Jest zagorzałą feministką, więc pewnie wolałaby, żeby tak właśnie ją tytułowano. Ekaterini Sakielaropulu, (63 lata) dotychczasowa sędzia Rady Stanu, Najwyższego Sądu Administracyjnego, została pierwszą w greckiej historii kobietą na tym najwyższym stanowisku, co w zmaskulinizowanej lokalnej polityce będzie nie lada wyzwaniem. Parlament wybrał ją na pięcioletnią kadencję za pierwszym razem i olbrzymią większością głosów (261 na 300), co Reuters nazwał „niecodziennym przejawem harmonii w kłótliwym świecie greckiej polityki”. Jest rozwódką, skończyła prawo konstytucyjne i ochronę środowiska w Atenach i Paryżu, zapamiętano ją jako gorącą zwolenniczkę usunięcia z dowodów osobistych informacji o wyznawanej religii oraz przyznawania obywatelstwa imigrantom, którzy większość nauki szkolnej odbyli w Grecji. Opowiedziała się po stronie ekologów w kilku potyczkach o inwestycje naruszające środowisko (ale też im podpadła, wspierając kanadyjskie kopalnie złota). Ten zielony rys ma jej teraz pomóc w Brukseli; Ursula von der Leyen przywitała jej wybór tweetem, że „Grecja otwiera epokę równości”.
Teraz byłaby pora na Polskę?