Oskarżony o gwałty i napaści seksualne słynny producent filmowy Harvey Weinstein, którego proces w Nowym Jorku właśnie się rozpoczyna, może sobie pozwolić na najlepszych adwokatów. Wynajął same gwiazdy amerykańskiej palestry. Ale wszyscy po jakimś czasie rezygnowali. Nie godzili się na jego kaprysy albo doświadczali ostracyzmu, bo pracowali dla powszechnie potępionego klienta.
Weinstein musiał szukać obrońców w drugiej lidze. Zespół broniący go w Nowym Jorku to prawnicy na arenie USA raczej anonimowi, jak kierująca nim 44-letnia Donna Rotunno, adwokatka wyspecjalizowana w sprawach o przestępstwa seksualne, ale nieznana poza rodzinnym Chicago. Teraz będzie sławna na całą Amerykę.
Czytaj także: Co dalej w sprawie Harveya Weinsteina?
Kobieta broni Weinsteina
Weinsteinowi zależało na tym, aby broniła go kobieta. W większości prominentnych spraw o gwałty czy molestowanie w ostatnich latach ofiary były reprezentowane przez prawniczki (przykładem Gloria Allred w procesie producenta). Sprawcy mają zaś częściej adwokatów mężczyzn (tak też było u Weinsteina). Przesłuchując oskarżycielki, mężczyźni są w trudnej sytuacji, gdyż obrońcy – a zwykle obrończynie – twarde pytania przedstawiają jako formę znęcania się nad kobietami przez mizoginów. Jak powiedziała sama Rotunno: kiedy kobietę przepytuje kobieta, ława przysięgłych widzi nie przesłuchanie, lecz „rozmowę”.
Rotunno, córka biznesmena i nauczycielki z Chicago, absolwentka katolickiej szkoły i wydziału prawa lokalnego college′u, terminowała w prokuraturze stanu Illinois. Specjalizowała się w sprawach przemocy domowej. W wieku 27 lat została adwokatką, dwa lata później założyła kancelarię. Przez 14 lat przegrała tylko jedną sprawę o przestępstwo seksualne. W Chicago jest sławą palestry.
Czytaj także: Jak chronić ofiary, ale i niesłusznie oskarżonych
Adwokatka Weinsteina krytykuje #MeToo
Weinstein, na którym ciążą zarzuty zgwałcenia dwóch kobiet i któremu grozi nawet dożywocie, nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że seks z nim odbył za ich przyzwoleniem. Rotunno będzie się starała podważyć wiarygodność ofiar. Sugerować, że może nawet nie chciały zbliżenia ze średnio atrakcyjnym, trzy razy starszym od nich mężczyzną, ale godziły się na seks, bo zależało im na związku i współpracy z filmowym magnatem (jedna była jego asystentką, tożsamości drugiej się nie ujawnia). Przedstawi dowody, że utrzymywały z nim bliskie kontakty długo po domniemanych gwałtach. Ofiary opisują szczegóły brutalnej przemocy, ale nie sposób tego sprawdzić, bo incydenty miały miejsce odpowiednio 14 i sześć lat temu.
Rotunno, powołując się na doświadczenia i wiedzę, mówi w wywiadzie dla „New York Timesa”, że „jeśli kobieta niechętnie, ale godzi się na seks, to nie jest to gwałt”. Pani mecenas nie ogranicza się do komentowania sprawy swego klienta. Krytykuje cały ruch #MeToo, który narodził się po ujawnieniu skandali z Weinsteinem. Jego działaczki – argumentuje – uruchomiły lawinę pochopnych i nieweryfikowalnych zarzutów kierowanych przez kobiety żądne publicity czy pieniędzy, bo w grę wchodzą pozwy o miliony dolarów. Wiele z nich – podkreśla – decyduje się na ryzykowne kontakty z facetami znanymi jako seksualni drapieżcy, chociaż można przewidzieć, czym grożą. „Jeżeli kobiety chcą równych praw, równych szans zawodowych i równych zarobków, powinny ponosić równą odpowiedzialność” – mówiła tygodnikowi „Vanity Fair”.
Wypowiedzi Rotunno to część piarowej kampanii – taktyki praktykowanej w USA przez adwokatów broniących celebrytów. Nie wspomina oczywiście o służbowej podległości ofiar klienta, sytuacji typowej w sprawach o molestowanie. Jej komentarze pokrywają się z argumentami krytyków radykalnych feministek i ekscesów #MeToo, wyrażonymi m.in. w znanym liście ponad stu prominentnych Francuzek, z divą ekranu Catherine Deneuve na czele. Alarmują, że ruch poszedł za daleko, ma toksyczny wpływ na relacje damsko-męskie, niszczy kulturę flirtu i romansu. „To smutne, że mężczyźni muszą się teraz martwić, aby nie powiedzieć kobiecie komplementu i nie być dla nich zbyt miłym” – mówiła pani mecenas „New York Timesowi”. To reakcja na osławione purytańskie kodeksy zachowania w korporacjach i na wyższych uczelniach, regulujące stosunki między płciami, wprowadzane zwłaszcza w USA.
W tej krytyce jest sporo racji. Wiarygodność wielu kobiet zarzucających nadużycia mężczyznom okazuje się po bliższym zbadaniu bliska zeru, jak dowodzi przypadek Romana Polańskiego (patrz wywiad z reżyserem dla „GW”). Ale próba włączenia przez Rotunno generalnego ataku na #MeToo do obrończej strategii prawdopodobnie nie odniesie pożądanego skutku.
Donna Rotunno przegra, ale zarobi
Chociaż o gwałty, napaści seksualne i molestowanie oskarżyło producenta kilkadziesiąt kobiet, większość tych spraw uległo przedawnieniu i większości zarzutów nie da się udowodnić. Można jednak założyć, że relacje kobiet jakoś się, choćby częściowo, potwierdzają. Z drastycznych opisów poszczególnych przypadków wyłania się dość odrażający wizerunek starego satyra wykorzystującego pozycję dla seksualnej eksploatacji kobiet – w tym znanych aktorek (jak Ashley Judd czy Annabella Sciorra), które nie musiały oskarżać znanego celebryty dla podreperowania publicity.
Donna Rotunno zapewne przegra sprawę Weinsteina. Ale zarobi mnóstwo pieniędzy i zyska nazwisko. Będzie to musiało zrekompensować uszczerbek na opinii w oczach przywódczyń ruchu #MeToo.