Prześladowanie przez Komunistyczną Partię Chin zamieszkujących Państwo Środka mniejszości muzułmańskich jest faktem powszechnie znanym, monitorowanym od lat przez ONZ i organizacje pozarządowe. Represje dotyczą przede wszystkim Ujgurów, etnicznej mniejszości pochodzenia tureckiego, skupionej głównie w powierzchniowo ogromnym, choć relatywnie (do reszty Chin) słabo zaludnionym Autonomicznym Regionie Sinciang na północnym zachodzie kraju. Oni sami nazywają te rejony Wschodnim Turkiestanem i uważają, że powinny być niezależne od Pekinu. Według oficjalnych danych Ujgurów w Chinach jest ok. 10 milionów, chociaż Światowy Kongres Ujgurów, największa organizacja zrzeszająca i broniąca interesów tej grupy, jej całkowitą liczebność ocenia na potencjalnie nawet 2–3 razy większą.
Czytaj także: System zaufania w Chinach
Eliminacja tożsamości etnicznej Ujgurów trwa
Choć Ujgurzy zgodnie z prawem cieszą się statusem mniejszości etnicznej, w praktyce od lat są obiektem systemowych prześladowań ze strony ścisłego kierownictwa partii komunistycznej. O łamaniu praw człowieka w Sinciangu raportowały już wielokrotnie Amnesty International, Human Rights Watch i zagraniczne media. Z reguły były to jednak doniesienia o pojedynczych epizodach lub dających się zauważyć represjach – jak chociażby w 2017 r., kiedy ponad 200 ujgurskich studentów przebywających w Egipcie zostało aresztowanych bez powodu lub na podstawie fałszywych zarzutów.
Przynajmniej 22 zostało już siłą deportowanych do Chin, wielu z pozostałych od ponad dwóch lat siedzi w egipskim areszcie. Za masowymi aresztowaniami miały stać chińskie służby dyplomatyczne, które oficjalnie w Ujgurach widzą kandydatów na islamskich terrorystów, w praktyce jednak dążą do pełnej eliminacji ich tożsamości etnicznej.
Ci studenci, którzy wrócili do Azji, nie trafili jednak do domów ani z powrotem na uniwersyteckie kampusy. Światowy Kongres Ujgurów informuje, że z dużą częścią tej grupy nie ma kontaktu, ich losy są nieznane. Kilkanaście dni temu pojawiła się jednak hipoteza co do ich możliwego miejsca pobytu.
„NYT” dociera do tajnych planów eliminacji „terrorystów”
Dziennikarze „New York Timesa” dotarli do bezprecedensowego materiału opisującego strategię Pekinu wobec Ujgurów. Na 403 stronach ściśle tajnych materiałów znalazły się szczegółowe dane dotyczące skali i metod represji zaordynowanych przez władze centralne. Aby wstrzymać ujgurskie zapędy niepodległościowe, zemścić się za akty terroru i zbrojne powstania z przeszłości i złamać ich tożsamość, partia komunistyczna zorganizowała sieć tzw. obozów reedukacyjnych, obejmującą praktycznie całą zachodnią część kraju. Według dokumentów opublikowanych przez „Timesa” i przedrukowanych przez inne media w zamkniętych w obozach może być nawet grubo ponad milion osób.
„Dobrowolna” reedukacja za drutem kolczastym
Formalnie miejsca te noszą nazwę obozów przygotowania zawodowego. Ciekawe jest to, że istnienia tych jednostek Pekin do końca się nie wypiera. Twardo i stanowczo podkreśla natomiast, że nic złego muzułmanom się tam nie dzieje. Wręcz przeciwnie, istnienie dobrowolnych zdaniem Partii obozów działa w interesie zarówno samych wyznawców islamu, jak i reszty chińskiej populacji. Muzułmanie uczą się tam przydatnych zawodów, a Chiny mogą spać spokojnie, bo znajdujący się za drutem kolczastym i zajęci edukacją więźniowie nie będą podatni na nauczanie imamów i nie staną się radykalnymi islamskimi terrorystami.
