To był zwykły wiejski dom w prowincji Kandahar. Siły specjalne otoczyły go w nocy. W budynku była broń i materiały wybuchowe. Dżihadyści nie stawiali jednak oporu, zostali zaskoczeni. Taki był cel – złapać ich żywych. Wśród nich znajdował się przywódca lokalnej filii tzw. Państwa Islamskiego Aslam Faruki.
Według informatorów dżihadyści mieli spotkać się w Kandaharze, by zadecydować o przyszłości swojej organizacji, która według prezydenta Afganistanu Aszrafa Ghaniego w zeszłym roku przestała istnieć. Mimo setek amerykańskich i afgańskich nalotów, licznych ataków z użyciem dronów, druzgocących strat Państwo Islamskie w Afganistanie wciąż jednak działa. Ten fenomen zgodziło się nam wytłumaczyć dwóch byłych bojowników.
Zatrzymany Aslam Faruki naprawdę nazywa się Abdullah Orakzaj. Jest obywatelem Pakistanu i od lipca 2019 r. był przywódcą prowincji Chorasan, jednej z najbardziej aktywnych filii Państwa Islamskiego. Jeszcze w zeszłym roku liczbę bojowników tej organizacji w Afganistanie tamtejszy rząd szacował nawet na 5 tys. Ale te dane mogą być rozmyślnie przesadzone.
Chwilowy spokój
Po podpisaniu w lutym 2020 r. porozumienia między bardziej umiarkowanymi talibami a Stanami Zjednoczonymi Kabulowi zależy na tym, by wyolbrzymiać zagrożenie ze strony radykalnych dżihadystów. Biały Dom zobowiązał się do wycofania swoich wojsk w ciągu 14 miesięcy. Dla afgańskich władz byłby to ogromny cios i ryzyko, że talibowie znów przejmą władzę nad krajem. Próbują więc zatrzymać siły międzynarodowe, wyolbrzymiając zagrożenie.
Chorasan to historyczny region obejmujący północno-wschodni Iran, południowy Turkmenistan i północny Afganistan. Tamtejsza filia Państwa Islamskiego powstała w 2015 r., sześć miesięcy po tym, jak organizacja matka ogłosiła powstanie kalifatu w Iraku i Syrii.