W czwartkowym wpisie na Twitterze Donald Trump zaproponował odłożenie wyborów, które mają się odbyć 3 listopada i zadecydować o jego reelekcji. Uzasadnił to pandemią koronawirusa, która rzekomo spowoduje, że głosowanie będzie się musiało wszędzie odbyć pocztą, a to – jak napisał – grozi „najbardziej oszukańczymi wyborami w historii” Ameryki. Trump musiał sobie zdawać sprawę, że nie ma praktycznie szans na odroczenie elekcji. Jego tweet mógł być próbą odwrócenia uwagi od innych niepomyślnych dla niego wiadomości tego dnia. Komentuje się go jako potwierdzenie, że może się nie pogodzić z ewentualną porażką.
Czytaj też: Desperacja i bezwzględność. Trump traci popularność
Kongres USA się na to nie zgodzi
O dacie wyborów – we wtorek po pierwszym poniedziałku listopada – zadecydował w XIX w. Kongres i tylko on, jak podkreślają eksperci, może zmienić ten termin. Konstytucja USA mówi poza tym, że czteroletnia kadencja prezydenta kończy się 20 stycznia w południe i jeśli do tego czasu wybory nie zostaną rozstrzygnięte, prezydentem zostaje przewodniczący Izby Reprezentantów.
Na tweet Trumpa natychmiast zareagowali przywódcy obu partii w Kongresie, oświadczając, że o zmianie daty nie ma mowy. Liderzy GOP w Izbie i Senacie – kongresmen Kevin McCarthy i senator Mitch McConnell – powiedzieli, że wybory odbędą się planowo. Nigdy w historii USA ich nie odraczano – odbyły się nawet w czasie wojny secesyjnej w 1864 r. i w okresie największego nasilenia walk Amerykanów na frontach II wojny w 1944 r.
Trump zatweetował, że Ameryce grożą „powszechne” wybory korespondencyjne, ale jak dotąd tylko pięć stanów przeprowadza je w ten sposób, chociaż Covid-19 zmusi pewnie wiele innych do skorzystania w tym celu z usług poczty. Wbrew jego twierdzeniom, że taka forma głosowania doprowadzi do masowych oszustw, nie ma na to dowodów. Doświadczenia wskazują, że oszustwa wyborcze są w USA w ogóle bardzo rzadkie. Tegoroczna pandemia pozwala raczej przewidywać, że organizacja będzie wyjątkowo utrudniona i może Ameryce grozić głównie bałagan, tym bardziej że każdy stan ma własne metody przeprowadzania elekcji. Można się przede wszystkim obawiać ogromnych opóźnień w liczeniu głosów i niespotykanych sporów o wynik.
Czytaj też: Kruche ego syna despoty. Bratanica diagnozuje Trumpa
Trump traci w sondażach
I na to właśnie najpewniej liczy Trump. Zanim rozesłał swój wpis, rząd ogłosił, że w drugim kwartale gospodarka skurczyła się o 32,9 proc. w skali rocznej, co jest spadkiem niespotykanym w tak krótkim okresie w dziejach kraju. Przyczyną jest oczywiście atak koronawirusa, który wiosną zmusił większość stanów do wprowadzenia radykalnych obostrzeń. Biały Dom twierdzi, że to zrządzenie losu, ale lekceważąca postawa prezydenta wobec zarazy i odmowa większego zaangażowania władz federalnych w walkę ze zdrowotnym kataklizmem bez wątpienia pogłębiły kryzys.
Tak w każdym razie uważa przeważająca większość Amerykanów, wystawiając Trumpowi coraz gorsze oceny – aprobata dla jego prezydentury spadła w sondażach do 36–38 proc., do czego przyczynił się także kryzys społeczny: masowe protesty po zabójstwie George′a Floyda. Trump odmówił przyznania demonstrantom moralnej racji, a odbywający się również w czwartek pogrzeb bohatera walki Afroamerykanów o prawa obywatelskie kongresmena Johna Lewisa, w którym uczestniczyli trzej poprzedni prezydenci, ale nie obecny, symbolicznie przypomniał, po której jest stronie barykady. Sondaże wskazują, że gdyby wybory odbyły się dziś, przegrałby z Joem Bidenem różnicą 10–12 pkt proc.
Wybory w USA. Scenariusze
Czwartkowego tweeta prezydenta należało oczekiwać, bo wcześniej w wywiadzie dla telewizji Fox News dał do zrozumienia, że może nie uznać wyniku wyborów, jeżeli będzie dla niego niekorzystny. Sugestia, by je odłożyć, budzi podejrzenia, że na serio bierze pod uwagę ewentualność niepogodzenia się z przegraną. Do wyborów ponad trzy miesiące, wiele się jeszcze może zdarzyć. Jeśli przewaga Bidena stopnieje i jego wygrana będzie nieznaczna, scenariusz dramatycznego konfliktu o władzę pod koniec roku stanie się całkiem prawdopodobny. Oby rozgrywał się, jak dotychczas, tylko w sądach.
Czytaj też: Jakiej Ameryki chce Biden