Świat

Północ–Południe. Koronakryzys zaczyna dzielić Unię

Wideokonferencja liderów UE w sprawie odpowiedzi na koronaryzys. Zdjęcie w gabinecie austriackiego kanclerza Sebastiana Kurza. 23 kwietnia 2020 r. Wideokonferencja liderów UE w sprawie odpowiedzi na koronaryzys. Zdjęcie w gabinecie austriackiego kanclerza Sebastiana Kurza. 23 kwietnia 2020 r. Bundeskanzleramt / Forum
Unia stoi przed ogromnym wyzwaniem, jak wyjść z kryzysu bez nowych podziałów. Oskarżenia, że zawiodła, są naciągane, ale wielu wyborców w poszukiwaniu winnych może w to uwierzyć.

Unijne instytucje nie mają prawie żadnych uprawnień w dziedzinie zdrowia publicznego i zarządzania kryzysowego, a jednocześnie ich domeną jest gospodarka, wspólny rynek oraz współzarządzanie budżetem. Ten na lata 2014–20 (z płatnościami do 2023 r.) musi trzymać się ram wynegocjowanych jeszcze w 2013 r.

Czytaj też: Europa rozlicza się z wirusa. Krytyka wyborczych planów PiS

Dobre wiadomości dla Polski

Bruksela w reakcji na kryzys coraz mocniej luzowała zasady wydawania funduszy spójności. W końcu stanęło na zatwierdzonej w ostatni piątek przez Parlament Europejski propozycji, by poszczególne państwa mogły wszystkie niezakontraktowane pieniądze z „kopert krajowych” przesuwać na dofinansowanie służby zdrowia, wsparcie dla małych i średnich przedsiębiorstw oraz pomoc w utrzymaniu miejsc pracy. W przypadku Polski to nawet 14 mld euro. Komisja Europejska sięga też po najgłębsze rezerwy, co pozwoli przekazać ok. 3 mld euro na służbę zdrowia w całej wspólnocie. A to nie wszystko.

Częścią pakietu pomocowego mają być pożyczki dla krajów eurostrefy z funduszu ratunkowego ESM (do 240 mld euro), a także – i to kolejna pozytywna wiadomość dla Polski – otwarty nie tylko dla eurostrefy mechanizm SURE (100 mld euro m.in. na pomoc w utrzymaniu miejsc pracy). To będą „nowe pieniądze”. Unia ma je pożyczać na rynkach finansowych dzięki gwarancjom kredytowym od wszystkich członków wspólnoty.

Czytaj też: Czego nie rozumie Morawiecki, czyli korepetycje z budżetu UE

Robota rosyjskich i chińskich trolli

Jeśli pakiet pomocowy dodać do zabiegów Komisji Europejskiej w dziedzinie wspólnych zamówień na respiratory, koordynacji w otwieraniu granic dla ruchu towarowego, wsparcia dla poszukiwań leków i szczepionki, to powielane m.in. w Polsce twierdzenia o nieprzydatności UE w walce z kryzysem trzeba uznać za propagandową manipulację albo popis ignorancji.

Na szczęście debata, czy Bruksela przespała sygnały o nadciągającej epidemii (za potraktowanie ich serio były odpowiedzialne głównie rządy krajowe) albo zwlekała z pomocą, to już trochę przeszłość. Ciężar sporów – choć nie wywołują w Polsce jeszcze większych emocji – już na dobre przeniósł się na sprawę „funduszy na odbudowę” gospodarczą poszczególnych krajów.

Ten spór, a raczej dość ciężki i burzliwy konflikt, toczy się głównie między krajami UE, bo wspólnotowe instytucje własnych pieniędzy nie mają – są skazane na wolę rządów. Z drugiej strony rozczarowanie Włochów czy Hiszpanów będzie z pewnością podsycać nastroje eurosceptyczne czy wręcz antyunijne, bo zwykli wyborcy nie rozróżnią kompetencji Komisji Europejskiej, Rady UE czy Unii jako całości. I na niewiele zdadzą się „pocieszenia”, że wzrost populizmu to robota rosyjskich i chińskich trolli, manipulantów i skrajnie demagogicznych frakcji politycznych.

Czytaj też: Obawiam się Chińczyków, nawet kiedy przynoszą dary

Znokautowane Włochy i Hiszpania

Zaraza nie zna granic, ale wygląda na to, że jej skutki gospodarcze będą szczególnie groźne dla Włoch i Hiszpanii. Nie tylko z powodu przebiegu epidemii, ale też struktury gospodarek, w tym znaczącego sektora turystycznego znokautowanego przez wirusa. Dlatego rządy tych krajów, wspierane m.in. przez Paryż i wielu ekonomistów, przekonują, że unijne Południe potrzebuje pożyczek pomocowych zwiększających ich zadłużenie, lecz także subsydiów z transferów budżetowych między krajami UE.

Paryż napomyka o funduszu wartym 400 mld euro, a Madryt wysunął ostatnio pomysł wygenerowania aż 1,5 bln euro za pomocą obligacji zabezpieczonych przez budżet UE. Każda z rozważanych form zakłada uwspólnienie części ryzyka finansowego (albo nawet długu). Bez tego – jak przekonuje Francja i kraje Południa – Unia wyjdzie z kryzysu z jeszcze większymi różnicami we wzroście gospodarczym, co może podminować ją politycznie i osłabić wspólny rynek.

Jest jednak druga strona tego medalu. W trzymającej się mocno za kieszeń Północy czuć strach przed własnymi populistami, przeciwnymi wsparciu dla krajów Południa. Dlatego dojść do konsensusu w tym sporze łatwo nie będzie.

Czytaj też: Dlaczego trzasnął drzwiami unijny profesor od badań

Nadzieja z nowym budżetem

Spór o „fundusz na odbudowę” usiłuje się teraz wtłoczyć w debatę o nowym budżecie UE, który jest tradycyjnym narzędziem pomocy finansowej (w polityce spójności ich największym beneficjentem wciąż jest Polska). Komisja Europejska po wskazówkach z ostatniego szczytu zamierzała już w przyszłym tygodniu przedstawić mocno zreformowany projekt siedmiolatki 2021–27. Ale nie rozwiązano sporu o „fundusz na odbudowę”, więc przesunięto sprawę na połowę maja. Jak przekonywała w czwartek Ursula von der Leyen, trzeba tu więcej konsultacji.

Wnosząc ze wstępnych projektów, Komisja kombinuje, jak zwiększyć możliwości nowego budżetu (m.in. zapożyczając się na rynkach finansowych), ale – znów dobra wiadomość dla Polski – przynajmniej na razie bez zabierania pieniędzy z zaprojektowanych już wcześniej „kopert krajowych”, mocno zależnych od polityki spójności.

Czytaj też: Ile państw, tyle strategii przetrwania

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną