Świat

Wielki strajk generalny we Francji. Coś się przełamało

Strajk generalny we Francji Strajk generalny we Francji Gonzalo Fuentes / Forum
Prezydent chce skończyć z przywilejami emerytalnymi i wprowadzić system punktów, który, jak wszyscy się obawiają, będzie wymuszał odkładanie emerytury na później. Think tanki alarmują, że uderzy to szczególnie w samotne matki.

Według lewicowej gazety „l’Humanité” 5 grudnia w Paryżu wyszło na ulice 270 tys. osób, a w całym kraju – półtora miliona. Nieco inaczej przedstawiają to władze, ale w oficjalnym komunikacie podkreślono, że chodziło o liczby „na koniec popołudnia”, a więc mocno po szczycie mobilizacji – 806 tys. w całym kraju, z czego 740 tys. poza Paryżem.

We Francji kursował jeden pociąg na rozkładowych 10, a AirFrance zawiesił loty krajowe. Transport publiczny nie działał m.in. w Paryżu, Marsylii, Lyonie i Tuluzie. Wielu paryżan przekonało się do rowerów i elektrycznych hulajnóg. „Ścieżki rowerowe stały w korkach” – donosi „Libération”. Wygląda też na to, że sprzedaż obuwia sportowego była rekordowa. Jakoś trzeba się było do tej pracy dostać.

Imponująca skala strajku we Francji

A strajkowało naprawdę mnóstwo ludzi. Przede wszystkim sektor transportu, czyli kolejarze (zaliczyli już gigantyczny strajk w zeszłym roku), kierowcy autobusów i pozostała obsługa transportu miejskiego. Za strajkiem opowiedziało się 78 proc. nauczycieli, co w praktyce oznaczało zamknięcie 649 z 652 szkół publicznych w Paryżu, jak również sporej liczby uniwersytetów, np. Tolbiac w stolicy czy Jean-Jaurès w Tuluzie. W lotnictwie różnie, ale same zarządy portów lotniczych przyznają, że strajkujących mają od 50 do 100 proc. Nic dziwnego, że te samoloty rejsowe, które w ogóle wzbiły się w powietrze, spóźniały się po wiele godzin. Stanęło siedem z ośmiu rafinerii. Protestowali elektrycy i energetycy. Obok wielu innych muzeów symbolicznie zamknięta pozostała wieża Eiffela, a nawet... pałac w Wersalu. Natomiast, wbrew oczekiwaniom, obyło się bez spektakularnych aktów wandalizmu.

Coś się przełamało. Do zakładów pracy zablokowanych przez strajk dołączyło 2 tys. przedsiębiorstw prywatnych, przy czym strajk poparła prawie połowa uzwiązkowionych pracowników małych przedsiębiorstw do 50 osób. Za strajkiem była też rekordowa liczba funkcjonariuszy publicznych – od 40 do 45 proc. Obudziły się żółte kamizelki, choć tym razem show zdecydowanie należał do centrali związkowych. Dołączyli też adwokaci.

Emerytury to dla Francuzów sprawa honorowa

Choć zarówno prezydent, jak i rząd robią dobrą minę do złej gry, już widać, że sprawa jest poważna, a dotychczasowa taktyka Macrona – uważne wysłuchiwanie protestujących, potakiwanie, przeciągające się konsultacje – nie tylko nie zadziała, ale wręcz denerwuje protestujących jeszcze bardziej. Dla Francuzów emerytury stanowią esencję umowy społecznej. To naród bardzo pracowity. Niemal nie ma dni wolnych od pracy, usługi pracują co najmniej pełne sześć dni w tygodniu i niekiedy w niedziele, a co najważniejsze, wszyscy przykładają się do swoich zadań, co sprawia, że gospodarka pracuje jak dobrze naoliwiona maszyna. Pracownicy przyjmują taką postawę, bo wiedzą, że po 60. roku życia czeka ich godne życie, a nie biedowanie. Mogą się pomęczyć, bo już niebawem odpoczną.

Macron w kampanii obiecywał, że nie dotknie wieku emerytalnego itp. Tymczasem zapowiadana reforma, choć jeszcze nie są znane szczegóły, ma przede wszystkim ujednolicić reżimy. To oznacza koniec wywalczonych przez różne branże przywilejów emerytalnych – tak jakby powiedzieć górnikom pracującym pod ziemią, że zostaną na przodku do 67. roku życia. Neoliberalny prezydent chce dodatkowo wprowadzić system punktów, który, jak wszyscy się obawiają, będzie m.in. wymuszał odkładanie emerytury na później. Think tanki alarmują, że uderzy to szczególnie w samotne matki.

Macron jeszcze nie szuka kompromisu

Choć po czwartkowej generalnej mobilizacji ludzie wrócili do pracy, strajk trwa na razie w lżejszych formach – trochę mniej pociągów metra w Paryżu, wywieszone komunikaty itp. Mówi się o powtórce mobilizacji w poniedziałek – rząd zapowiedział wyjście z konkretnymi propozycjami dopiero w połowie przyszłego tygodnia i to się bardzo nie podoba.

Premier Édouard Philippe zaczął coś mówić o przesunięciu wdrożenia reformy o jakieś 10 lat. „Ale my walczymy nie tylko o nasze emerytury, ale też emerytury dla naszych dzieci” – podkreślają reprezentanci RATP, czyli sieci transportu publicznego regionu Paryża. Pozostaje zadumać się nad tym, jak bardzo różni się to od polskiego podejścia. U nas dzieci mają się rodzić po to, by domknąć lukę międzypokoleniową, to znaczy: pracować na emerytury naszego pokolenia.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Trump bierze Biały Dom, u Harris nastroje minorowe. Dlaczego cud się nie zdarzył?

Donald Trump ponownie zostanie prezydentem USA, wygrał we wszystkich stanach swingujących. Republikanie przejmą poza tym większość w Senacie. Co zadecydowało o takim wyniku wyborów?

Tomasz Zalewski z Waszyngtonu
06.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną