Francja oddała hołd nauczycielowi Samuelowi Paty’emu, bestialsko zamordowanemu przez islamskiego dżihadystę, który miał pomścić rzekome bluźnierstwo religijne. Nauczyciela, który wyjaśniał uczniom sprawę karykatur Mahometa, uznano za wzór właściwej postawy w szkolnictwie i pośmiertnie odznaczono Legią Honorową. Nie ulega wątpliwości, że sprawca działał z pobudek religijnych, tyle że religii pojmowanej na sposób chory i zbrodniczy. To dla Francji problem: jak kontrolować to, co głoszą dziwni duchowni czy lokalne autorytety muzułmańskie? Od początku prezydentury Macrona zamknięto 15 miejsc kultu i ponad 200 małych lokali uczęszczanych przez muzułmanów. Minister spraw wewnętrznych zapowiada jeszcze surowszą kontrolę i zażądał zamknięcia wielkiego meczetu w podparyskim Pantin, opanowanego przez religijnych radykałów. Ale nie można wylać dziecka razem z brudną kąpielą. Francja liczy ponad 6 mln muzułmanów, lojalnych obywateli republiki, którzy boją się zbiorowej odpowiedzialności. I od dawna narzekają na dyskryminację, mniejsze szanse awansu w życiu zawodowym i społecznym. Dziś dodatkowo wielu obawia się agresji.
Sprawca zbrodni, 18-letni imigrant z Czeczenii, poszukiwał swej ofiary przez media społecznościowe. Wiadomo, że są one dziś nieodłącznym fragmentem życia społecznego. Ale jak wyplenić z nich język nienawiści i dyskryminacji, jak przeciwdziałać takim siatkom połączeń, które wykorzystał zbrodniarz? Rząd francuski zapowiada wzmocnienie platformy Pharos (od nazwy latarni morskiej), poprzez którą każdy internauta może sygnalizować witryny i wpisy wzywające do prześladowań czy pochwalające zachowania sprzeczne z wartościami republiki. Minister spraw wewnętrznych zapowiedział też, że Francja postawi tę sprawę na forum unijnym.
I jeszcze: na prawicy doszło do niebezpiecznej licytacji – kto zaprezentuje się jako najlepszy szeryf w walce przeciwko imigrantom.