Alexanderplatz, Wyspa Muzeów, plac przed Bramą Brandenburską, o tej porze zawsze pełne turystów, dziś opustoszałe. Gdzieniegdzie przebiega samotny jogger. Za to w parkach, lasach i na nadrzecznych bulwarach tłumy – spacerowicze, biegacze, rowerzyści.
W Tiergarten, ogromnym parku o powierzchni 210 ha leżącym pośrodku Berlina, wszystkie trawniki zajęte przez piknikowiczów. W większości pary, pomiędzy kocami kilkumetrowe odstępy. Na kocach kosze z zastawą, pojemniki z sałatkami, butelki z winem, kieliszki.
Piknikować w Berlinie – tak jak w większości landów – właściwie nie wolno. Wolno natomiast chodzić po parkach i lasach na spacery, biegać, jeździć na rowerze. W stolicy Niemiec, jak i w większości krajów związkowych, nie ma też zakazu wychodzenia i uprawiania sportów, lekarze występujący w mediach zalecają wręcz aktywność na świeżym powietrzu.
Christian Drosten, szef wirusologii w berlińskim szpitalu klinicznym Charité i doradca kanclerz Merkel, zachęca: „Wybierzcie rower w drodze do pracy. Niebezpieczeństwo zarażenia się na świeżym powietrzu jest nieznaczne”.
W większości landów wszystko to wolno robić w pojedynkę, góra we dwie osoby niemieszkające ze sobą – z zachowaniem dystansu 1,5 m. Jeśli większą grupą, to tylko z jednego gospodarstwa domowego. Bywają jednak mieszkania wynajmowane przez 8–10 osób, takie gospodarstwo domowe na spacerze może być prawdziwym wyzwaniem dla policji. Funkcjonariusze nie rzucają się jednak w oczy. Sprawdzają nadrzeczne bulwary po zmroku, przepędzają nastolatków popalających trawkę na zamkniętych dla dzieci placach zabaw.
Generalnie opuszczanie domu jest dozwolone tylko w razie uzasadnionego powodu – zakupów, wizyty u lekarza, pracy, pomocy osobie tego wymagającej, spaceru (także z psem), uprawiania sportu, wyjazdu na własną działkę, odwiedzin partnera lub partnerki.