Swiatłana Cichanouska, kontrkandydatka Aleksandra Łukaszenki, złożyła wczoraj oficjalną skargę na wynik do Centralnej Komisji Wyborczej. Ten wynik, choć wciąż nieoficjalny, ogłosiła poprzedniej nocy przewodnicząca CKW. Dawał zwycięstwo Łukaszence – miażdżące, bo wedle Komisji na obecnego prezydenta głosowało 80,2 proc. wyborców, a na Cichanouską niecałe 10 proc.
Snyder: Łukaszenka może pójść drogą Jaruzelskiego
Wszystko po staremu, oczywiście?
To była informacja, która zelektryzowała ludzi. Ruszyli zaprotestować przeciw największemu od lat fałszerstwu wyborczemu. W taki wynik trudno uwierzyć nawet na Białorusi. Władza najwyraźniej przegięła. Śmieszny incydent wydarzył się w komisji, w której głosował prezydent. Łukaszenka podszedł do stołu, przewodniczący wręczył mu biuletyn wyborczy, na co stwierdził ze spokojem: „Wszystko po staremu, oczywiście”.
Oczywiście, że po staremu – wynik był ustalony. Tak dobrego rezultatu Łukaszenka nie uzyskał już dawno. Ten najświeższy miał przekonywać, że jego popularność wzrosła i nikt nie jest dla niego godnym rywalem. Miał upokorzyć pozostałych, którzy odważyli się stanąć do walki. Zwłaszcza kobietę. Cichanouska jego zdaniem w ogóle nie liczyła się w wyścigu, nie nadawała się do rządzenia. Łukaszenka nieustannie manifestował pogardę dla niej i tym razem się pomylił.
W nocy z niedzieli na poniedziałek doszło do ostrych starć z milicją, choć demonstranci zachowywali się pokojowo, a sama Cichanouska wezwała do spokojnych protestów. Milicja działa brutalnie. W stronę demonstrujących leciały granaty hukowe i gumowe kule. Są ranni, informuje o tym niezależne centrum Wiasna. Białoruskie MSW potwierdziło informację o śmierci jednej osoby, najechanej celowo przez ciężarówkę. Do aresztów trafiło kilkaset osób, nie tylko w Mińsku, ale w całym kraju: w Grodnie, Witebsku, Brześciu, Mohylewie. W poniedziałek protesty trwały dalej. Milicja w Mińsku użyła gumowych kul i granatów hukowych. W sumie liczba zatrzymanych w ciągu dwóch dni przekroczyła już 3 tys.
Czytaj też: Łukaszence puściły nerwy tuż przed wyborami
Cichanouska odmieniła stan umysłów
Dziesięć lat temu w noc po wyborach ciężko pobito Władimira Nieklajewa, poważnego kandydata opozycji. Teraz sytuacja była nieco odmienna, trudno bić kobietę. Nawet Łukaszenka zdał sobie sprawę, że pobicie Cichanouskiej to scenariusz niemożliwy do zrealizowania. Jest młoda i odważna – zastępując aresztowanego męża, niemal z dnia na dzień stała się osobą budzącą entuzjazm i zdobyła popularność. To ona ponad podziałami wśród opozycji zjednoczyła wokół siebie wszystkich pragnących zmiany, zmęczonych władzą Łukaszenki, zatroskanych o własną przyszłość, przyszłość dzieci i los Białorusi.
Nie krytykowała otwarcie Łukaszenki, krytykowała system i pokazywała, dlaczego czas go zmienić. Jej postawa nagle odmieniła stan umysłów, ludzie przestali się bać wyrażania przekonań, przychodzili na spotkania mimo grożących kłopotów, śpiewali, że jeśli chcesz wolności, to musisz ją sobie wywalczyć. „Mury” Jacka Kaczmarskiego stały się nieoficjalnym hymnem tego wyborczego lata.
Łukaszenka był przygotowany na protesty, ich siła chyba jednak przerosła jego wyobrażenia. Wezwał Białorusinów do przerwania manifestacji. Jak zwykle o wywołanie niepokoju oskarża zagranicę: Polskę, Czechy, Wielką Brytanię. Nie miał jednak odwagi stanąć z ludźmi twarzą w twarz. Do końca zresztą nie wiadomo, gdzie się ukrył: część mediów donosi, że udał się do Turcji już w dniu wyborów.
