Donald Trump przyjechał we wtorek do Kenoshy w stanie Wisconsin, ale nie po to, by złożyć wyrazy współczucia rodzinie czarnoskórego Jacoba Blake′a, postrzelonego dziesięć dni temu w plecy przez białego policjanta tak, że do końca życia pozostanie na wózku inwalidzkim. Nie przybył tam też po to, by uspokoić nastroje w ogarniętym zamieszkami mieście. Wizyta była częścią jego kampanii o reelekcję – oskarża demokratów o zachęcanie do rozruchów, które w rzeczywistości sam podsyca. Licząc, że w obawie przed chaosem i przemocą biali Amerykanie poprą go jako lidera „prawa i porządku”.
Czytaj też: Protest w NBA wywraca amerykański sport
Trump o policji: „Wspaniała robota”
W Kenoshy Trump nie spotkał się z rodziną Blake′a. Na konferencji prasowej wystąpił tylko razem z parą afroamerykańskich pastorów z kościoła, do którego kongregacji należy matka Blake′a Julia Jackson. Kiedy jeden z dziennikarzy zapytał, czy ich zdaniem brutalność policji jest problemem „systemowym”, prezydent nie dał im odpowiedzieć i sam zabrał głos. Oświadczył, że „policja wykonuje wspaniałą robotę”, tylko zdarzają się marni funkcjonariusze, którzy w krytycznych sytuacjach „sobie nie radzą” i „pękają”. Użył tu czasownika „choke” (dosł. dusić się, krztusić – którym określa się czasem błędne zagranie w sporcie), porównując zachowanie strzelającego w plecy policjanta do... kiksu golfisty.
Oczywiście ani słowa o tym, że policjanci notorycznie nadużywają broni, strzelając do nieuzbrojonych ludzi, których postrzegają jako zagrożenie dla siebie. Ani o tym, że ofiarami tej brutalności padają najczęściej czarni Amerykanie (stanowiący ok. 12 proc. populacji USA). W ostatni weekend doszło do kolejnej takiej tragedii, tym razem w Los Angeles – czarnoskóry rowerzysta Dijon Kizzee został zastrzelony przez policjanta, kiedy po zatrzymaniu próbował uciekać.
Czytaj też: Ameryka w płomieniach po zabójstwie w Minneapolis
Uzbrojeni cywile pod ochroną
Trump i jego rzecznicy rozwodzą się bez końca o burzliwych demonstracjach z użyciem przemocy, plądrowaniu sklepów, atakowaniu posterunków policji, podpalaniu samochodów i innych zniszczeniach. Twierdzą, że demokraci pomniejszają skalę i znaczenie rozruchów, a ich kandydat do Białego Domu Joe Biden popiera je jako rzekomy zakładnik lewicy swej partii, mimo że były wiceprezydent wyraźnie potępił przemoc i wielokrotnie odcinał się od partyjnych radykałów.
Trump tymczasem „zrehabilitował” 17-letniego Kyle′a Rittenhouse′a, białego wielbiciela policji, który w Kenoshy w czasie zamieszek zastrzelił dwóch uczestników protestu przeciw policyjnej brutalności. Według prezydenta i jego sojuszników nastolatek działał „w samoobronie”, chociaż został już oskarżony o dwa morderstwa.
Okoliczności tych zabójstw nie są do końca jasne, więc nie wiadomo, czy sprawca zostanie uznany za winnego. Nie ulega jednak wątpliwości, że zmilitaryzowana policja, poruszająca się nocą w Kenoshy w transporterach opancerzonych, pozwoliła mu swobodnie przemieszczać się po ulicach, mimo że nosił pistolet maszynowy. Podobnie jak innym uzbrojonym białym cywilom, którzy wyszli na ulice przeciw manifestantom.
Czytaj też: Twarze czarnego buntu w USA
Wybory w USA. Co mówią sondaże?
Wycieczka Trumpa do Kenoshy potwierdza, że swoją kampanię przed wyborami 3 listopada opiera dziś głównie na podsycaniu lęku przed przestępczością, chaosem i anarchią, których rasowe rozruchy mają być dowodem. Czy taktyka ta przyniesie sukces? Sondaże sygnalizują pewne zmniejszenie się dystansu między prezydentem a Bidenem, co może mieć związek z niepokojami na ulicach i nieznaczną poprawą sytuacji ekonomicznej (a do Trumpa jako menedżera gospodarki Amerykanie mają nieco większe zaufanie niż do Bidena). Poparcie dla ruchu Black Lives Matter, który zainicjował demonstracje, i dla samych protestów, które w lipcu wyrażało 62 proc. Amerykanów, ostatnio spadło do 52 proc.
Niedawna przedwyborcza konwencja Partii Republikańskiej, która miała wzmocnić popularność Trumpa, nie spełniła – jak wynika z sondaży – tych oczekiwań. Nadal wskazują, że Biden cieszy się większym poparciem jako kandydat do Białego Domu niż prezydent, chociaż ta przewaga nieco zmalała. W wyścigu Biden wciąż jednak prowadzi w większości kluczowych dla wyniku wyborów stanów swingujących, jak Michigan, Wisconsin, Pensylwania, a nawet Floryda, choć w tym ostatnim różnicą tylko 2 proc.
Czytaj też: Kontrowersyjna i niezawodna Melania Trump