione prawo jest dla wszystkich, a legalna możliwość przerywania ciąży to istotna kwestia zdrowia publicznego. W Argentynie przeprowadza się rocznie kilkadziesiąt tysięcy nielegalnych aborcji, zwykle kilkadziesiąt z nich kończy się śmiercią kobiety.
Drugą okolicznością, która znacząco wpłynęła na decyzję parlamentu legalizującą aborcję, był dramat 11-letniej dziewczynki, której w zeszłym roku odmówiono zabiegu przerwania ciąży. Przeprowadzono cesarskie cięcie – w 23. tygodniu jej ciąży – a urodzone dziecko wkrótce zmarło. Wydarzenie było wstrząsem dla opinii publicznej w Argentynie i przyczyniło się do zmiany nastawienia także wielu katolików, społecznych tradycjonalistów, w tym parlamentarzystów.
Czytaj także: Podbrzusze w podziemiu. O aborcji się nie mówi, aborcję się robi
Kościół katolicki kontra zwolennicy zalegalizowania aborcji
Przed budynkiem Kongresu, gdzie w jego izbie wyższej toczyła się nocna debata, czuwały zwolenniczki i przeciwniczki nowego prawa. Pierwsze na zielono – z zielonymi flagami, chustami, wstążkami; drugie – w kolorze błękitu z argentyńskiej flagi.
Towarzyszący tym drugim księża prowadzili modlitwy przeciw „najgorszemu projektowi na ziemi”. Z kolei jego zwolenniczki i zwolennicy to krzyczeli, to śpiewali rymowanki: „Aborcja legalna w szpitalu i wszędzie!”. Wznoszono hasła sprzeciwu i drwiny z Kościoła katolickiego, który rości sobie prawo do zaglądania ludziom do łóżek.
Społeczny bunt przeciw wpływom Kościoła katolickiego to w Argentynie wybitnie delikatna kwestia, jak kiedyś w Polsce. Z tego kraju wywodzi się bowiem obecny papież Franciszek.
W wielu kwestiach Franciszek ma postępowe poglądy, szanuje inne punkty widzenia i style życia dalekie od propagowanych przez Kościół. O społecznych nierównościach i konieczności ich zasypywania mówi często językiem radykalnej lewicy. Ma też bliskie relacje z prezydentem Fernandezem. Przyzwolenie na legalną aborcję jest jednak dla niego, przynajmniej do tej pory, granicą nie do przekroczenia.
Czytaj także: Kościół o aborcji, czyli o zmienności tego, co niezmienne
Zalegalizowanie aborcji w Argentynie uruchomi efekt domina?
Zalegalizowanie aborcji w Argentynie, pierwszym z dużych i wpływowych krajów w Ameryce Łacińskiej, może uruchomić efekt domina w regionie – taką nadzieję ma wiele progresywnych środowisk i ruchów. Do tej pory aborcja była legalna jedynie na Kubie, w Urugwaju oraz maleńkich: Gujanie i Gujanie Francuskiej, a także w stolicy Meksyku. W niektórych krajach, takich jak Salwador i Nikaragua, nawet kobiety, u których doszło do samoistnego poronienia – lecz władze podejrzewają, że było ono skutkiem nielegalnej aborcji – skazywane są na kary długoletniego więzienia (jak za zabójstwo).
Decyzja argentyńskiego senatu – skutek przede wszystkim wytrwałej społecznej kampanii – daje przykład i stwarza nadzieje dla tradycjonalnych społeczeństw pozbawionych prawa do legalnej aborcji nie tylko w Ameryce Łacińskiej.