Wszyscy chcieliby się już swobodnie przemieszczać: turyści, przedsiębiorcy, politycy. Nawet Komisja Europejska, dotychczas dość ostrożna, 13 maja zasugerowała, że państwa członkowskie mogłyby stopniowo otwierać granice w strefie Schengen. Chodzi o przywrócenie do życia ruchu turystycznego i pracowniczego, ale też ułatwienie powrotu do domu blisko 600 tys. osób, które na czas pandemii utknęły za granicą.
Europa, czyli spacer po labiryncie
Europejskie kraje mają wolną rękę w decydowaniu, jak i kiedy podnieść szlabany. Zgodne są właściwie tylko w jednym aspekcie – do 15 czerwca nie będą wpuszczać gości spoza Unii Europejskiej (z wyjątkiem tzw. personelu podstawowego, który uzasadni podróż i potwierdzi stosownymi dokumentami). Rozstrzygnięcia są już bardzo różne, a kontynent zamienia się w mozaikę zamkniętych i otwartych przejść granicznych, z podróży po Europie czyniąc prawie spacer po labiryncie.
Czytaj też: Polska granica absurdu
Pierwszy duży korytarz turystyczny otworzyły między sobą państwa bałtyckie. 15 maja władze Litwy, Łotwy i Estonii umożliwiły wewnętrzny ruch w obrębie swoich granic – na razie tylko dla obywateli i stałych rezydentów tych trzech państw. Dodatkowo na Litwę wjechać mogą obywatele Polski, jeśli udokumentują, że uczą się tu lub prowadzą działalność gospodarczą. Estonia granic szerzej nie zamierza otwierać co najmniej do 15 czerwca, podobne deklaracje słychać od władz w Wilnie. Z kolei na Łotwie do 9 czerwca obowiązuje stan wyjątkowy, a zamknięte granice to jeden z kluczowych jego elementów.
Czytaj też: LOT wznawia połączenia, ale tylko krajowe
Włochy się spieszą. Z wyjątkami
Ambitnie do sprawy podchodzą Włochy, najmocniej obok Hiszpanii i Wielkiej Brytanii poszkodowane przez koronawirusa. Rząd premiera Giuseppe Contego planuje otworzyć granice 3 czerwca dla obywateli krajów strefy Schengen, Brytyjczyków, mieszkańców Andory i Monako. Choć decyzja spotkała się z krytyką opozycji, uważającej przybycie turystów i pracowników z zagranicy za zaproszenie drugiej fali wirusa, władze w Rzymie twardo bronią tego planu.
Zostawiają jednak wentyl bezpieczeństwa w postaci prawa do wprowadzenia dodatkowych kontroli przez władze regionalne. I tak np. w Toskanii każdy przybysz spoza regionu – nie tylko obcokrajowiec, ale także osoba podróżująca z innej części Włoch – będzie musiał najpewniej poddać się dwutygodniowej kwarantannie. Z kolei na Sardynii i Sycylii spekuluje się, że od gości z zagranicy mogą być wymagane dokumenty poświadczające negatywny wynik na obecność wirusa lub posiadanie przeciwciał w organizmie.
Czytaj też: Przeciwciała. Alternatywa dla szczepionki?
Niemcy puszczają, Austriacy badają
Nad całkowitym zniesieniem ograniczeń w międzynarodowych podróżach pracują też wspólnie rządy Francji, Niemiec, Austrii i Szwajcarii. Ruch na granicach chcą przywracać stopniowo, tak by 15 czerwca odbywał się w sposób pamiętany przed pandemią. Już teraz Niemcy wypuszczają mieszkańców krajów Unii, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, Norwegii, Islandii i Liechtensteinu, jeśli utknęli w jednym z landów i chcą wrócić do siebie.
Wpuszczają też samoloty z krajów mocno dotkniętych przez Covid-19, w tym Hiszpanii i Włoch – choć przynajmniej do 15 czerwca pasażerowie tych lotów będą poddawani kontrolom paszportowym, podobnie jak losowo wybrane osoby przekraczające lądową granicę z Austrią, Szwajcarią, Francją i Danią. Granica z Luksemburgiem jest już otwarta bez ograniczeń. Na swobodny przyjazd podróżnych z Polski i Czech Niemcy się jeszcze nie zdecydowali.
Czytaj też: Rosyjski sposób na koronawirusa
Bardziej restrykcyjnie monitorować stan zdrowia obcokrajowców chcą Austriacy. Kanclerz Sebastian Kurz wydał zarządzenie, na mocy którego każda osoba, która przylatuje do Austrii, musi posiadać ważny certyfikat potwierdzający, że nie jest chora na Covid-19. Taki dokument nie może być starszy niż cztery dni. Nadal istnieją bardzo ostre restrykcje dotyczące tego, kto w ogóle do Austrii może próbować się dostać – takie prawo przysługuje obywatelom kraju i posiadaczom wizy, pracownikom bardzo niewielkiej liczby sektorów gospodarki i osobom, które udokumentują, że mają w Austrii obowiązkowe ubezpieczenie zdrowotne lub opiekują się członkami rodziny.
Czytaj też: Hiszpania przeprasza dzieci za pandemię
Grecja nie ufa, Islandia testuje
Zaufanie tylko niektórym europejskim nacjom okazują Grecy. Kryterium wpuszczania obcokrajowców jest dla nich stan pandemii w miejscu pochodzenia – czy liczba zakażeń tam maleje, a dane są wiarygodne. 15 czerwca otworzą granice bez ograniczeń, ale dla obywateli Niemiec, Cypru, Izraela, krajów bałtyckich, Danii, Norwegii i części państw bałkańskich. Ci wlecą do Grecji bez certyfikatów zdrowotnych ani konieczności przechodzenia kwarantanny. Pozostali muszą poczekać przynajmniej do 1 lipca, a może dłużej. Grecki rząd przedłużył w ubiegłym tygodniu zawieszenie komunikacji lotniczej z siedmioma państwami, w tym Włochami, Hiszpanią, Wielką Brytanią i Holandią.
Inną strategię chcą wdrożyć Islandczycy. 15 czerwca pozwolą na wjazd przybyszom ze wszystkich krajów. Ci, którzy zdecydują się na podróż na wyspę, będą po przylocie testowani na obecność koronawirusa, a wyniki otrzymają kilka godzin później na specjalną, obowiązkową aplikację mobilną. Rząd nie ustalił jeszcze procedur dla osób, u których wynik będzie pozytywny, lecz najpewniej będą kierowane na obowiązkową kwarantannę lub do placówek służby zdrowia.
Czytaj też: Pandemia na końcu świata wygląda zupełnie inaczej
Za granicę z teczką dokumentów
Dla Europy kluczowa będzie data 15 czerwca. Wówczas wiele krajów przywróci całkowity lub przynajmniej szeroki ruch transgraniczny. Miliony osób zaczną znów przemieszczać się z jednego końca kontynentu na drugi. Możliwe, że w czasie podróży będą nawet kilkakrotnie badane na obecność wirusa, a przygotowanie do wyjazdu będzie wymagać skompletowania dokumentów. Podróżowanie po Starym Kontynencie jeszcze długo nie będzie naprawdę swobodne.
Czytaj też: Hiszpanie wychodzą z izolacji rozdrażnieni i podzieleni