Przed przerwą przeznaczoną na kampanię wyborczą (Brytyjczycy idą do urn 12 grudnia) Hoyle zdążył już pokierować obradami. Były to jednak tylko dwa dni. Prawdziwa próba ognia czeka go w styczniu. Będzie miał ręce pełne roboty, bo to krótko przed terminem akceptacji unijnych warunków brexitu. Izbę czeka wiele gorących dyskusji proceduralnych i głosowań – jak poradzi sobie nowy spiker?
Adam Szostkiewicz: Boris, do rowu!
Hoyle za Bercowa
Hoyle obiecał, że izba „zmieni się na lepsze i będzie znów szanowana na świecie”. Mówił o potrzebie „zmycia z niej skazy”. To zapewne aluzja do nie zawsze zrozumiałych kłótni o brexit, ale i przytyk do agresywnego stylu jego poprzednika Johna Bercowa, który podjął wiele kontrowersyjnych decyzji, a na ostatniej prostej parę razy wyraźnie ułatwił życie przeciwnikom brexitu. Hoyle zastrzegł tymczasem, że Izba nie może być zdana na kaprysy jednego człowieka.
Pochodzi z północy Anglii i nie ujawnia swojej opinii o brexicie (to zresztą rejony, gdzie wielu robotników poparło rozwód z UE, porzucając Partię Pracy na rzecz Partii Brexitu i konserwatystów). Nie zdradził też, jak głosował w 2016 r. Za to przypodobał się ostatnio konserwatystom, blokując poprawkę o obniżeniu wieku wyborców do 16 lat. Być może to właśnie zdecydowało o tak licznym poparciu dla niego.
Pogodny, prostolinijny, nieco milczkowaty Hoyle ma zupełnie inny charakter niż zaczepny Bercow, choć i on potrafi boleśnie zażartować z niesubordynacji posłów.