Jest trzecią i najmłodszą w historii kobietą na czele fińskiego rządu. Należy do Partii Socjaldemokratycznej, największej w koalicyjnym gabinecie. Ma za sobą szybką i błyskotliwą karierę, najpierw jako szefowa rady miejskiej w Tampere, później jako wiceprzewodnicząca partii, wreszcie jako minister transportu i komunikacji.
„Nigdy nie rozmyślałam o swojej płci czy wieku. Skupiam się na powodach, dla których zajęłam się polityką i dla których wyborcy obdarzyli moją partię zaufaniem” – powiedziała po nominacji Sanny Marin, z typową dla milenialsów pragmatyczną determinacją oraz całkowitą obojętnością wobec ograniczeń obyczajowych. Jakby zdziwienie, że tak młoda kobieta może być premierką, było dobre dla emerytów, którzy nie mają nic innego do roboty.
Marin natychmiast zakasała rękawy, bo dziedziczy pożar. Nominację otrzymała po dymisji kolegi z centrolewicowej koalicji, który nie poradził sobie ze strajkiem pocztowców. Tych z kolei poparli inni pracownicy budżetówki. Przez Finlandię przetoczyły się uliczne protesty, straty dla budżetu szacuje się na pół miliarda euro. A do tego kraj sprawuje właśnie prezydencję w Unii Europejskiej.
Międzynarodowym debiutem nowej pani premier był szczyt przywódców UE w Brukseli 12 grudnia, gdzie z pewnością dostała wyrazy sympatii od francuskich liderów, także borykających się z protestami budżetówki. Francuskie szkoły i urzędy sparaliżował strajk 50- i 60-latków, przeciwnych reformie systemu ubezpieczeń społecznych. Zmiany mają ujednolicić i opóźnić przechodzenie na emeryturę. Zdaniem prezydenta Emmanuela Macrona starsi obywatele muszą pomyśleć o młodych i odciążyć budżet państwa. Odpowiedzią były demonstracje pełne siwowłosych.
O ile dojrzałych Europejczyków zajmują sprawy ich komfortu i bezpieczeństwa, o tyle młodzi na razie skłonni są protestować tylko w sprawach najwyższej wagi.