Jeszcze trzy tygodnie temu ich pożegnalne występy w Wielkiej Brytanii przykuwały uwagę mediów. Dziś są jak wyblakłe wspomnienia sprzed lat. Meghan i Harry zrobili bowiem coś, czego fani im nie darują. Zamiast w geście solidarności wrócić do Wielkiej Brytanii, uciekli z Kanady do USA prywatnym samolotem. W ostatniej chwili przelecieli nad granicą, nim została zamknięta przez Donalda Trumpa i Justina Trudeau.
„Granice się zamykały. Odwoływano loty. Musieli się wydostać z Kanady, bo wiedzieli, że z wielu względów nie chcą tam zostać” – zdradziło tabloidowi „The Sun” „dobrze poinformowane źródło”. Meghan wychowała się w Kalifornii, chciała być blisko mamy Dorii Ragland i przyjaciół z Hollywood. Co nie zmienia faktu, że młodzi Windsorowie najwyraźniej nie mają dobrych doradców albo nie liczą się z ich zdaniem.
Czytaj też: Rodzina królewska nie używa swojego nazwiska
Koronawirus i korona
Trump dał książęcej parze jasno do zrozumienia, że USA nie pokryją kosztów jej ochrony. Wydatków tych, idących w dziesiątki milionów dolarów rocznie, nie wzięła też na siebie Kanada. I z pewnością nie zrobią tego brytyjscy podatnicy. Kraj ratuje teraz ofiary Covid-19 oraz bezrobotnych, nie stać go, by dbać o bezpieczeństwo Meghan i Harry’ego. Z ich fortuną – jak donosi „Business Insider”, mają ok. 30 mln dol. – stać ich zresztą na przyzwoitą ochronę. Być może będą musieli sięgnąć głębiej do kieszeni.
Zdaniem wielu brytyjskich komentatorów niedawne przemówienia Meghan i Harry’ego w Londynie (o prawach kobiet, walce z depresją i z ociepleniem klimatu) teraz aż rażą hipokryzją. Jak bowiem mogą perorować o trosce o innych, skoro właśnie porzucili Brytyjczyków? Z powodu pandemii co dzień umierają ich setki. W czasach koronawirusa parze nie ujdzie to na sucho. Bo liczy się honor. Politycy i celebryci pozbawieni honoru sporo tracą w oczach opinii publicznej, często nieodwracalnie.
Czytaj też: Ile i jak zarabia monarchia brytyjska
Nietakt Windsorów
Trump pozbawił parę ochrony w ramach... rewanżu. Meghan ostentacyjnie unikała kontaktu ze swoim rodakiem, gdy był jakiś czas temu w Wielkiej Brytanii. Trump więc triumfuje, bo w liberalnej Meghan, która miała odświeżyć wizerunek monarchii, świat dziś widzi egoistkę. Świetnie wyczuwający nastroje społeczne prezydent USA przypomina, że w czasach zarazy mogą się zachwiać nawet trony. A książęca popularność pryska jak bańka mydlana.
Dzisiejszy „The Times” piórem publicystki Clare Foges zauważa, że lepiej by się stało, gdyby Meghan i Harry wrócili do Frogmore Cottage (ufundowanej im zresztą przez królową) w pobliżu Oksfordu i żyli w izolacji jak miliony poddanych. „Zamawialiby jedzenie na wynos i od czasu do czasu wpadli do szpitala, żeby wesprzeć chorych” – pisze Foges. „Przeprowadzka pary właśnie teraz to, delikatnie mówiąc, nietakt” – podkreśla. Meghan od miesięcy traci w oczach opinii publicznej. Wiele osób rozumiało jej potrzebę prywatności i wyprowadzki z pałacu. Ale część miała jej to za złe. Przecież wiedziała, na co się decyduje, kiedy wyszła za Harry’ego.
