Do poniedziałku 4 maja Włochy będą zamknięte. Już od 14 kwietnia jednak (poza Lombardią i Piemontem) otwarte są księgarnie, sklepy z artykułami dla dzieci, rusza produkcja komputerów oraz sprzedaż hurtowa papieru i kartonu. Rząd pozwolił także, zważywszy na wiosnę w pełni, na wznowienie pracy w zakładach przemysłu drzewnego, a także prac melioracyjnych i krajobrazowych. I tak jednak, według wyliczeń SVIMEZ (stowarzyszenia na rzecz rozwoju przemysłu południowych Włoch), lockdown kosztuje 47 mld euro miesięcznie.
Nieśmiałe próby wyjścia z lockdownu
Mimo utrzymującego się od kilkunastu dni powolnego spadku liczby hospitalizowanych chorych na Covid-19 i wciąż rosnącej liczby ozdrowieńców Włosi wcale nie ogłosili jeszcze zwycięstwa w walce z SARS-CoV-2. Blisko 200 tys. zakażonych i ponad 20 tys. ofiar śmiertelnych wirusa nakazuje daleko idącą ostrożność w planowaniu stopniowego odmrażania gospodarki i powrotu do status quo ante.
Pierwszą nieśmiałą próbę złagodzenia restrykcji i wprowadzenia lockdownu w wersji soft podjęto w regionie Wenecji Euganejskiej. Gubernator Veneto Luca Zaia najpierw buńczucznie zapowiadał znaczącą liberalizację obostrzeń i wznowienie produkcji, by w końcu ogłosić, że łagodniejsze przepisy będą dotyczyły zaledwie kilku aspektów domowego aresztu, jakiemu od miesiąca muszą podporządkować się wszyscy Włosi.
Czytaj też: Skąd wziąć pieniądze, by wydostać Włochy z dołka
Od 14 kwietnia można więc w Veneto iść na targ (ale liczba kupujących jest tak regulowana, by uniknąć tłoku) i uprawiać jogging. Jednak tylko w niewielkiej odległości od domu, a nie, jak dotąd, w promieniu zaledwie 200 metrów. Natomiast 25 kwietnia, kiedy wypada święto wyzwolenia Włoch, i 1 maja będzie można rozpalić grilla we własnym ogródku, pod warunkiem jednak, że biesiadnicy będą należeli do jednej mieszkającej razem rodziny. Nadal wszyscy, którzy wychodzą z domu, muszą obowiązkowo nosić maseczki i rękawiczki, a temu, kto ma więcej niż 37,5 st. gorączki, w ogóle nie wolno wystawić nosa za drzwi.
Burmistrz Bergamo dla „Polityki”: Nie traćcie czasu
Bez tłoku w fabrykach i na mostach
Gubernator Ligurii Giovanni Toti chciałby natomiast jak najszybciej wznowić pracę na kilku przynajmniej budowach. W górzystym, poprzecinanym siecią autostrad terenie natychmiastowej naprawy wymaga przynajmniej 20 mostów i wiaduktów, zbudowanych pół wieku temu i niepoddawanych należytej konserwacji. Tymczasem nawet w obliczu pandemii nie wstrzymano rekonstrukcji mostu nad potokiem Polcevera w Genui, który zawalił się 14 sierpnia zeszłego roku, powodując śmierć 43 przypadkowo znajdujących się tam osób. Robotnicy, pracujący w dzień i w nocy przy budowie nowego mostu projektu Renzo Piano, noszą maseczki, pilnie zachowują między sobą odstęp przynajmniej metra i na początek każdej szychty poddawani są kontroli temperatury.
