Świat

„Płacimy najwyższą cenę”. Włoscy lekarze na wojnie z pandemią

Szpital w Brescia w Lombardii Szpital w Brescia w Lombardii Carlo Cozzoli / PA Images / Forum
Brakuje sprzętu, łóżek i rąk do pracy. Płacimy najwyższą cenę za późną reakcję i cięcia w służbie zdrowia. Błagamy, nie lekceważcie tej pandemii – mówią włoscy lekarze.

Jasne, liczba zgonów na południu jest na pewno sporo niższa niż na północy. Ale czy dzięki temu czujemy się lepiej? Ludzie sobie powtarzają, że na Covid-19 umierają tylko starzy, a to straszna bzdura. Wśród ofiar tutaj, w Apulii, było sporo młodych, zdrowych, bez historii chorób towarzyszących. Tak wygląda teraz nasza rzeczywistość – mówi Maria, anestezjolożka. Pracuje w poliklinice w Bari, największym szpitalu Apulii, „obcasie” włoskiego buta. Rozmawiamy w czwartek, kiedy liczba zgonów przekroczyła we Włoszech kolejną barierę psychologiczną: 3 tys. Choć nie ma bezpośredniej styczności z zakażonymi, Maria i większość jej znajomych z pracy jest na granicy odporności. Fizycznej i psychicznej.

Włoscy lekarze: brakuje wszystkiego

W społecznej kwarantannie jesteśmy od ponad dwóch tygodni. Wychodzę już tylko do pracy i raz w tygodniu na zakupy. Odizolowałam się od rodziny, bo boję się, że ich zakażę. Mieszkam z kolegą, też pracuje w moim szpitalu, więc minimalizujemy ryzyko. Wszyscy jesteśmy bardzo, bardzo zmęczeni. Boimy się zakażenia, bo pracujemy w dramatycznych warunkach, brakuje nam wszystkiego – mówi Maria.

W identycznym tonie wypowiada się Pina Onotri, lekarz rodzinny z Rzymu i sekretarz Włoskiego Związku Zawodowego Lekarzy, jednej z największych organizacji zrzeszających pracowników służby zdrowia w tym kraju. – Najbardziej cierpimy z dwóch powodów: rosnącej liczby zachorowań i krytycznych braków w zaopatrzeniu. Brakuje wszystkiego: maseczek, rękawic, środków do dezynfekcji, kombinezonów. A to przekłada się na pozytywne przypadki u lekarzy i personelu. Wśród ofiar koronawirusa są nasi koledzy i koleżanki, zakażonych jest ok. 3 tys. pracowników służby zdrowia. Zaczyna brakować miejsc w szpitalach, nasz system jest na kolanach.

Czytaj też: Epidemia blokuje i rujnuje Włochy

Refren o placówkach bez sprzętu i lekarzach walczących ze zmęczeniem i własnymi lękami słyszę wielokrotnie. Angelo, chirurg ze szpitala w Sassari, drugiego największego miasta na Sardynii, w ostatniej chwili odwołuje naszą rozmowę. Przeprasza. „To nie jest łatwy czas, ledwo dajemy radę. Widzimy, że statystyki idą w górę, umierają lekarze. Boimy się. Może pogadamy za jakiś czas, jak będę nieco spokojniejszy” – pisze.

Dzień później odzywa się ponownie. „Zrobiłem test, mam koronawirusa. Czuję się dobrze, ale trzymaj za nas kciuki. Wszyscy trzymajcie”.

Trumny w wojskowych ciężarówkach

Epicentrum włoskiej pandemii jest Lombardia, bogaty region na północy. To stamtąd pochodzi ponad połowa wszystkich przypadków zakażenia na Półwyspie Apenińskim i ponad 60 proc. zgonów. W sobotę wieczorem chorych było 25 515, zmarłych – 3095. Mimo rygorów kwarantanny i mandatów za nieuzasadnione przebywanie w miejscach publicznych krzywa zachorowań wcale się nie spłaszczyła. W Mediolanie przybywa nawet kilkaset przypadków w ciągu doby. Bergamo nie jest już w stanie kremować zmarłych. Od czwartku trumny ofiar wywożą stąd wojskowe ciężarówki.

Cały region ma 737 łóżek na oddziałach intensywnej terapii. Liczba pacjentów wymagających hospitalizacji dawno już przekroczyła ten poziom, więc chorzy rozwożeni są do innych regionów.

Czytaj też: Jakie błędy popełniamy w walce z SARS-CoV-2

W naszym szpitalu jest już kilkoro pacjentów z Lombardii. Przetransportowali ich w zeszłym tygodniu, bo tam są kompletnie zapchani. W Apulii sytuacja nie jest jeszcze tak zła, ale długo to nie potrwa – mówi Maria.

Pinę Onotri pytanie o pacjentów z północy wpędza w dyskomfort. – W Rzymie i całym regionie Lacjum nie mamy jeszcze transportów z Mediolanu. I całe szczęście, bo jakby dodali nam chorych, system by się zawalił. Pod względem ochrony zdrowia Włochy są krajem bardzo niejednorodnym. Od niedawna system jest zdecentralizowany, w praktyce mamy 21 osobnych porządków. Każdy region funkcjonuje na własnych zasadach. My, lekarze, wielokrotnie przeciw temu protestowaliśmy. Ostrzegaliśmy, że jak przyjdzie kryzys ogólnokrajowy, to system nie wytrzyma. No i nie wytrzymał.