Blednie mit Windsorów
Pierwszy występ pary w nowej roli – uczestników konferencji w Miami, sfinansowanej zresztą przez duży bank – ściągnął na nią chmarę paparazzich, ale i przyniósł kilkaset tysięcy dolarów dochodu. Jak więc jest z tą prywatnością? Jest nie do przyjęcia, kiedy się na niej nie zarabia, ale w porządku, gdy przynosi worki mamony? Księżna Sussex w oczach wielu jest Księżną Hipokryzji.
Azyl w Kanadzie był kompromisem – to w końcu kraj brytyjskiej Wspólnoty Narodów. Meghan i Harry obiecali ponadto, że będą regularnymi gośćmi królowej. Jeszcze niedawno pisano, że latem wybiorą się do Balmoral (przecieki pojawiły się już po wybuchu pandemii). Nagły wyjazd do Kalifornii w środku zarazy to posunięcie fatalne wizerunkowo.
Rodzina królewska, z królową na czele, musi być wstrząśnięta (tak pisał „Daily Mirror”) albo, jak mówią źródła w Buckingham, „bardzo rozczarowana”. Zwłaszcza że wirusa stwierdzono u 71-letniego ojca Harry’ego, księcia Karola, który przeszedł kwarantannę w posiadłości w Balmoral.
Ucieczka książęcej pary uderza w mit patriotyzmu Windsorów, zbudowany m.in. na postawie Jerzego VI i jego żony Królowej Matki podczas II wojny światowej. Para nie chciała wyemigrować do Kanady, uparła się, żeby zostać z narodem. A przypomnijmy, że Luftwaffe trafiło w skrzydło pałacu, lekko go uszkadzając. „Teraz będziemy mogli spojrzeć w twarz East Endowi” – mówiła królowa, składając częste wizyty w bombardowanych rejonach Londynu.
Gwiazda Meghan i jej lokaj?
O wyjeździe do Kalifornii zdecydowało zapewne dążenie Meghan, by być jak najbliżej Hollywood, dzięki czemu nagrała już dubbing do jednego z filmów Disneya i być może wznowi swą karierę aktorską. A Harry? „Może skończyć w roli lokaja. Kiedy w ich rezydencji zadzwoni telefon, to z pewnością nie do niego. Ich małżeństwo nie potrwa nawet tak długo jak niektóre moje” – szydził w ITV były naczelny „The Sun” Kelvin Mackenzie.
Choć od ślubu Meghan i Harry’ego nie minęły nawet dwa lata, dziś wydaje się surrealistycznym snem. Po pustych ulicach Windsoru hula teraz wiatr, a Anglikom nie w głowie machanie chorągiewkami, gdy luksusem jest dłuższy spacer albo zakup paru paczek makaronu i rolek papieru toaletowego. Wkrótce ma do nich przemówić królowa. Ponoć czeka na właściwy moment.
Czytaj też: Na północy Włoch dramat. Strach pomyśleć, co będzie na południu
Celebryci na wygnaniu
Księżna Kate i William robią rzeczy konkretne, choćby symboliczne: wspierają kampanię służby zdrowia, której celem jest ochrona zdrowia psychicznego ludzi skazanych na izolację społeczną. Meghan i Harry mają mniejsze problemy. Tak małe, że mogą (i będą) budzić zazdrość zwykłych śmiertelników: zamieszkają nad malowniczym wybrzeżem Pacyfiku na luksusowym osiedlu celebrytów. Mały Archie postawi pierwsze kroki na prywatnej plaży, przyglądając się żółwiom i delfinom...
Po 31 marca księżna i książę przestaną być oficjalnie pierwszoplanowymi członkami rodziny Windsorów, a staną się celebrytami na wygnaniu. Choć jeszcze niedawno liczono, że wrócą do Londynu, teraz wydaje się to mało realne. Wsiadając do odrzutowca w Kanadzie, postawili „kropkę nad i”. Świat po koronawirusie może mieć całkiem inne priorytety niż słuchanie dość naiwnych książęcych wystąpień.