Przedstawiciele rodziny Agnellich, mającej udziały m.in. w FCA (Fiat Chrysler Automobiles), Ferrari i Marelli, w tym tygodniu będą kontynuowali negocjacje ze związkami zawodowymi i lokalnymi władzami dotyczące bezpiecznego wznowienia produkcji w fabryce samochodów w Cassino. W nowoczesnym i w dużym stopniu zautomatyzowanym zakładzie stosunkowo łatwo zagwarantować robotnikom pracę w bezpiecznej odległości. Nietrudno też po każdej zmianie przeprowadzić dezynfekcję stanowisk pracy. Robotników można wyposażyć w maseczki, przyłbice i rękawiczki i tak zreorganizować im godziny pracy, by uniknąć tłoku przy wejściu do fabryki i np. w stołówce czy szatni.
Zakłada się, że w pierwszej kolejności do pracy w zakładach produkcyjnych dopuszczeni zostaną tylko ci, którzy nie cierpią na żadne przewlekłe schorzenia obniżające odporność organizmu. Kolejna dyskutowana kwestia to poddawanie testom na obecność przeciwciał SARS-CoV-2 nie tylko pracowników fabryki, ale ewentualnie również ich rodzin. Podobne negocjacje prowadzone są m.in. w fabryce Ducati w Borgo Panigale i w zakładach Electrolux.
Czytaj też: Czy osocze osób wyleczonych pomoże w leczeniu koronawirusa?
Niemcy bez Włochów nie ruszą
Nie bardzo jednak wiadomo, jak ochrona zdrowia pracowników, o którą walczą zawzięcie bardzo silne we Włoszech związki zawodowe, ma wyglądać w małych fabryczkach czy firmach rodzinnych. Mało prawdopodobne jest bowiem, aby powołany przez premiera Giuseppe Contego sztab ekspertów zarządzania postepidemicznego określił wobec nich procedury wykraczające poza już „klasyczny” zestaw: maseczka i rękawiczki.
Na tym, aby Włosi jak najszybciej odmrozili swoją produkcję, najbardziej zależy Niemcom, którzy są pierwszym partnerem handlowym Italii i którzy – jak twierdzi prezes włosko-niemieckiej Izby handlowej Gerhard Dambah – „bez Włoch nie ruszą”. Koronawirus przerwał łańcuch dostaw wytwarzanych we Włoszech podzespołów i elementów do wielu produktów niemieckich, takich jak choćby mercedesy, volkswageny, BMW czy wiertarki firmy Bosch. Niewykluczone, że Niemcom łatwiej przyjdzie znaleźć innych dostawców, niż Włochom wygrzebać się z koronawirusa.
Czytaj też: Medycyna czy ekonomia? Niemieckie pytania o wirusa
Traci włoska turystyka
Trzydniowe negocjacje ministrów finansów państw strefy euro, zakończone w Wielki Czwartek wieczorem, nie przyniosły Italii oczekiwanych koronaobligacji. Na domiar złego przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen w same święta, zwracając się do obywateli Unii, doradziła życzliwie, aby nie planowali jeszcze wakacji, bo trudno przewidzieć koniec pandemii. Słowa te jak obuchem uderzyły w przemysł turystyczny Włoch, który rocznie wytwarza 5 proc. PKB, a jeśli wziąć pod uwagę również restauracje, sklepy i transport (np. na Capri), to nawet 20 proc.
Czytaj też: Koniec ery gospodarczej globalizacji?
W zeszłym roku we Włoszech spędziło wakacje 59 mln obywateli niemieckich, 5,7 mln Polaków, tyleż samo Hiszpanów i po kilkanaście milionów Amerykanów, Francuzów, Brytyjczyków i Holendrów. Do tego 5,4 mln Rosjan i prawie tyle samo Chińczyków. W Neapolu tegoroczna Wielkanoc, wobec zamkniętych hoteli, naraziła ich właścicieli na straty rzędu 3,5 mln euro. Restauracje w Kampanii szacują, że przez tych kilka dni nie zarobiły ok. 400 mln euro, a sprzedawcy i transport lokalny – prawie pół miliarda. A co będzie dalej?
Czytaj też: Niektórzy mają szczęście do rządów, inni mniej