Dokładnie 333 świadków. Tylu, zgodnie z oficjalnie postawionymi zarzutami, chce powołać Państwo Izrael w trzech procesach korupcyjnych przeciwko Beniaminowi Netanjahu. To, że oskarżony jest zarazem urzędującym premierem, nie stanowi przeszkody: Izrael jest jedną z nielicznych demokracji, które nie chronią przedstawicieli władzy przed swoimi prokuratorami.
W USA prezydenta – w procedurze impeachmentu – może osądzić jedynie Senat, i to jedynie na wniosek Izby Reprezentantów; we Francji postępowanie wobec prezydenta wszcząć można tylko za zgodą dwóch trzecich obu izb parlamentu. Dlatego w demokracjach zarzuty prokuratorskie wobec urzędujących przedstawicieli najwyższych władz są rzadkie i budzą sensację. W Polsce do postawienia takich zarzutów jeszcze nie doszło. W Izraelu natomiast są częste.
Nie oznacza to jednak, że Izrael jest bardziej od Polski skorumpowany, przeciwnie: w rankingu Transparency International zajmuje 34. pozycję, a Polska 36. na 180. Izrael wyróżnia natomiast rzeczywista niezależność prokuratury – i jej kultura instytucjonalna, oparta w znacznym stopniu na doświadczeniu wcześniejszych, skutecznych postępowań. Innymi słowy w Izraelu prokuratura oskarża nie tylko dlatego, że może, ale też dlatego, że chce. A chce dlatego, że wie, że może – i że wie to też opinia publiczna, która takich działań oczekuje.
Premier trwa
Nie można sprawować funkcji, gdy jest się oskarżonym. Nie tyle nawet ze względów moralnych czy prawnych, ale po prostu praktycznych: przygotowywanie obrony zajmuje zbyt wiele czasu i uwagi. To jest główny powód, dla którego większość demokracji swoje władze przed oskarżeniami chroni. I na ten wzgląd powołał się w 2008 r. przywódca izraelskiej opozycji, wzywając postawionego w stan oskarżenia premiera Ehuda Olmerta do dymisji (skutecznie).