Świat

Ślub bez panny młodej. Palestyna znowu została na lodzie

Zgodnie z planem Trumpa Jerozolima ma pozostać niepodzielną stolicą Izraela. Zgodnie z planem Trumpa Jerozolima ma pozostać niepodzielną stolicą Izraela. lisafeischl / Pixabay
Donald Trump twierdzi, że jego plan stulecia to „jedyne możliwe rozwiązanie oparte na idei dwóch państw”. Tyle że wcale nie chodzi o „państwo palestyńskie”.

Zadowolony Donald Trump mówił o „przełomie”. Wtórował mu premier Beniamin Netanjahu, który nie mógł się nachwalić prezydenta USA i znów nazwał go „największym przyjacielem Izraela”. Sam plan uznał za „fantastyczny”. To pokazuje, dla kogo jest on tak naprawdę korzystny. Trump zarzekał się co prawda, że zyskają obie strony. Ale zarazem podkreślał, że szansa na utworzenie państwa palestyńskiego jest „historyczna” i może się nie powtórzyć. Zabrzmiało jak groźba: bierzcie, co dają, bo nic lepszego nie dostaniecie.

Przedstawiony przez Trumpa zarys planu zakłada, że powstanie „państwo palestyńskie”, a jego terytorium się podwoi (bez konkretów), Jerozolima wciąż będzie „niepodzielną” stolicą, a Wschodnia Jerozolima – stolicą Palestyny (nie wiadomo, co się pod tą nazwą kryje). Osiedla izraelskie zostaną uznane za część Izraela, a ich rozbudowa będzie na cztery lata zamrożona. Straty osłodzą miliony nowych miejsc pracy dla Palestyńczyków i inwestycje warte 50 mld dol.

Trump wiedział, że oferta nie spodoba się Palestyńczykom. „Początkowo najpewniej jej nie przyjmą. Ale w końcu to zrobią. To dla nich dobra propozycja, nawet za dobra” – mówił dzień wcześniej. Przyznał zarazem, że bez Palestyńczyków do finalizacji umowy nie dojdzie. I pewnie ma rację, bo z góry ten plan odrzucili. Amerykanie nie są dla nich wiarygodnym partnerem. Były ambasador w Waszyngtonie stwierdził już, że propozycja Trumpa w zasadzie grzebie proces pokojowy.

Czytaj także: Ile czasu ma Izrael

Dla Palestyńczyków bez Palestyńczyków

Nie po raz pierwszy Palestyńczycy zostali wystawieni do wiatru i pozostawieni sami sobie. W Białym Domu w sali pełnej VIP-ów nie było żadnego ich przedstawiciela (po prawdzie i tak nie miałby nic do powiedzenia). Trump ma rację, gdy mówi, że kolejni prezydenci USA próbowali zaprowadzić pokój na Bliskim Wschodzie, ale żadnemu się nie udało. Przypomina się jednak słynna scena przed Białym Domem we wrześniu 1993 r., gdy po podpisaniu porozumień z Oslo dwaj odwieczni wrogowie – Icchak Rabin i Jaser Arafat – uścisnęli sobie dłonie. Obok stał Bill Clinton. Z tamtego paktu żadna strona nie jest dziś zadowolona, ale trudno nie przyznać, że był przełomowy.

A teraz? Dla Trumpa polityka jest jak transakcja: silniejszy i bogatszy ma rację. Dlatego Palestyny zabrakło i teraz, i kilka miesięcy temu na konferencji w Bahrajnie, gdy przedstawiono gospodarczą część „planu stulecia”. Jedna z protestujących w Gazie trafnie wtedy zauważyła, że to jak ślub... bez panny młodej.

Pytałam kiedyś palestyńskiego premiera Mohammeda Sztajecha, czy wyobraża sobie jakieś „Oslo 2” – tajne rozmowy z dala od konfliktu. Odparł, że tamto porozumienie było możliwe, bo Izrael go chciał. – Premier Rabin był wiarygodny dla izraelskiego społeczeństwa i miał jakąś wizję pokoju. Każdy, kto rządził po nim, albo był wiarygodny, albo miał wizję. Rabin nie był Matką Teresą, lecz generałem, który atakował nasze dzieci podczas pierwszej intifady. Ale zależało mu na porozumieniu. Tu nie chodzi o sekretne rozmowy, ale o intencje – stwierdził Sztajech. Jego zdaniem prezydent Abbas jest gotów usiąść do rozmów, o ile Izrael zapewni, że zakończy trwającą od 1967 r. okupację.

Netanjahu zapewnia, że traktuje plan USA jako podstawę do negocjacji. Ale wątpliwe, że w ogóle do nich dojdzie. Palestyńczycy zbojkotowali konferencję w Manamie, bo nie chcieli się sprzedać nawet za 50 mld dol. na inwestycje na Zachodnim Brzegu, w Gazie i krajach ościennych: Egipcie, Jordanii czy Libanie. Gospodarcza część planu firmowana przez Jareda Kushnera, zięcia Trumpa i jego doradcę od spraw bliskowschodnich, poprzedzała część polityczną nie bez powodu. Pieniądze miały wynagrodzić to, czego potem zabrakło. Amerykanie pracowali bowiem nad umową, która będzie chronić interesy Izraela, a nie gwarantować pokój. O ile poprzednicy Trumpa negocjowali albo próbowali negocjować warunki, o tyle teraz powstał plan na zasadzie: „będzie tak, jak chcemy, albo nie będzie wcale”.

Czytaj także: Plan Kushnera grzebie Autonomię Palestyńską

Dlaczego „plan stulecia” jest nierealny

Grunt pod „plan stulecia” szykowano od dawna, „zdejmując ze stołu” kwestie, które według ustaleń z Oslo miały być negocjowane w dalszej kolejności. Wśród nich: Jerozolima, uchodźcy, granice, osiedla, relacje z sąsiadami.

