Zaczęło się od tego, że nowy szef francuskiego MSW Gérald Darmanin powiedział w wywiadzie prasowym: „Trzeba położyć kres zdziczeniu części społeczeństwa”. Słowo „zdziczenie”, ensauvagement, wywołało gorącą do dziś dyskusję, poruszyło prezydenta i znanych intelektualistów. Wprawdzie minister tłumaczył, że użył tego terminu pod wpływem pogrzebu 25-letniej kobiety, żandarmerki, która zginęła, usiłując zatrzymać do kontroli pędzący ze skandaliczną prędkością samochód. Ale i tak, mimo emocji, minister podtrzymuje słowa o „zdziczeniu”.
W kraju, gdzie użycie właściwego słowa jest cenioną sztuką, a prezydenci i premierzy piszą książki, nie można bezkarnie rzucać nieprzemyślanych zwrotów. Przeciw „zdziczeniu” natychmiast zaprotestował minister sprawiedliwości Éric Dupond-Moretti, który zwrócił uwagę, że to słowo „buduje u ludzi poczucie braku bezpieczeństwa”. Czy może rzeczywisty brak bezpieczeństwa?
Hasła „prawa i porządku” zawsze mają wzięcie u prawicowych wyborców i służą zwykle niecnym celom politycznym. Lewicowe media zwracają jednak uwagę, że przestępczość we Francji systematycznie spada. W latach 90. było średnio około 1600 zabójstw rocznie, obecnie około 850 (nawiasem mówiąc, per capita nawet mniej niż w Polsce). Zmniejszyła się też liczba kradzieży z użyciem przemocy.
Ostatnie lato stało jednak pod znakiem kilku głośnych zbrodni. W Bayonne kopnięciami w głowę pasażerowie zabili 59-letniego kierowcę autobusu; w Lyonie 23-letnia salowa zmarła w wyniku poniesionych ran, pobita i wleczona 800 m przez samochód po jakiejś banalnej kłótni; w regionie Paryża w pralni ciężko pobito mężczyznę, który zwrócił innym uwagę, aby nosili maski. Ta kronika kryminalna budziła wiele emocji.