Czytaj też: Babski triumwirat przeciw Łukaszence
Ludzie przestają się bać
Poniedziałkowe protesty są kolejnym dowodem, że ludzie przestają się bać. Jedno jest pewne: to już jest inna Białoruś. Białoruś Łukaszenki, rządzącego coraz bardziej autorytarnie, przekonanego o swojej nieomylności, odchodzi właśnie w przeszłość. Ludzie przez chwilę poczuli się podmiotowo, przeszli szybki kurs budowy społeczeństwa obywatelskiego, przypomnieli sobie, na czym polega demokracja. To wszystko stracili pod wodzą Łukaszenki, nawet prawo do państwowej flagi i konstytucji. Przez lata żyli z tym lub udawali, że nie widzą, co im zabrano.
Ale takich metod rządzenia nie da się już powtórzyć. Łukaszenka przekonuje się o tym z dnia na dzień. Niezależne media urosły w siłę, coraz więcej ludzi czerpie wiedzę o kraju i świecie, to już nie są widzowie pierwszego programu państwowej TV, który pokazuje nieustające sukcesy prezydenta. Władza nad mediami wymknęła się prezydentowi z rąk i nie uda się jej ponownie narzucić. Świat, także w jego kraju, poszedł naprzód.
Epidemia koronawirusa obnażyła bezwzględnie słabości systemu. Łukaszenka, myśląc po staremu, próbował lekceważyć zagrożenie, a skompromitował się nawet w oczach własnych obywateli, którzy kiedyś wybaczali mu tak wiele. A teraz nie chcą.
Czytaj też: Na Białorusi właśnie dzieje się historia
Jakie scenariusze dla Białorusi?
Łukaszenka nie zrezygnuje dobrowolnie z władzy, tego nie należy oczekiwać od dyktatora. Podobnie jak tego, że Komisja Wyborcza pozytywnie rozpatrzy skargę Cichanouskiej. CKW jest jedną z najbardziej skompromitowanych instytucji w kraju.
Białorusini deklarują, że nie wrócą do domów, dopóki nie wywalczą prawa do demokracji i wolnych wyborów. Jak długo wytrwają w tym postanowieniu? Czy prezydent zdolny jest użyć siły i przy pomocy wojska zaprowadzić porządek? Na razie wojsko jest po stronie władzy. I jest znaczącą siłą w kraju.
Jakie stanowisko zajmie Moskwa? Stosunki Kremla z Mińskiem od dawna są raczej chłodne, z zażyłości niewiele pozostało. Co nie znaczy, że Władimir Putin losem Białorusi już się nie zajmuje. Łukaszenka wciąż jest jego sojusznikiem i mimo częstej różnicy zdań oraz interesów w końcu zwykle potrafią się porozumieć. Łukaszenka marzył kiedyś o czymś więcej, sam parł do bliskich relacji. Teraz widzi, że nie wyszedłby na tym dobrze, i woli podkreślać, że suwerenność Białorusi jest dla niego wartością najwyższą.
Dziś Rosja nie wyruszy do Mińska z braterską pomocą, Putinowi nie byłoby to na rękę. Białoruś to nie Krym, trudno byłoby się wytłumaczyć nawet przed Rosjanami.
Czytaj też: Łukaszenka gnębi konkurentów. Obawia się utraty władzy
Czas sprzyja Białorusinom
Jest jeszcze Bruksela, która dotychczas zachowuje wstrzemięźliwość wobec wydarzeń u swojego sąsiada. Nie tak znów dawno sankcje wobec Białorusi zostały zniesione, europejscy liderzy dali się zaprosić do Mińska na rozmowy w sprawie pokoju w Donbasie. Bruksela może akcentować, że przygląda się wydarzeniom, i liczyć na rozwiązanie konfliktu bez użycia siły i przemocy. Może zagrozić ponownym wprowadzeniem sankcji, choć wiadomo, że to mało skuteczne.
Czas jednak sprzyja Białorusinom. Europa patrzy przychylnie, nawet gdy nie okazuje nadmiernej aktywności. Ameryka jest po ich stronie, z pewnością nie poparłaby użycia siły. Rosji interwencja w Mińsku nie jest dziś potrzebna. Jeśli nawet Łukaszenka nie odda teraz władzy, jego czas zaczął przemijać. Przemijanie może trochę trwać, ale nie musi tak być, koniec może nastąpić szybciej, niż się ktokolwiek spodziewa. Jeśli białoruska opozycja nie zmarnuje tej szansy.
Czytaj też: Snyder o groźnej polityce wieczności