W obozach siedzą jednak nie tylko Ujgurzy. Pekińscy urzędnicy wysyłają tam też Kazachów, Uzbeków i przedstawicieli innych mniejszości etnicznych, dla których wspólnym mianownikiem jest wiara w islam. Kryteria doboru więźniów są tak szerokie i często losowe, że właściwie niemożliwe jest ich uściślenie. Zdecydowana większość przetrzymywanych w obozach znajduje się tam bez złamania prawa albo postawionych zarzutów.
Władze centralne aresztują ich za niezgodne z linią partii wpisy na komunikatorach internetowych, uczęszczanie do meczetów czy podróżowanie do lub z krajów uznawanych przez Pekin za wylęgarnie islamskiego terroryzmu, w tym Turcję, Afganistan, Pakistan i Indonezję. W tych ostatnich przypadkach podejrzani zabierani są wprost z lotniskowych terminali czy kolejek do samolotów, bez jakiegokolwiek śladu umożliwiającego ich późniejszą lokalizację.
Więzienie bez końca, tortury i egzekucje za próby ucieczki
Warunki wewnątrz obozów przypominają już piekło na ziemi. Według dokumentów opublikowanych przez „New York Timesa” i późniejszych, komplementarnych raportów Światowego Konsorcjum Dziennikarstwa Śledczego (ICIJ), z obozów reedukacyjnych w praktyce nie ma wyjścia. Więźniowie mogą być tam przetrzymywani bez końca – co ma pewnie gorzki sens, biorąc pod uwagę, że i tak nie trafili tam na mocy jakichkolwiek regulowanych prawem zarzutów czy prawomocnego wyroku. Nie mają żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym, a obozowi strażnicy monitorują każdy ich ruch 24 godziny na dobę. Jedną z głównych zasad prowadzenia sieci obozów jest zero tolerancji dla jakichkolwiek prób ucieczki. Raport ICJI wspomina o egzekucjach wszystkich, którzy zostali złapani w trakcie uciekania z obozu.
Nawet jeśli więzień ukończy przypisany mu kurs zawodowy i będzie rokował na „poprawnego ideologicznie”, nie zostaje wypuszczony na wolność. Zamiast tego władze przenoszą go do innego obozu, gdzie albo zaczyna swoją ścieżkę od początku, albo zmusza się go do przysposobienia się do kolejnego zawodu. Po drodze czeka go jednak cała ścieżka tortur – ICJI i Światowy Kongres Ujgurów donoszą o regularnych gwałtach, torturach cielesnych i psychicznych na terenach obozów reedukacyjnych.
Xi Jinping wydaje wojnę Ujgurom
Głównym inspiratorem represji wobec muzułmanów jest Xi Jinping, chiński przywódca i jednocześnie charyzmatyczny lider na każdym kroku pokazujący, że w Państwie Środka jednostka jest niczym wobec potęgi chińskiego państwowego komunizmu. Sam odwiedził Sinciang w 2014 r., kilka tygodni po ataku ujgurskich bojówek na chińskich oficjeli i pasażerów na stacji w Kunming na południu kraju.
Zginęło wówczas 31 osób, a Xi wydał ujgurskim separatystom wojnę. Miał wówczas wygłosić serię płomiennych, niemal militarnych w stylu przemówień na zamkniętych spotkaniach z lokalnymi działaczami partii, mówiąc, że od teraz obowiązuje ich polityka „zero tolerancji i litości dla muzułmanów”. Od tej pory w nomenklaturze państwowej wyznawca islamu jest w Chinach synonimem terrorysty. Sieć lokalnej inwigilacji i partyjnych donosów (opisana na aż 44 stronach materiałów „Timesa”), pełna cenzura mediów społecznościowych i monopol informacyjny sprawiają, że o tragedii Ujgurów i innych mniejszości w Chinach ciężko się w ogóle dowiedzieć. A rosnąca pozycja Pekinu na arenie międzynarodowej sprawia, że jeszcze ciężej będzie tę tragedię zakończyć.