Jeśli wierzyć oficjalnym liczbom, w tym roku wakacje w Turcji chyba się jednak odbędą. Ostateczna decyzja o zdjęciu koronawirusowych obostrzeń w sektorze turystycznym ma zapaść 28 maja – jeśli tylko utrzyma się spadkowy trend zachorowań. W pierwszych tygodniach pandemii nie wyglądało to dobrze: do ostatniego weekendu w Turcji zachorowało ok. 150 tys. osób, z czego ponad 4 tys. zmarło. Ale ten ostatni weekend był wyjątkowo optymistyczny, jeśli w ogóle można tak powiedzieć o zgonach: w sobotę w tym 82-milionowym kraju było ich 41, w niedzielę – 37, czyli najmniej od początku pandemii. Jak to się Turkom udało, biorąc pod uwagę wiadome słabości ich państwa? Nie ma łatwej odpowiedzi. Ale jedna jest ciekawa.
Kolonya to daleka reminiscencja wody kolońskiej, przywiezionej na dwór sułtana Abdulhamida II jeszcze w XIX w., której od tamtego czasu nie uniknął prawdopodobnie żaden turysta odwiedzający Turcję. Leją ją na ręce przy wejściu do sklepu, fryzjera. Nie obejdzie się bez niej żadna restauracja ani dalekobieżny autokar. O jej różnych zapachach można dyskutować – w Antalyi jest zazwyczaj pomarańczowa, w Malatyi – morelowa, w Bodrum – mandarynkowa, a np. w Düzce, 200 km na wschód od Stambułu – tytoniowa.
Ale bez wątpienia jej 80-proc. stężenie alkoholu zabija wirusa (niektórzy desperaci zalewają nią kostki cukru i piją „na poprawę trawienia”). Zwyczaj używania kolonyi wszedł Turkom do codziennej rutyny. Szczególnie tam, gdzie zawsze był problem z wodą. Bo nie tylko zapewnia miły zapach, ale też odkaża. Na czas pandemii idealnie.