Jeśli obrazki z pustych ulic we włoskich miastach napawały lękiem, to zdjęcia Madrytu wyglądają już apokaliptycznie. Nie widać samochodów ani przechodniów, a życie towarzyskie czy usługi zamarły. Stolica Hiszpanii jest teraz jak pocztówka z dystopijnego filmu science fiction.
Na Półwyspie Iberyjskim pandemia Covid-19 przez długi czas była związana niemal wyłącznie z sektorem turystycznym. Choć pierwszy pozytywny przypadek stwierdzono tu już 31 stycznia, kolejne doniesienia pochodziły prawie wyłącznie z hoteli i innych skupisk obcokrajowców. Najbardziej znanym ogniskiem wirusa był hotel Costa Adeje Palace na Teneryfie, gdzie stwierdzono kilka przypadków zakażeń, głównie wśród przyjezdnych z Włoch. Wszyscy zakwaterowani, łącznie 700 osób, zostali poddani dwutygodniowej kwarantannie.
Czytaj też: Koronawirus SARS-CoV-2. Fakty, a nie mity
Hiszpanie mają żal do Włochów
Przez długi czas większość zakażeń SARS-Cov-2 w Hiszpanii pochodziło od obcokrajowców lub obywateli wracających właśnie z Włoch i Niemiec. W mediach społecznościowych pojawiały się wpisy oskarżające rząd w Rzymie o dostanie się wirusa na Półwysep Iberyjski.
Zdaniem Hiszpanów brak odpowiednio szybkiej reakcji i obustronnego zamknięcia granic przez premiera Giuseppe Contego spowodował, że choroba dotarła do Hiszpanii tak szybko i z taką mocą. Przykładem m.in. zrealizowany w ostatnim miesiącu dwumecz piłkarskiej Ligi Mistrzów między Atalantą Bergamo (na stadionie w Mediolanie) i Valencią. Rewanżowe spotkanie odbyło się w Hiszpanii 10 marca mimo już dramatycznej sytuacji we Włoszech. Efekt? 35 proc. piłkarzy i członków sztabu szkoleniowego Valencii ma pozytywny wynik testu na koronawirusa.
Czytaj też: Włoska służba zdrowia jest już na granicy zapaści
Pandemia przyspieszyła na początku miesiąca. Przełomowa była niedziela 8 marca, kiedy w jedną dobę liczba zakażonych prawie się podwoiła – z 674 do 1231. Na Covid-19 w Hiszpanii codziennie umierały kolejne osoby. Według danych ministerstwa zdrowia z 17 marca całkowita liczba zakażonych wynosi tu już 9942 przy 342 zgonach. W obu kategoriach to drugi najwyższy wynik po Włoszech na kontynencie i czwarty na świecie (za Chinami i Iranem).
Hiszpanie w kwarantannie
Od weekendu Hiszpania jest w stanie kwarantanny. Zamknięte są szkoły, urzędy, centra handlowe, restauracje, kawiarnie i puby. Mieszkańcom zaleca się pozostawanie w domach – przemieszczać się powinni tylko ci, którzy muszą kupić jedzenie i pracować. Zakaz wstępu obowiązuje w prawie wszystkich turystycznych i architektonicznych atrakcjach, m.in. w barcelońskiej katedrze Sagrada Familia, gdzie wejścia pilnują ochroniarze.
Widok mundurowych z długą bronią nie jest zarezerwowany dla Katalończyków. Rząd wysłał wojsko na ulice wszystkich większych miast, a patrole wspomagają policję i miejskie służby w pilnowaniu zasad kwarantanny. Na tych, którzy je złamią, czekają kary od kilkuset do kilku tysięcy euro.
Decyzja socjalistycznego premiera Pedro Sáncheza o wprowadzeniu stanu wyjątkowego została przyjęta z mieszanymi uczuciami. Wielu obywateli uważa ją za spóźnioną. Przykładem fala zakażeń z 8 marca, choć już dzień wcześniej takich przypadków było ponad 600, a rząd mimo to nie zakazał jeszcze zgromadzeń publicznych. W całym kraju odbyły się marsze z okazji Dnia Kobiet, a na wiecu skrajnie prawicowej partii Vox zgromadziło się ponad 9 tys. osób.
Hiszpania pójdzie śladem Włoch?
Sytuacja na Półwyspie Iberyjskim wymyka się spod kontroli. Według analiz Centrum Inżynierii i Badań Systemowych (CSSE) Johns Hopkins University w amerykańskim stanie Maryland Hiszpania jest na niemal identycznej trajektorii zgonów i zachorowań co Włochy. Biorąc pod uwagę rozwój sytuacji, kraj lada moment może stać się liderem w Europie pod względem zasięgu pandemii, dorównując nawet Iranowi.
Służby medyczne, tak samo jak wszystkie inne na Starym Kontynencie, nie są na to gotowe. Według symulacji departamentu zdrowia madryckiego ratusza aż 40 proc. zakażonych będzie wymagało hospitalizacji, a 10 proc. – przyjęcia na oddziały intensywnej terapii, przede wszystkim z powodu zaawansowanej wiekowo populacji. W całym kraju łóżek na tych oddziałach jest tylko 4400. A zakażonych przybywa w tempie kilkudziesięciu procent dziennie.
Czytaj też: Pandemia to nietypowa katastrofa. Nic dziwnego, że różnie reagujemy
Hiszpanie nie ufają rządowi
Sposób, w jaki z pandemią walczy rząd Sáncheza (wirusa ma również jego żona), wzbudza kontrowersje także ze względu na wrażliwość tej demokracji. Kryzys konstytucyjny wywołany działaniem katalońskich separatystów i odradzające się tendencje niepodległościowe w innych częściach kraju spowodowały, że Hiszpanie coraz mniej ufają rządowi w Madrycie, bardziej niż wcześniej cenią też swoje wolności obywatelskie.
Co więcej, wprowadzony w weekend stan wyjątkowy jest dopiero drugim od upadku frankistowskiej dyktatury w 1975 r. Poprzedni miał miejsce w 2010 r., kiedy zastrajkowali kontrolerzy lotów. Wówczas też interweniowało wojsko, szybko przywracając pełen ruch na lotniskach, a decyzja wywołała ogromną krytykę. Niektórzy pracownicy zeznawali później, że musieli pracować z przystawionymi do głowy lufami.