Jeszcze nie skończyliśmy przystawek, gdy Afaq oznajmia: – Chcemy wyjechać. Rozmawiałem już z Ammi, zgodziła się. Przełykam kawałek pikantnego szaszłyka i kiwam głową bez słowa. Rozumiem, że decyzja zapadła, skoro jego ukochana i darzona wielką estymą matka wyraziła zgodę.
Indie dążą do „czystej” hinduskości
– Pojedziemy do Kanady. Teraz zdajemy egzaminy z angielskiego, a potem złożymy wnioski imigracyjne. W Indiach już nie czujemy się bezpieczni. To nie jest kraj dla mojej córki – mówi kategorycznie i głaszcze po głowie czteroletnią Mariam, która wpatruje się w bajkę na ekranie smartfona i siorbie sok przez słomkę. Tarana, żona Afaqa, dodaje: – Inni członkowie rodziny chcą do nas dołączyć. Jego młodsza siostra z mężem i dziećmi już zadeklarowali, że także polecą do Kanady. Wcześniej mieszkali kilka lat w Dubaju, od powrotu do ojczystych Indii czują się nieswojo. Rządząca krajem od 2014 r. Indyjska Partia Ludowa lansuje nowy model nacjonalizmu – zrównuje pojęcie „indyjski” z „hinduski”, a tym samym wyklucza wyznawców islamu.
Trwa ostry zwrot odrywający Indie od świeckich i promujących wielokulturowość ideałów towarzyszących niepodległej republice przez blisko 70 lat. Pod wodzą Narendry Modiego kraj – długo szczycący się tolerancją i pokojowym współistnieniem wyznawców wielu religii i przedstawicieli trudnych do zliczenia grup etnicznych – teraz dąży do monolitycznej konstrukcji i „czystej” hinduskości. Premier Modi ogłasza kolejny „historyczny moment”, ale dla muzułmanów i wszystkich, którzy podzielają wizję Indii świeckich i wielowyznanionych, to czarna chwila.
Czytaj także: Indie – ofensywa młodości
Nowe przepisy o obywatelstwie
Przygotowana przez rząd Modiego i przegłosowana w minioną środę ustawa Citizenship Amendment Bill (CAB) jest pierwszą od 64 lat poprawką wprowadzoną do prawa regulującego pojęcie obywatelstwa w Indiach. Zdaniem najważniejszych prawników i historyków stoi ona w rażącej sprzeczności z konstytucją. Nowe prawo jest pierwszą w dziejach państwa regulacją uzależniającą uzyskanie obywatelstwa od wyznawanej religii.
O co chodzi w CAB? Prawo umożliwia uzyskanie obywatelstwa nielegalnym imigrantom m.in. z Afganistanu, Pakistanu i Bangladeszu. Będą mogli dostać obywatelstwo już po sześciu latach pobytu i pracy w Indiach. Warunki są dwa. Po pierwsze – że przyjechali do Indii przed 2015 r., po drugie – że są buddystami, chrześcijanami, hindusami, dżinnistami, parsami lub sikhami. W wyliczance brakuje muzułmanów.
Oficjalne wyjaśnienie rządu? Muzułmanie nie padają ofiarami prześladowań w tych krajach i nie wymagają wsparcia. Powszechny odbiór nowej regulacji jest jednak inny. Jeszcze przed wtorkowym głosowaniem 1200 naukowców, badaczy, przedstawicieli instytucji naukowych wystosowało list wyrażający oburzenie i zaniepokojenie wobec nowego prawa, które uzależnia obywatelstwo od wyznania.
Zobacz także: Indyjski system kastowy
Muzułmanie w Indiach
W Indiach żyje 200 mln muzułmanów. Stanowią trzecią największą (po Indonezji i Pakistanie) populację wyznawców islamu na świecie. Dla nich ta zmiana przepisów to kolejna odsłona dyskryminacyjnej ofensywy Modiego i jego partii, powiązanej z nacjonalistycznimi i faszyzującymi organizacjami, takimi jak Vishva Hindu Parishad i Rashtriya Swayamsevak Sangh. Modi i jego ugrupowanie podejmują konsekwentne starania, by przepisać historię Indii, a także zmienić pojęcie indyjskiej tożsamości.
