Świat

„Pomarańczowe kamizelki”. Włosi wyszli na ulice

Antonio Pappalardo, ekscentryczny lider Pomarańczowych Kamizelek Antonio Pappalardo, ekscentryczny lider Pomarańczowych Kamizelek Cozzoli/Fotogramma / Zuma Press / Forum
We Włoszech rośnie frustracja z powodu długiej kwarantanny i kolejnej recesji. Kapitał na społecznym gniewie chcieliby zbić wszyscy gracze na prawicy.

„Nie oczekujemy, że stawicie się osobiście. Nie znamy przecież prawdziwej krzywej zachorowań. Oczekujemy, że okażecie swój sprzeciw. Ślijcie dalej nasze materiały, zdjęcia. Wasz głos jest ważny. Pokażmy, że Włochy się nie poddają” – pisała 1 czerwca Giorgia Meloni, szefowa ultraprawicowych Braci Włoskich, w partyjnym newsletterze pod szumnym tytułem „Gazeta Trójkolorowa”.

Meloni, jedna z najbardziej wyrazistych postaci opozycji, kieruje ugrupowaniem radykalnym, czasem wręcz neofaszystowskim. Wezwała do udziału – wirtualnego lub fizycznego – w zaplanowanej na następny dzień antyrządowej demonstracji na rzymskim Piazza del Popolo. Demonstracji pod wieloma względami unikatowej dla włoskiej sceny partyjnej.

Czytaj też: Wirus pogłębia podziały na południu Europy

Pandemia łagodzi włoskie obyczaje

2 czerwca ramię w ramię stanęli politycy, którzy jeszcze niedawno umieściliby się po przeciwnych stronach barykady w ideologicznej i kulturowej wojnie. Obok szefowej Braci Włoskich pojawił się m.in. były wicepremier i szef Ligi Matteo Salvini oraz reprezentujący Forza Italia Antonio Tajani, niegdyś komisarz UE ds. przedsiębiorczości i przewodniczący Parlamentu Europejskiego. Taka konfiguracja kiedyś byłaby niemożliwa. Gdy Salvini zasiadał w rządzie, Meloni krytykowała go za łagodną politykę migracyjną. Tajani był dla niej zbyt proeuropejski, a Forza Italia, ugrupowanie Silvio Berlusconiego, było symbolem wszystkiego, co najgorsze we włoskiej polityce: korupcji, moralnej zgnilizny i dominacji tych samych elit.

Jak widać, pandemia łagodzi obyczaje i buduje fundamenty pod najtrudniejsze koalicje. We wtorek wszyscy ci politycy maszerowali razem. Bez logotypów, w milczeniu, z narodową flagą. Hasło demonstracji – „Włochy się nie poddają” – miało uderzać w politykę premiera Giuseppe Contego. Prawica oskarża go o nieumiejętne zarządzanie koronakryzysem, a przede wszystkim o doprowadzenie gospodarki na krawędź katastrofy.

Czytaj też: „No cóż, biurokracja”. Tak się odmrażają Włochy

Pomarańczowe i żółte kamizelki

Data protestu nie była przypadkowa. 2 czerwca to Dzień Republiki, święto upamiętniające referendum ustrojowe z 1946 r., usuwające monarchię i ustanawiające w jej miejsce Republikę Włoch w takim kształcie, w jakim funkcjonuje teraz. Coraz więcej osób we Włoszech dziś czuje, że kraj ich nie chroni, a krzywdzi. Zanim na ich frustracji zaczęli zbijać kapitał politycy najwyższego szczebla, obywatele organizowali się sami, oddolnie. Demonstracja w Rzymie była niczym innym jak próbą przejęcia przez Salviniego, Tajaniego i Meloni społecznego zrywu: ruchu tzw. pomarańczowych kamizelek. Nawiązując estetyką i postulatami do francuskich żółtych kamizelek, aktywiści chcą zniesienia restrykcji gospodarczych nałożonych przez rząd w czasie pandemii. Ale przede wszystkim domagają się ekonomicznej suwerenności i „oddania kontroli nad krajem w ręce włoskiego narodu”.

