Świat

Mniej restrykcji, więcej zakażeń. Niemcy mają dylemat

Kanclerz Angela Merkel Kanclerz Angela Merkel Darmer / Davids / Zuma Press / Forum
Przykład Niemiec pokazuje, że ciągła kontrola liczby zakażeń jest niezbędna, a wahania wskaźnika reprodukcji R jeszcze długo uniemożliwią powrót do normalności.

W ubiegłym tygodniu niemiecki rząd pod silną presją premierów krajów związkowych zgodził się na szybsze luzowanie restrykcji. Każdy land tak naprawdę sam podejmuje decyzję, kiedy otwierać hotele i restauracje, w jakim tempie dzieci mogą wracać do szkół i przedszkoli, jak długo trzeba jeszcze czekać, aby pójść do kina czy teatru. Wprowadzono specjalny mechanizm bezpieczeństwa, zgodnie z którym należy interweniować, jeśli wskaźnik nowych zachorowań przekroczy liczbę 50 przypadków na 100 tys. mieszkańców w tygodniu. Kilka powiatów szybko znalazło się właśnie w takiej sytuacji.

Czytaj też: Kobiety na czele rządów lepiej sobie radzą z pandemią?

Epidemia przestała wygasać

Najczęściej zwiększona liczba zakażeń wynika z lokalnych ognisk w domach seniora czy zakładach pracy, przede wszystkim rzeźniach. W tej chwili alarmowa sytuacja występuje w trzech powiatach (Coesfeld, Greiz i Sonneberg), a blisko krytycznej granicy jest Rosenheim w Bawarii. W teorii takie miejsca powinny być traktowane w sposób szczególny, obostrzeń nie należy tam zmniejszać, a być może wręcz zwiększać. W praktyce to bardzo trudne i prawdopodobnie mało skuteczne bez wprowadzania lokalnej kwarantanny. Na taki drastyczny i politycznie bardzo trudny krok na razie nikt w Niemczech nie chce się decydować. Tymczasem jeśli nawet część sklepów czy punktów usługowych zostanie ponownie zamknięta w zagrożonym powiecie, mieszkańcy pojadą po prostu do sąsiednich, transportując ze sobą być może również wirusa.

Czytaj też: Wirus i mit silnego państwa

Spore wątpliwości budzi też fakt, że plany śmielszego odmrażania gospodarki w najbliższych dwóch tygodniach zbiegły się z pesymistycznymi komunikatami Instytutu Roberta Kocha, czyli rządowej jednostki odpowiadającej na poziomie federalnej za śledzenie rozwoju epidemii. Instytut wylicza wskaźnik reprodukcji wirusa R, czyli szacuje, w jakim tempie szerzy się SARS-CoV-2. O ile niedawno niemiecki R był znacznie poniżej 1 (jeden chory zakażał średnio mniej niż jedną zdrową osobę), o tyle ostatnio dwa dni z rzędu znów przekroczył tę wartość. Epidemia przestała wygasać.

Czytaj też: Kryzysowa zmowa. Miasta przejmują inicjatywę

Merkel oddaje pole krajom związkowym

Nie jest to oczywiście jeszcze powód do alarmu, bo liczba nowych chorych w Niemczech (około tysiąca dziennie) pozostaje na poziomie bezpiecznym, jeśli weźmiemy pod uwagę możliwości służby zdrowia. Ale równocześnie pojawiają się pytania, czy nie należy prowadzić ostrożniejszej polityki odmrażania, skoro prawdopodobnie ostatnie decyzje zatrzymały pozytywny trend. Niemieccy epidemiolodzy nawołujący do ostrożności są coraz bardziej osamotnieni. Trzymająca przez długi czas ich stronę Angela Merkel nie zamierza blokować premierów poszczególnych landów. Równocześnie wysyła do społeczeństwa jasny sygnał: jeśli w jakimkolwiek regionie sytuacja znowu się pogorszy, będzie to wina władz lokalnych, a nie federalnych.

Te same dylematy mają i będą miały inne kraje próbujące ratować gospodarkę. Życie z wirusem oznacza tak naprawdę nieustanną kontrolę wskaźników i szybkie identyfikowanie lokalnych ognisk, aby zapobiec wprowadzeniu za kilka tygodni ponownie surowych restrykcji. Niemcy mają ku temu możliwości dzięki dużej liczbie testów, chociaż i oni narzekają, że badać powinni jeszcze więcej. W dużo gorszej sytuacji są takie kraje jak nasz, który nawet u szczytu epidemii testów przeprowadzał zdecydowanie zbyt mało i który również ma coraz większe regionalne różnice pod względem liczby zachorowań. Tymczasem bez skutecznego mechanizmu odseparowującego zagrożone gminy czy powiaty od reszty kraju w każdej chwili grozi nam druga fala infekcji.

Czytaj też: Świat u progu recesji. Jak źle będzie? Spójrzmy na literki

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Trump bierze Biały Dom, u Harris nastroje minorowe. Dlaczego cud się nie zdarzył?

Donald Trump ponownie zostanie prezydentem USA, wygrał we wszystkich stanach swingujących. Republikanie przejmą poza tym większość w Senacie. Co zadecydowało o takim wyniku wyborów?

Tomasz Zalewski z Waszyngtonu
06.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną