Na ulicach wielu francuskich miast odbyły się manifestacje oddające cześć ofierze – Samuelowi Paty’emu, i wyrażające potępienie islamistów. Paty, nauczyciel historii i geografii, chciał przekazać uczniom sens wolności słowa na przykładzie karykatur Mahometa zamieszczonych w tygodniku „Charlie Hebdo”. Jak wiadomo, terroryści islamscy napadli na redakcję w 2015 r. i tam zmasakrowali kilkunastu jej pracowników. Proces tych bandytów odbywa się właśnie w Paryżu.
Jak Francja zamierza walczyć z ekstremizmem
Nauczyciel został bestialsko zamordowany, ponieważ 13-letnie dzieci nauczał o wolności wypowiedzi. To wstrząsa całym krajem: we Francji szkoła jest kamieniem węgielnym Republiki. Tu ma się kształtować światopogląd obywateli i nie na darmo na każdej szkole widnieje dewiza tejże Republiki: wolność, równość, braterstwo. Jasne – łatwiej o tym napisać, niż wdrażać proces wychowawczy. Ale Francja nie kapituluje: po tragedii w każdej klasie każdej szkoły nauczyciel ma zarządzić chwilę ciszy i refleksji nad tym, co się stało. Na pewno też zostaną przypomniane reguły laickości Republiki. Laickość została wymyślona i wprowadzona po to, by ludzie różnych religii i wyznań, a także agnostycy i ateiści, mogli żyć w zgodzie. Wszyscy, także muzułmanie, mają być szanowani, traktowani na równi i – rzecz jasna – nie tylko nie napadać na siebie, ale nawet sobie nie dokuczać.
Reakcje polityczne idą dalej. Prezydent Francji Emmanuel Macron obiecał publicznie, że islamiści nie będą mogli spać spokojnie w kraju. Zapowiedział nowe środki walki z ekstremizmem. Ale sprawa jest bardziej skomplikowana. Trudno dziś doprowadzić do zgody narodowej, by stawić czoło ekstremistom. Z sondażu przeprowadzonego przez renomowany instytut badawczy IFOP wynika, że aż jedna czwarta młodych muzułmanów francuskich odmawia potępienia sprawców zamachu na „Charlie Hebdo”.
„Trzeba broni, a nie łez” (po francusku hasło się rymuje) – powiedział przewodniczący grupy LR (Republikanów) w Senacie Bruno Retailleau. Wiemy, komu należą się łzy, wiemy, że opłakujemy ofiary, ale czy na pewno wiemy, przeciw komu skierować broń? Większość muzułmanów francuskich to ludzie brzydzący się przemocą, potępiający zamachy, a także obawiający się fałszywych uogólnień i niewątpliwej, nawet we Francji, islamofobii. Boją się oni, że znów będą wytykani palcami. Nawet najstraszniejsze indywidualne czyny nie powinny szkodzić dużym społecznościom. Nie ma odpowiedzialności zbiorowej.
Czytaj też: Ilustrator „New York Timesa” o tym, co wolno rysownikowi
Trzeba dobrze się zastanowić nad pojęciem wolności
Kiedy powołujący się na chrześcijańskie zasady fanatyk Anders Brevik przed dziewięcioma laty jednego dnia zabił w Norwegii 71 osób – nikomu do głowy nie przyszło oskarżać chrześcijan o ekstremizm. Podobnie nie wiązano chrześcijan ze zbrodnią w Christchurch w Nowej Zelandii, kiedy w ubiegłym roku fanatyk wszedł do meczetu i zastrzelił 51 modlących się muzułmanów (w lipcu tego roku skazano go na dożywocie). Co się dzieje na świecie? Narasta obskurantyzm, barbarzyństwo, dochodzi do radykalizacji już i tak skrajnych postaw. Wszyscy mamy problem z ekstremizmami.
Konstatuje się we Francji – a pewnie i w innych krajach – że sieci społecznościowe, przy wszystkich zaletach, jakie wniosły na naszego życia, są też szeroko wykorzystywane do mowy nienawiści, do pochwalania przemocy i podjudzania do niej. W tym roku miała wejść w życie ustawa – autorką jej była posłanka Laetitia Avia, stąd we Francji mówiło się „ustawa Avii” – nakładająca na wszystkie sieci społecznościowe obowiązek usuwania wszelkich wpisów nienawistnych, sprzecznych z prawem. Niestety, Rada Konstytucyjna oceniła, że ustawa może zaszkodzić wolności wypowiedzi i grozi wprowadzeniem niedopuszczalnej cenzury. Piszę – niestety, gdyż sprawa ta wymaga rozwiązania. Zbyt wielu ludzi myli wolność z samowolą i anarchią, swobodę wypowiedzi z wyrażaniem nienawiści. Dlatego trzeba dobrze się zastanowić nad pojęciem wolności.
I także rozważyć, co oznacza hasło: „trzeba broni, a nie łez”.
Czytaj też: Francja stała się pierwszym celem zamachów