Częścią tej strategii stała się w ostatnich latach m.in. kampania ochrony krów przed ubojem i towarzyszące jej samozwańcze lincze dokonywane na trudniących się tym zajęciem muzułmanach (dla wyznawców hinduizmu krowy są święte). Niedawno zdelegalizowano tradycyjną formę muzułmańskiego rozwodu ustnego (tzw. potrójnego talaku), ale obarczono ją dodatkowo karą więzienia dla mężczyzny próbującego takiej formy rozstania (co przyjęto jako nader surową, dyskryminującą regulację).
Nazwy ulic w indyjskich miastach zmieniane są ku czci bohaterów hinduskich, w szkołach wykładowy angielski zastępowany jest językiem hindi, a nowym nacjonalistycznym bohaterom stawiane są pomniki (najwyższy na świecie, liczący aż 182 m wysokości, ma Sardar Patel, pierwszy wicepremier niepodległych Indii, teraz lansowany na patrona dla hindusów – wyznawców hinduizmu).
Czytaj: W Indiach do więzienia za rozwód
Niechciani ludzie w Assamie
Za ruchami czysto politycznymi idą zmiany w prawie. Wiosną, tuż po ponownym zwycięstwie w wyborach i zwiększeniu parlamentarnej przewagi, Modi obalił artykuł konstytucji dający specjalny status Kaszmirowi i włączył ten stan (będący przedmiotem wieloletniego sporu z Pakistanem) w granice Indii. Trzeba było blokady informacyjnej, tysięcy wojskowych i aresztowania kilkuset osób, by tę zmianę przeprowadzić. Jednym z ważnych jej skutków jest przyznanie prawa do osiedlania się w zdominowanym przez wyznawców islamu Kaszmirze wszystkim obywatelom Indii, co w praktyce oznacza otwarcie ścieżki do zakupu nieruchomości tam przez wyznawców hinduizmu. Zdaniem części komentatorów Modi dąży w ten sposób do zmiany składu populacji stanu.
Na początku 2019 r. krajem wstrząsnęła informacja o aktualizacji (pierwszej od sześciu dekad) dokonanej w Narodowym Spisie Obywateli. W praktyce zmiana dotyczyła wyłącznie północno-wschodniego stanu Assam, wsuniętego między Bangladesz, Bhutan i Birmę, zamieszkanego przez skomplikowaną mieszankę grup etnicznych, w tym wielu Bengalczyków wyznających islam (przybyszów z Bangladeszu). Nowe kategorie w cenzusie podważają prawo do pobytu w Assamie aż 2 mln osób, które nie mogą udokumentować, że przybyły do Indii przed 24 marca 1971 r. (czyli dniem, w którym Bangladesz ogłosił niepodległość od Pakistanu i rozpoczęły się masowe migracje uchodźców między Indiami i Bangladeszem).
– Dla tych niechcianych ludzi w Assamie stoją już obozy – mówi Afaq. – A ilu niepiśmiennych, nagle zmuszonych do ucieczki potrafi udokumentować swą historię po pół wieku? Te przepisy są tak skonstruowane, żeby nas wykluczyć. Do obozu dla osób o nieuregulowanym statusie, czyli nagle nielegalnych imigrantów, trafił wielokrotnie odznaczony generał indyjskich sił powietrznych i krewni Abdula Kalama, naszego byłego prezydenta. Dlaczego? Bo są muzułmanami – Afaq rozkłada ręce.
