Białoruś weszła w okres symbolicznej dwuwładzy. Inauguracja szóstej kadencji prezydenckiej Łukaszenki 23 września była skromniutka, potajemnie zorganizowana, bez transmisji na żywo w telewizji, a miejsca dla publiczności zajęli przedstawiciele wiernego aktywu. Szereg rządów w Europie, w tym polski, a także amerykański nie uznają Łukaszenki jako legalnie wybranej głowy państwa. Przy czym mundurowi i cała biurokratyczna drabinka, od ministerstw po najmniejsze urzędy gminne i prowincjonalne posterunki, są gotowi wykonywać polecenia Łukaszenki, stąd reżim ma kim aresztować i bić protestujących oraz starać się normalnie administrować krajem, który od dwóch miesięcy odrzuca łukaszenkizm.
Druga strona nadal maszeruje. Demonstracje w ostatnią niedzielę września (w Mińsku do 100 tys. osób) przeszły jako ludowa, kolorowa i rozśpiewana inauguracja prawdziwej, narodowej prezydent – wybranej w sierpniowych wyborach Swiatłany Cichanouskiej. Znów manifestowano w wielu miastach, znów w ruch poszły pałki, armatki wodne i gaz łzawiący, znów zatrzymano setki demonstrantów. Nowością jest działalność hakerów, nazywających siebie cyfrowymi partyzantami, ich zapleczem jest mocny na Białorusi sektor informatyczny. To ich dziełem ma być blokada systemu komputerowego białoruskiej służby celnej, co zaowocowało kolejkami na granicach, po polskiej stronie kierowcy ciężarówek stali, zamiast zwyczajowych kilku, ponad dwadzieścia godzin.
Znacznie poważniejszym ciosem jest lustracja funkcjonariuszy prowadzona przez Andrew Maximova, mieszkającego w Los Angeles twórcę gier, który wykorzystując sztuczną inteligencję i programy do rozpoznawania twarzy, potrafi zerwać kominiarkę czy maskę z omonowców, zwykłych milicjantów i wojskowych, przez co zamaskowani, występujący dotąd bez dystynkcji ludzie, stali się rozpoznawalni.