O sytuacji w Wielkiej Brytanii donosiły w poniedziałek niemal wszystkie serwisy informacyjne. Telewizja Euronews postawiła nawet tezę, że Zjednoczonemu Królestwu grozi „najpoważniejsza izolacja międzynarodowa w historii”. Wszystko z powodu mutacji koronawirusa, o której wiadomo, że rozprzestrzenia się szybciej niż poprzednie. Na razie nie wydaje się bardziej śmiertelna, ale wstępne badania wskazują, że może szybciej i skuteczniej infekować osoby młode.
Narodowa rada naukowa przy brytyjskim rządzie stara się uspokajać sytuację, podkreślając, że wprowadzona już do obiegu na Wyspach szczepionka da sobie radę z nową wersją wirusa. Eksperci dodają, że choć pojawienie się kolejnych mutacji SARS-CoV-2 jest rzeczą naturalną i spodziewaną, nowe i silniejsze odmiany, którym nie będziemy umieli sprostać, pojawią się najwcześniej za kilka lat, a nie kilka tygodni czy miesięcy.
Lockdown w Wielkiej Brytanii
Mimo to w Londynie, południowo-wschodniej części Anglii i w Walii wprowadzono najwyższy, czwarty stopień restrykcji. W niedzielę 20 grudnia Brytyjczycy przeżyli najgorszy dzień od wybuchu zarazy – potwierdzono 35 928 przypadków zakażenia, prawie dwa razy więcej niż tydzień wcześniej. Minister zdrowia Matt Hancock przyznał, że wirus „wymknął się władzom spod kontroli”.
Ogłaszając nowe restrykcje w czasie nieco chaotycznej, pospiesznie zwołanej w niedzielę konferencji prasowej, Boris Johnson informował, że nowy wariant wirusa może roznosić się nawet o 70 proc. skuteczniej. Z tego względu zdecydował się praktycznie odizolować Londyn i okolice od reszty kraju. Mieszkańcy tych obszarów znaleźli się praktycznie w całkowitym lockdownie.
Zgodnie z nowymi przepisami zamknięte pozostaną wszystkie sklepy poza tymi, które sprzedają produkty pierwszej potrzeby. Czynne w święta będą tylko sklepy spożywcze i apteki – nie ma więc mowy o niemal tradycyjnym poświątecznym polowaniu na przeceny w galeriach handlowych. Brytyjczycy w odizolowanych regionach wyjdą z domów w celach zawodowych i w sytuacji zagrożenia życia. Nie mogą opuszczać strefy najwyższego zagrożenia, a w jej obrębie nocować poza miejscem zamieszkania, nawet jeśli odwiedzają rodzinę. Londyn znów praktycznie opustoszał.
Czytaj też: Nie ma drugiej fali pandemii. To co jest?
Jedyne miejsce, w którym wciąż można spotkać tłumy na południu Anglii, to sklepy spożywcze. Brytyjczycy od wczoraj robią tzw. paniczne zakupy. W obawie przed całkowitym lockdownem, ale i w związku z przeciągającymi się rozmowami o brexicie, wykupują środki ochrony sanitarnej, żywność, papier toaletowy i leki. I trudno się dziwić – choć nowe restrykcje wprowadzono do 30 grudnia (wtedy rząd ma na nowo się nad nimi pochylić), to sam Hancock zastrzegł, że w najgorszym przypadku mogą obowiązywać nawet kilka miesięcy.
Brytyjczycy odizolowani od świata
Choć panika związana z mutacją wirusa wybuchła dopiero w ostatni weekend, Wielka Brytania już odczuwa jej skutki. Pogłębia się jej międzynarodowa izolacja – kolejne kraje zakazują wjazdu podróżnym z Wysp. Niektóre, jak Belgia czy Francja, zdecydowały się na to tymczasowo, w oczekiwaniu na więcej danych i skoordynowaną strategię na szczeblu UE. Zwłaszcza decyzja władz w Paryżu o zamknięciu granicy (na razie na 48 godzin) jest dla Brytyjczyków bolesna – wyłączony jest już port w Dover, punkt handlu i transportu pomiędzy Zjednoczonym Królestwem a kontynentem. Nie działa też Eurotunel pod kanałem La Manche, więc zaczęły się problemy z dostawami leków i żywności.
Zakaz wjazdu dla osób z Wielkiej Brytanii ogłosiły Holandia, Szwecja, Niemcy, Włochy, Rumunia, Finlandia, Dania, Austria i Bułgaria, a spośród krajów pozaeuropejskich m.in. Arabia Saudyjska, Kanada i Maroko. Państwa latynoamerykańskie, w tym Chile, Kolumbia i Argentyna, zawiesiły bezpośrednie loty do Londynu, a podróżujących z Wysp objęły przymusową 14-dniową kwarantanną. Niektóre rządy wolą dmuchać na zimne. Holendrzy przybyszów z Brytanii nie wpuszczą co najmniej do 1 stycznia, Włosi – do 6 stycznia. Na Półwysep Apeniński nie wjadą też osoby, które były na Wyspach w ciągu ostatnich dwóch tygodni.
Według doniesień z Brukseli odpowiedź UE ma nadejść w poniedziałek po południu. Francuski minister transportu Jean-Baptiste Djebbari poinformował na Twitterze, że przygotowywany jest „restrykcyjny protokół sanitarny”, który ma przynajmniej w części przywrócić ruch na osi Unia–Wielka Brytania.
Europa patrzy na Londyn i czeka
Nie oznacza to, że europejscy przywódcy pospieszą Londynowi na ratunek. Przeciwnie, przecieki z Brukseli wskazują na ich coraz większe zdenerwowanie i irytację. Serwis The Globalist wydawany przez magazyn „Monocle” stwierdził w poniedziałek, że o zaufaniu między państwami UE i Johnsonem nie ma już praktycznie mowy. A spekuluje się, że Downing Street mogło wiedzieć o nadciągającym zagrożeniu. Mimo to Johnson fakt ten zataił, by dać szansę brytyjskiej gospodarce na odbicie się w okresie przedświątecznym po miesiącach strat. Gdyby to się potwierdziło, skutki dla torysów byłyby katastrofalne, też w kontekście negocjacji brexitowych.
Europa patrzy więc na Wyspy z coraz większą niechęcią. Również dlatego, że sama zaraz będzie się zmagać z nową wersją wirusa. Jej przypadki zdiagnozowano już w Belgii, Holandii, Danii i Włoszech. I choć lada moment wszędzie w Unii rozpoczną się szczepienia, trudno się spodziewać, że to uspokoi nastroje. Brytyjczycy jeszcze niedawno cieszyli się na koniec niefortunnego 2020 r. Wobec brexitu i koronawirusa wiele jednak wskazuje, że nowy rok nie musi okazać się lepszy.