Pytam, co będzie z rodziną i firmą, jeśli wyjedzie do Kanady. Jest najstarszym mężczyzną w wielopokoleniowej rodzinie, która teraz liczy 17 osób – dziewięcioro dorosłych i ośmioro dzieci. Mieszkają w starej kamienicy w Kalkucie, prowadzą wspólne interesy: handlują generatorami prądu, mają sklep optyczny. Owdowiała matka jest już po siedemdziesiątce i nie opuści rodzinnego domu. – Tego jeszcze nie wiemy, ale musimy działać, póki to możliwe. Atmosfera pogarsza się z dnia na dzień – odpowiada Afaq.
Nie widzą dla siebie przyszłości w Indiach
Cała rozmowa, którą odbywamy w restauracji Arsalan przy Park Cirkus w Kalkucie, gdzie serwują słynne w całym mieście biryani z wołowiną, odbywa się w napięciu. Spotykamy się po pięciu latach, Afaq i Tarana wydają się odmienieni. Kiedy rozmawialiśmy poprzednio, byli pełni wiary. Rozkręcali turystykę religijną – organizowali wyjazdy na Hadżdż, kupili apartament w modnej dzielnicy Salt Lake i nowy rodzinny samochód. Mieli plany kolejnych inwestycji w Kalkucie.
Teraz kilkakrotnie powtarzają, że w Indiach nie widzą dla siebie przyszłości. A starszyzna rodzinna, która pamięta dramat przygranicznych wypędzeń, przemocy i nienawiści z lat 40. i 70. XX w., reaguje na ich obawy ze zrozumieniem.
Czytaj także: Tadź Mahal przedmiotem sporu hindusów i muzułmanów
Nacjonalistyczna polityka Modiego
Co ciekawe, nowa regulacja obywatelstwa wywołała protesty, których rząd Modiego się nie spodziewał. Wielki strajk generalny (tzw. bandh) objął stan Assam – spowodował blokadę całego regionu. By opanować zamieszki i ataki na budynki publiczne, wysłano tam ponad 5 tys. żołnierzy. Mieszkańcy Assamu, w szczególności przedstawiciele lokalnych plemion oraz Bengalczycy, są rozjuszeni, bo nowe prawo otwiera ścieżkę do zalegalizowania pobytu uchodźców, przede wszystkim z Bangladeszu. Wcześniej Indyjska Partia Ludowa obiecała mieszkańcom stanu, że uwolni ich od naporu nielegalnych imigrantów. Teraz otwiera im drzwi, jednocześnie wykluczając muzułmanów. Przedstawiciele wielu już wcześniej sfrustrowanych grup poczuli się pokrzywdzeni.
Nacjonalistyczna polityka Modiego to igranie z silnie wybuchowym materiałem, jakim są napięcia etniczne i wyznaniowe, a także dążenia niepodległościowe różnych grup. Wdrożona przez pierwszych przywódców niepodległych Indii nadrzędna reguła zabraniająca różnicowania ze względu na pochodzenie czy wyznanie, w połączeniu z propaństwową edukacją, stanowiły skuteczne spoiwo społeczeństwa mającego wiele powodów do sporów i starć. Narendra Modi wziął na celownik muzułmanów, ale tym samym rozbudził demony niezliczonych i niemożliwych do skutecznego załagodzenia pretensji, aspiracji i roszczeń.
Nic nie wskazuje, by protesty mogły wpłynąć na zmianę nacjonalistycznego kursu. Po wciąż częściowo blokowanym przez indyjskie wojsko Kaszmirze teraz Assam staje się punktem zapalnym i dowodem, jak łatwo zdestabilizować najludniejszą demokrację świata.
Talerze z drobinami ryżu zostawiamy na stołach i żegnamy się w ostatnim monsunowym deszczu. – Do zobaczenia tu albo w Kanadzie! – macha mi Afaq, gdy żona z córką siedzą już w małej zwinnej rikszy. Pojazd wsuwa się w strumień tysięcy identycznych i brnie przez zakorkowane miasto. Jedno pozostaje w Indiach wspólne dla wyznawców wszystkich wyznań – uwielbiają trąbić.