Zasypuje mnie liczbami: – Nasze porażki w walce z pandemią to w dużej mierze skutek cięć. W 10 lat zlikwidowano we Włoszech 70 tys. łóżek w państwowych szpitalach. W Lacjum skasowano 36 szpitali, obcięto personel pogotowia, załogi karetek. Skoro Lombardia czy Wenecja, które mają nieporównywalnie lepsze systemy, szybko padły pod naporem pandemii, to co się stanie w Rzymie czy na południu?

Czytaj też: Hiszpanii grozi włoski scenariusz. Kryzys się pogłębia

Włoscy lekarze padają z wycieńczenia

Brakuje sprzętu, ale i ludzi. Maria na każde pytanie odpowiada drżącym głosem. – Ci, którzy pracują z zakażonymi, padają z wycieńczenia. Zanim wejdą do chorych, zakładają kombinezony, maski, rękawiczki – i tak zostają przez kilka, kilkanaście godzin. Nie mogą jeść, pić, pójść do toalety. Nie wytrą potu z czoła. Kiedy schodzą z dyżuru, mają na twarzach odciśnięte ślady gumek i masek. Niektórzy pod koniec zmiany słaniają się na nogach. I boją się – wszyscy się strasznie boimy, bo zaraz zabraknie nam sprzętu. Na oddziale zainstalowano nam telefon wsparcia – możemy zadzwonić do psychologa, pogadać. To mniej więcej tyle w kwestii pomocy, jaką otrzymujemy. Naprawdę, to jest apokalipsa.

Czytaj też: Włoska służba zdrowia na granicy zapaści

Lęk, zmęczenie, niepewna przyszłość – do tego w skrócie sprowadzają się wypowiedzi moich rozmówców. Alessandro, młody pediatra: – Sam mam najpewniej Covid-19, siedzę w domu z gorączką. Nie wiem, czy to koronawirus, czy inna infekcja, nie zrobiłem jeszcze testu – także dlatego, że zaczyna ich brakować, innym są bardziej potrzebne. Nie pracuję z zakażonymi, ale mam kontakt z całą masą dzieciaków. Bardzo możliwe, że któreś z nich było nosicielem. Czuję się w miarę OK, ale mój przykład pokazuje najlepiej, że naprawdę nie trzeba macać klamek na oddziale, żeby się zakazić.

Onotri dodaje, że nie tylko medycy są na pierwszej linii frontu. – Jasne, potrzeba więcej sprzętu. Ale to samo dotyczy pracowników socjalnych, służb mundurowych, kasjerek w sklepach. Oni nie pójdą do domu na 14 dni. I śmieje się przez łzy: – Telefon do psychologa? Jasne, może są na niektórych oddziałach. Ale co z tego, skoro nie mamy czasu dzwonić?

Sytuacja w Polsce: Testów jak na lekarstwo, za mało karetek, masek, izolatek

Pandemia nie hamuje, najgorsze przed nami

Liczba zakażonych rośnie we Włoszech od ponad miesiąca w tempie kilkunastu–kilkudziesięciu procent na dobę. Dziennie umiera kilkaset osób. Maria: – Cały czas dochodzą do nas informacje o ludziach, którzy na co dzień mieszkali i pracowali na północy, a teraz uciekają do rodzin w południowych regionach. Przyniosą wirusa do nas, nie mamy wątpliwości. Najgorsze czeka nas za pięć–siedem dni.

Onotri: – Jesteśmy daleko od szczytu. Wciąż zbyt wiele osób chodzi po ulicach, nie przestrzega kwarantanny. Jeśli zwiększymy testowanie, będzie więcej przypadków. Oddziały intensywnej terapii będą niewydolne zaraz w całym kraju. Co z tego, że dostajemy sprzęt z innych państw, skoro te dostawy trwają, są zatrzymywane na granicach: w Polsce, w Niemczech. Rząd premiera Contego robi, co może, ale odpowiedź musi być skoordynowana na wszystkich szczeblach. W regionach, w Unii Europejskiej. Przez ostatnie lata ograniczenia w wydatkach publicznych, jakie narzuciła nam Unia, owszem, przyniosły 50 mld euro oszczędności na samej służbie zdrowia. Ale gdyby Covid-19 uderzył 10 lat temu, bylibyśmy dużo lepiej przygotowani – tak jak byliśmy na świńską grypę. Teraz nie jesteśmy w ogóle.

I kończy apelem do Polaków i wszystkich Europejczyków. W słuchawce słyszę, że ledwo powstrzymuje łzy. – Nie lekceważcie tego. Błagam was. Niech Polska, niech cała Europa patrzy na nas i wyciąga wnioski. Płacimy najwyższą cenę za brak odpowiednio szybkiej reakcji i niedofinansowaną służbę zdrowia. Drakońskie ograniczenia może przeszkadzają, ale trzeba je wprowadzać natychmiast. Może i stanie gospodarka, może i będzie recesja. Trudno. To się wszystko jakoś odbuduje, a ludzkie życie traci się bezpowrotnie. Nie lekceważcie tego, każdy kraj może być następny.

Do niedzieli 22 marca z powodu koronawirusa zmarło we Włoszech 4825 osób.

Czytaj też: Co w laboratoriach na froncie wojny z wirusem

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama