Trwa burza wokół projektu przepisów sprzecznych z umową brexitową. Rząd Borisa Johnsona złożył go w środę w Izbie Gmin, nie kryjąc, że chodzi mu o złamanie zobowiązań międzynarodowych.
Czytaj też: Boris Johnson straszy „wariantem australijskim”
Brexit. Johnson w potrzasku
Projekt podważa szczególny status Irlandii Północnej, która od początku 2021 r., czyli po okresie przejściowym, ma częściowo pozostać w obszarze celnym i w ramach zasad pomocy publicznej UE (subsydiów dla biznesu). To uzgodniony i ratyfikowany przez obie strony sposób, by na wyspie zachować „niewidzialną granicę” między Irlandią Północną i brytyjską. Taki brak jakichkolwiek kontroli granicznych, w tym celnych, weterynaryjnych, dotyczących standardów towarów, to jeden z filarów procesu pokojowego z porozumienia wielkopiątkowego z 1998 r.
„UE nie przyjmuje argumentów, że celem nowych brytyjskich przepisów jest ochrona porozumienia wielkopiątkowego. W istocie Unia uważa, że jest przeciwnie” – ogłosił Marosz Szefczovicz, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, po doraźnym posiedzeniu komisji unijno-brytyjskiej w Londynie. Wspólnota uznała plany rządu Johnsona za zamiar „nadzwyczaj poważnego złamania prawa międzynarodowego”. Szefczovicz zażądał dziś „jak najszybszego, najpóźniej do końca września”, wycofania spornych zapisów. I ostrzegał, że UE jest gotowa wejść w spór sądowy z Londynem przed Trybunałem Sprawiedliwości UE (jest władny w sprawach Irlandii Północnej) oraz w ramach innych procedur przewidzianych umową o rozwodzie, która weszła w życie 1 lutego.
Los porozumienia wielkopiątkowego już podczas rokowań o brexicie cieszył się sporym zainteresowaniem w Waszyngtonie, także z racji sprawnego politycznego lobbingu Amerykanów irlandzkiego pochodzenia. Kongres USA od kilkunastu miesięcy uprzedzał, że nie zgodzi się na tak upragnioną przez Londyn umowę handlową ze Stanami, jeśli Brytyjczycy nie zagwarantują „niewidzialności” irlandzkiej granicy. Ostatniej nocy Nancy Pelosi, spikerka Izby Reprezentantów, dobitnie powtórzyła te ostrzeżenia. W pisemnym oświadczeniu zapowiedziała, że nie będzie zgody na umowę handlową z Brytyjczykami, jeśli złamią zapisy o Irlandii Północnej z umowy brexitowej.
Czytaj też: „Golfgate”, wirus i dymisja w Komisji Europejskiej
Po brexicie czas ucieka
W czwartek w Londynie ósmą rundę rokowań w sprawie pobrexitowej umowy handlowej domykał główny unijny negocjator Michale Barnier. Bez znacznych postępów. Najtrudniejszym punktem negocjacji prócz bomby z Irlandią Północną jest postulat Unii, by Brytyjczycy w umowie o handlu bez ceł i kwot eksportowych zobowiązali się utrzymać reguły pomocy publicznej (subsydiów dla firm) na poziomie unijnym. Chodzi o to, by dotowani Brytyjczycy nie stanowili nieuczciwej konkurencji.
Jeśli Unia z Londynem nie zdążą z umową przed końcem roku, ich relacje przejdą na ogólne warunki Światowej Organizacji Handlu. Taki brak umowy o wolnym handlu Johnson ukrywa pod eufemizmem „wariant australijski”, choć akurat Australia dąży teraz do wynegocjowania umowy z UE. Średnia wysokość ceł w ramach WTO to 2,8 proc., ale wynoszą nawet 10 proc. na samochody i części przesyłane w obie strony przez kanał La Manche. Wielkim utrudnieniem dla obu stron, choć znacznie bardziej dla Londynu, byłyby bariery pozacelne, czyli m.in. kwotowe ograniczenia eksportu.
Czytaj też: Boris do fryzjera, Brytyjczycy na piwo. Kraj się odmraża