Świat

Płonące plaże Bułgarii

Protesty w Sofii. Protesty w Sofii. EPA / PAP
Jedno nagranie Iwanowa wrzucone na YouTube wszystko zmieniło.

Takich protestów – kilkudziesięciotysięcznych – nie było w Sofii od 2013 r., gdy demonstranci doprowadzili do obalenia pierwszego rządu Bojko Borysowa. Dziś żądania są podobne – trzeci rząd Borysowa i prokurator generalny Iwan Geszew muszą odejść. Zaczęło się tydzień temu od nagrania wideo. Opozycyjny parlamentarzysta Hristo Iwanow zatrzymał się motorówką na plaży, która jest oficjalnie publiczna. Natychmiast pojawili się agenci służby bezpieczeństwa i zmusili go do odpłynięcia. Iwanow, który wszystko nagrał, starał się udowodnić, że ten fragment plaży władze – wbrew prawu, bo wszystkie plaże są publiczne – oddały na wyłączność liderowi partii mniejszości tureckiej Ahmedowi Doganowi, który ma w pobliżu willę.

Bez tej partii, która ma 25 posłów w 240-osobowym parlamencie, Borysow nie mógłby rządzić. Nie tylko z powodu głosów. Z partią Dogana związany jest Delan Peewski, milioner i właściciel jednego z trzech bułgarskich kanałów telewizyjnych oraz 80 proc. rynku prasowego. Jego media wychwalają rząd Borysowa i blokują krytyczne dla niego informacje – dlatego na przykład sprawa plaży, choć opisywana wcześniej przez niszowe portale, nie mogła się przebić do większości Bułgarów. Jedno nagranie Iwanowa wrzucone na YouTube wszystko zmieniło. Zareagował na nie nawet trzymający się na uboczu prezydent Rumen Radew, który skrytykował korupcję w rządzie. Dwa dni później policja weszła do biura prezydenta, aresztując dwóch jego podwładnych pod zarzutem... korupcji. Według Transparency International Bułgaria jest najbardziej skorumpowanym krajem w Unii Europejskiej.

Polityka 30.2020 (3271) z dnia 21.07.2020; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 11
Reklama