Mesut Özil to smutna historia współczesnego sportu. Prawdopodobnie jeden z najpiękniej grających pomocników ostatniej dekady znika w oczach. Niechciany we własnym klubie, wygwizdywany przez kibiców. Niepoprawny indywidualista. Ospałe zwody i szalone, zaprzeczające prawom fizyki podania, które są wizytówką Özila, nie pasują do coraz bardziej usystematyzowanej gry. Na boisku jest jak duch wśród maszyn.
Matematyczna analiza sportowych danych, świetnie opowiedziana w filmie Bennetta Millera „Moneyball” z 2011 r., dziś jest już tak wszechobecna w piłce nożnej, że nie pozostawia miejsca geniuszowi, którego nie da się opisać w kilku liczbach. Z góry wiadomo, co działa – jakie ustawienia na boisku i które zautomatyzowane rozegrania. Dlatego system odrzuca niesubordynowanych indywidualistów – znaczenie ich niepodrabialnego talentu ze statystycznego punktu widzenia jest pomijalne. Bo liczy się maszyna. A Özil do niej nie pasuje.
1.
„Korany są palone, meczety zamykane. A muzułmanie milczą, nie słychać ich głosu” – napisał Özil w połowie grudnia na jednym z portali społecznościowych. Piłkarz, który na co dzień gra w londyńskim Arsenalu, odniósł się w ten sposób do losu Ujgurów, ponad 11-milionowej mniejszości etnicznej (lud turecki) i wyznaniowej (w większości muzułmanie), zamieszkującej głównie prowincję Sinciang na zachodzie Chin.
Przy czym Özil nie napisał nic szczególnie kontrowersyjnego. ONZ i wiele organizacji praw człowieka nieustannie alarmują o prześladowaniu Ujgurów w Chinach, nazywając to nawet „największym zniewoleniem jednej grupy etnicznej od czasów Holokaustu” i publikując kolejne zeznania świadków opowiadających o masowych torturach i gwałtach. Ujgurki są przymusowo sterylizowane, dzieci separowane od rodziców i przekazywane do państwowych sierocińców.