Czytaj też: Jeszcze Italia nie zginęła. Włosi jednoczą się w pandemii

Ekscentryczny lider niezadowolonych

Ochrzczeni przez prasę „ruchem niezadowolonych” i „antypandemiczną bojówką”, protestowali już w 29 miastach. 30 maja setki osób we fluorescencyjnych bezrękawnikach wyszły na ulice m.in. Mediolanu i Bergamo, lombardzkich miastach najmocniej dotkniętych przez koronawirusa. Przewodniczy im Antonio Pappalardo, były generał włoskiej policji, dawny deputowany do parlamentu i zwolennik służb mundurowych, postać ekscentryczna. Nosi jaskrawopomarańczowe oprawki, zawsze ma przynajmniej jeden element stroju w tym kolorze – przy formalnych okazjach krawat, na protestach kamizelkę. Nie nosi tylko maski ochronnej, bo... nie wierzy w zagrożenie. Jego zdaniem Covid-19 nie jest chorobą śmiertelną i zabija ludzi powyżej 80. roku życia, którzy mają choroby towarzyszące. Pandemia została wymyślona przez finansowe i polityczne elity, by zarobić na paraliżu kosztem biedniejszych. W trakcie protestów Pappalardo ściska innych członków ruchu i nie zachowuje dystansu. Pytany, czy nie boi się zakażenia, z uśmiechem odpowiada, że „najwyżej zachoruje, ale to mało prawdopodobne, bo wirus bardziej boi się jego niż on wirusa”.

Pappalardo, jakkolwiek groteskowy by nie był, stoi na czele coraz silniejszego ruchu. Jego interpretację pandemii jako zamachu na wolności obywatelskie i suwerenność gospodarczą kraju podzielają tysiące Włochów, sfrustrowanych czwartą recesją w ciągu ostatniej dekady. Pappalardo potrafi to wykorzystać. Uderza w klasyczne tony populizmu, gdy mówi o „tysiącach obywateli, którzy dumnie podnieśli głowy i zaczęli myśleć samodzielnie”. Domaga się wyjścia kraju z Unii i przywrócenia liry w miejsce euro. Jest zwolennikiem demokracji bezpośredniej, bo jego zdaniem rządy parlamentarne zawsze będą odbierać władzę ludowi i działać na jego niekorzyść.

Kamizelka z włoską flagą

Przy okazji niebezpiecznie flirtuje z polityczną przemocą. Na Facebooku pomarańczowych kamizelek zamieszcza filmiki, w których opowiada, że „fascynuje się siłą policyjną”. Na demonstracjach gości organizacje otwarcie neofaszystowskie i antydemokratyczne, jak CasaPound, dawna partia. Jej szef Gianluca Iannone dumnie mówi o sobie, że „zrehabilitował włoski faszyzm jako ideologię”, a politykę „woli uprawiać na ulicy niż w wyborach”.

Wszyscy ci aktorzy prawej strony mają, przynajmniej na razie, wspólny cel – obalić rząd Contego. Trudno jednak się spodziewać, że w dłuższej perspektywie będą w stanie się dogadać. Już zresztą wybuchają małe konflikty. Meloni oskarża pomarańczowe kamizelki o brak szacunku dla urzędu prezydenta, a Pappalardo twierdzi, że Salvini kupuje sobie czas antenowy i poparcie mediów.

Tak naprawdę każdy z nich ma inne marzenie polityczne. Salvini chce wrócić do rządu, najlepiej bez koalicjanta. Meloni, której partia w czasie pandemii się wzmocniła i w najnowszych sondażach może liczyć na rekordowe 14,5 proc. poparcia, będzie udowadniać, że jest czymś więcej niż dobudówką do większych ugrupowań. Pappalardo chciałby wyprowadzić kraj z Unii, a Iannone i inni neofaszyści – obalić ustrój demokratyczny. Z tej układanki na razie wyłania się pomarańczowa kamizelka z doczepioną włoską flagą. W co się przeobrazi?

Czytaj też: Włoska prawica wskrzesza pamięć o Mussolinim

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną