„Dziękuję, że zatrzymaliście diabła, którego sam nie potrafiłem zatrzymać” – powiedział Cho Ju-bi przed kamerami. Korea nie mogła uwierzyć, że ten niepozorny, 24-letni mężczyzna zarządzał w sieci ekskluzywnymi salami tortur. Kilka dni temu koreańskiej policji udało się również namierzyć inicjatora całego przedsięwzięcia, rówieśnika Cho, Moon Hyung-wooka. Skandal, w który wplątani mogą być politycy i osoby z show-biznesu, przyćmił w koreańskich mediach nawet koronawirusa.
Co się dzieje w pokoju? Paksa i GodGod, bo takie pseudonimy nosili zatrzymani, wraz z kilkunastoma innymi osobami szantażem zmuszali kobiety do nagrywania materiałów o seksualnej lub masochistycznej treści. Policja do tej pory zidentyfikowała 74 ofiary. 16 było niepełnoletnich, a najmłodsza miała 9 lat. W filmach powraca motyw upokarzania, łącznie ze zmuszaniem do masturbacji ostrymi przedmiotami i wycinania sobie na ciele słowa „niewolnica”. Filmy pojawiały się na zamkniętym forum Nth room w komunikatorze Telegram.
Kodowanie i kryptowaluty
Niczym szkatułka Nth room zawierał szereg czatów z płatnym dostępem. Im bardziej ekstremalne treści, tym wyższa cena. Za dostęp do niektórych „pokojów” użytkownicy płacili ponad tysiąc dolarów. Jednym z warunków dołączenia do części z nich było załączenie zdjęć swoich genitaliów jako awatara. Przeraża również skala zjawiska – przez te pokoje przewinęło się aż 260 tys. osób.
O istnieniu Nth roomu służby wiedziały od września ub.r., w listopadzie sprawa przeciekła do mediów. Początkowo została nieco zlekceważona, bo dominowało przeświadczenie, że Nth room to tylko nowa forma rozpowszechniania nielegalnej w Korei pornografii. Dopiero wielomiesięczne dochodzenie dwóch studentek, które nazwały się Team Flame, ujawniło nie tylko przypadki dziecięcej pornografii, ale również zachowania użytkowników, którzy szydzili z kobiet i je lżyli – dane ofiar również były ujawniane na czatach.