Jerozolima. W grudniu 2017 r. Trump uznał ją za stolicę Izraela i obiecał przenieść tam ambasadę USA. Słowa dotrzymał. Wprawdzie potem oświadczył, że stwierdził tylko fakty, a jego decyzja nie dotyczy „przyszłych granic Jerozolimy”. Wygodny zabieg – z jednej strony uchylił drzwi do rozważań o przyszłości miasta, z drugiej dał Izraelowi przyzwolenie na wszystko, co robi z Jerozolimą.

A sprawa jest banalnie prosta. Jak przekonuje jedna z izraelskich organizacji pozarządowych Ir Amim, i nie ona jedna, Izrael od lat wspiera ideę tzw. Większej Jerozolimy. W skrócie: prowadzi mur tak, aby przyłączyć do Jerozolimy trzy duże bloki osiedli Gusz Ecjon, Maale Adumim i Givat Ze’ev, a zarazem odseparować ją od przedmieść arabskich. Zmieni nie tylko mapę, ale i demografię, dołączając do miasta tereny zamieszkałe przez Żydów, a odcinając zamieszkiwane przez Arabów (ok. 120 tys. osób po każdej stronie).

Docelowo chodzi więc o wypchnięcie z Jerozolimy jak najwięcej arabskich mieszkańców (temu służą wyburzenia domów we Wschodniej Jerozolimie i restrykcyjne prawo pobytu). Trump mówił dziś o „niepodzielnej Jerozolimie” przy aplauzie sali. Dodał: „To nic takiego, przecież już wam to załatwiłem”. Jaką więc stolicę palestyńską ma na myśli?

Uchodźcy. W wyniku wojny z 1948 r. z terenów, które stały się Izraelem, uciekło ponad 700 tys. Arabów. Dziś liczba tzw. uchodźców to 5 mln, bo uwzględnia także ich potomków. Izrael nie zamierza pozwolić im wrócić (byłby to koniec Izraela jako Państwa Żydowskiego – żydowska większość stałaby się mniejszością). Trump miał pomysł na „zdjęcie” problemu ze stołu – odciął UNRWA (agencję ONZ zajmującą się obsługą palestyńskich uchodźców na Bliskim Wschodzie). W Białym Domu można było dziś usłyszeć, że sprawa uchodźców zostanie rozwiązana, ale „poza Izraelem”.

Osiedla. Aneksja Doliny Jordanu i wszystkich osiedli na Zachodnim Brzegu to jedna z obietnic Netanjahu. Osiedla zawsze były istotną kwestią w negocjacjach. W listopadzie 2018 r. administracja Trumpa ogłosiła, że USA nie będą ich uznawać za nielegalne w świetle prawa międzynarodowego. Czyli wsparły Netanjahu i umyły ręce. ONZ uważa osiedla za nielegalne, ale to w zasadzie bez znaczenia, skoro prowadzi się politykę faktów dokonanych. Amerykańscy urzędnicy przestali używać nazwy Zachodni Brzeg (teraz mówią o Judei i Samarii), a nawet przyznawać, że jest on „okupowany”.

Granice. No właśnie. Stanowisko Palestyńczyków się nie zmienia – chcą granic z 1967 r. O tym w propozycji Trumpa nie ma mowy. Wiadomo jednak, że „wschodnią granicą” Izraela ma być rzeka Jordan (z Doliną Jordanu). Jeśli osiedla zostaną i będą otoczone terytoriami kontrolowanymi przez Izrael, to jak ma wyglądać „mapa” Palestyny? Pozbawiona w dodatku żyznych ziem Doliny Jordanu i wody z rzeki, stanowiących 30 proc. Zachodniego Brzegu?

Czytaj także: Dlaczego nie można rozwiązać konfliktu izraelsko-palestyńskiego

Trump i Netanjahu mają kłopoty

Zdaniem Palestyńczyków plan ma przykryć kłopoty obu przywódców – proces Trumpa ws. impeachmentu i zarzuty korupcyjne dla Netanjahu. Obu czekają sądne dni. Senat USA wkrótce podejmie decyzję ws. usunięcia prezydenta z urzędu. Po wycofaniu przez izraelskiego premiera wniosku z Knesetu o immunitet prokurator generalny złożył w końcu akt oskarżenia.

Ważne, jak teraz zachowają się państwa arabskie i czy zostawią Palestynę samą. Najważniejsi gracze, czyli Egipt, Arabia Saudyjska i Kraje Zatoki, z USA łączą interesy. Które w chwili próby mogą okazać się ważniejsze niż przyjaciele. Trump zapewniał, że „wiele państw” arabskich popiera jego plan. Blefował? Czy Palestyna ma jeszcze jakichś przyjaciół?

Władze Autonomii nie mogą poprzeć planu, bo byłoby to równoznaczne z podpisaniem własnej dymisji. Na razie ogłosiły, że nie będą powstrzymywać ulicy przed wyrażeniem swej opinii.

Zapewne nie uda się, przynajmniej na razie, znowu wsadzić kija w szprychy między władze w Ramallah i Gazie. Reakcją na dzisiejsze spotkanie w Białym Domu było spotkanie przedstawicieli Hamasu z oficjelami na Zachodnim Brzegu.

Co teraz? Wygląda na to, że – jak uprzedzali Palestyńczycy – plan Trumpa jest martwy w chwili narodzin. Najbliższe dni pokażą, do czego doprowadzi. Niestety prędzej do rozlewu krwi niż do pokoju.

Czytaj także: Izrael zmierza w kierunku państwa religijnego

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną