Świat

Zagadka: czy Rosja ingeruje w wybory na Białorusi?

Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego Nikolai Petrov / BELTA / TASS / Forum
Na Białorusi właśnie zatrzymano rosyjskich najemników z Grupy Wagnera. Co tu robili? Czy wysłał ich Putin, żeby obalić Łukaszenkę? Afera robi się międzynarodowa.

Wciąż niewiele wiadomo: na Białorusi zatrzymano 33 Rosjan z Grupy Wagnera, powiązanej z Kremlem paramilitarnej organizacji. 32 złapano w sanatorium pod Mińskiem, a jednego luzaka na południu kraju. Oficjalna białoruska propaganda od razu powiązała to zdarzenie ze zbliżającymi się wyborami. Otóż koło dwustu Rosjan, którzy rzekomo przeniknęli na terytorium sąsiada, zamierzało zdestabilizować sytuację polityczną. Mieli być powiązani z działaczem opozycyjnym, niedoszłym rywalem Łukaszenki Siarhijem Ciechanouskim. Czyli zapewne też z jego żoną Swiatłaną, która sama kandyduje, zastąpiwszy osadzonego w areszcie męża. Spodziewano się, że jej wiec, zapowiedziany na środę w Mińsku, zgromadzi tłumy.

Słowem: wspaniała historia ulepiona z myślą o białoruskim wyborcy, który jak ognia obawia się rozruchów, przelewu krwi, wojny domowej, niepokojów zagrażających jego egzystencji, pragnącego mniej niż skromnych swobód obywatelskich. Ale czy prawdziwa? Wiec Ciechanouskiej faktycznie zgromadził tysiące ludzi, a w obawie przed prowokacją zastosowano wzmożone rygory.

Czytaj też: Czy oswajanie Łukaszenki ma sens?

Grupa Wagnera w nieformalnej służbie Kremla

Długo nie było wiadomo, kogo zatrzymano – białoruskie służby mają na koncie niejedną prowokację, mieszanie obywatelom w głowach to ich żywioł. Dopiero w czwartek po południu rzecznik Kremla potwierdził, że zatrzymano Rosjan, a skoro potwierdza rzecznik Kremla, to z pewnością nie byli to turyści... Zresztą jak zeznali świadkowie, owi Rosjanie nie pili alkoholu i paradowali w wojskowej odzieży, wcale się nie kamuflując.

Warto przypomnieć, że Grupa Wagnera powstała w 2013 r. To rosyjscy najemnicy przerzucani w najbardziej zapalne miejsca na świecie, jeśli Rosja ma tam swoje interesy. A że tworzą prywatne oddziały, Moskwa może udawać, że nie ma z tym nic wspólnego – Grupa Wagnera to nie są oficjalni rosyjscy żołnierze. Jeśli coś pójdzie nie po myśli, Kreml nabiera wody w usta. Gdy w Syrii Amerykanie dopadli wagnerowców, zabijając – jak się przypuszcza – nawet 300 osób, Moskwa się na ten temat nawet nie zająknęła. Wagnerowcy walczyli też w Donbasie przeciw Kijowowi. Kreml i wtedy utrzymywał, że to nie jego żołnierze.

Sasza, wciąż wygodny partner Putina

Co Grupa Wagnera robiła pod Mińskiem? Scenariusz, że najemników wysłał Kreml, by pomóc obalić Łukaszenkę, wydaje się mało zborny. Putin nie ma w tym interesu. Sasza jest wygodnym partnerem, czasem się panowie pokłócą, a później i tak wszystko wraca do normy – wszystko, czyli relacje handlowe. Łukaszenka w swej naiwności marzył kiedyś o wstąpieniu na Kreml, obściskiwał się z Borysem Jelcynem, ale było wiadomo, że rosyjscy politycy utrą mu nosa i sprowadzą do właściwych relacji.

Tak się stało, a przy Putinie o marzeniach należało zapomnieć. On sam zamierza rządzić kolejne ćwierć wieku, więc i następna kadencja Łukaszenki mu nie przeszkadza. Skoro go kochają, skoro rządzi po raz szósty, to dlaczego przeszkadzać? Po co buntować Białorusinów? Czy chciałby zrobić to samo co na Krymie i w Donbasie? Mało prawdopodobne. Ściągnąłby na kraj kolejne sankcje Europy i Waszyngtonu, mało teraz Moskwie potrzebne. Zresztą wywołując i podtrzymując konflikt w Donbasie, Putin ma swój cel: destabilizację Ukrainy opowiadającej się za kursem prozachodnim. Destabilizować Mińsk? To trochę śmieszne, nawet gdyby pokolenie białoruskich 30-latków chętniej spoglądało w stronę Zachodu niż Moskwy.

Mińsk, stacja przesiadkowa w drodze do Turcji

Nie wydaje się też prawdopodobne, żeby Putin spiskował z Ciechanouskim lub jego małżonką. A czy mógł spiskować z Łukaszenką przeciw opozycji? Licząc, że wywoła strach, zminimalizuje poparcie dla rywalki, która zaczyna wyrastać ponad dotychczasowy poziom poparcia dla opozycji? Można zapytać, czy taka gra jest dla Putina warta świeczki. Czy opozycyjna kandydatka jest aż tak groźna, żeby się wtrącać. W końcu i tak wiadomo, kto będzie liczył głosy.

Może więc doszło do jakiejś pomyłki. Może Grupa Wagnera nie chciała wtykać palców w białoruską politykę. Wokół dzieją się ważniejsze sprawy, a Białoruś i jej prezydent, który zaleca picie wódki i jazdę na traktorze w walce z pandemią, mogą najwyżej wzbudzać uśmiech swoją egzotyką.

Wczesnym czwartkowym wieczorem ambasador Rosji w Mińsku dorzucił nowy wątek. Powiedział mianowicie, że Grupa Wagnera wybierała się do Turcji, a Mińsk był tylko stacją przesiadkową, nie po raz pierwszy zresztą.

Czytaj też: Parada na Białorusi. Łukaszenka zarazy się nie boi

Rosja, Białoruś, afera międzynarodowa

To też dziwne tłumaczenie. Jeśli tak było w istocie, to dlaczego ani białoruski prezydent, ani jego służby o tym nie wiedziały? Dlaczego wywołano skandal i być może przewrócono całą misterną grę Putina, jakąś ważną operację, o której dowiedzielibyśmy się za kilka dni? Czy to Łukaszenka chciał dać Putinowi nauczkę, udowodnić, że jest mniej śmieszny, niż jest? Czy zamierzał Kremlowi pokazać, że trzeba się z nim liczyć i nie traktować białoruskiej ziemi jak własnej? W dodatku odezwał się Kijów: domaga się ekstradycji członków grupy w związku z czynami popełnionymi w Donbasie. Awantura robi się międzynarodowa.

Ale tu też się rodzi pewna wątpliwość: jak wagnerowcy zamierzali przedostać się do Turcji z Białorusi i dlaczego nie użyli własnych samolotów, skoro – jak twierdzą specjaliści – maja takowe do dyspozycji? Chcieli podróżować regularnymi liniami i wybrali Mińsk, bo Moskwa wstrzymuje międzynarodowe loty?

Słowem – wielka zagadka. Aż się prosi dopowiedzieć, że może właśnie o wykreowanie zagadki chodziło. Nad rozwiązaniem wszyscy będą się głowić, tracąc z pola widzenia o wiele istotniejsze sprawy.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną