We wtorek przed Wielką Izbą Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu odbyła się rozprawa w sprawie prawomocności powołania stworzonej przez PiS Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Gdy władza stała i się broniła, na sali byli wyeliminowani przez nią z orzekania sędziowie Paweł Juszczyszyn i Igor Tuleya. Temu drugiemu, podobnie jak sędzi Beacie Morawiec, izba odebrała immunitety, gdy już była tymczasowo zawieszona postanowieniem TSUE z kwietnia tego roku. Mimo to Komisja Europejska nie składa wniosku o wymierzenie Polsce kary za niestosowanie się do niego. Zapewne nie chce drażnić polskiego rządu, który grozi wetem budżetu. Tak to praworządność poświęcana jest przez samą Unię w zamian za spokój.
Ale to nie była jedyna sprawa, która we wtorek drażniła obecnie rządzących Polską.
Czytaj też: Gdyby Polska PiS była krajem praworządnym
Ástráðsson przeciwko Islandii
Tego samego dnia inny europejski trybunał – Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu – wydał wyrok, który podważa legalność powołania sędziów do Izby Dyscyplinarnej SN. Chodzi wprawdzie o sprawę Ástráðsson przeciwko Islandii, ale Strasburg swoimi wyrokami ustanawia standard dla wszystkich krajów Rady Europy, a więc też Polski. W dodatku Unia przyjmuje te orzeczenia jako część swojego porządku prawnego.
Co wynika ze sprawy Ástráðsson? Że jeśli sędzia powołany jest z rażącym naruszeniem prawa, to jego orzeczenia można kwestionować.