Węszenie herezji, zdrady, spisku – wszystko to zaczęło się jeszcze na długo przed rozpoczęciem synodu. Gdy już trwał w Watykanie, jego krytycy urządzili dyskusję pod hasłem: „Nasz Kościół: reforma czy deforma”. Według relacji na katolickim portalu Crux, jeden z jej uczestników, włoski katolicki dziennikarz Roberto de Mattei, nazwał synod skandalem i wezwał biskupów do protestu. Bo jego zdaniem organizatorom chodzi o „modernistyczną” reinterpretację roli Kościoła we współczesnym świecie.
Podczas wspomnianej dyskusji atakowano przede wszystkim postulat – zgłoszony przez przedstawicieli rdzennej ludności amazońskiej – aby Kościół rozważył sprawę dopuszczenia do niektórych funkcji kościelnych żonatych mężczyzn i kobiety. Chodzi o zaradzenie brakowi księży w tym regionie. Ich brak oznacza też brak dostępu do regularnej mszy świętej i sakramentów przez nich sprawowanych.
Krytycy widzą w tym jednak co innego: wyłom w doktrynie katolickiej, torujący drogę do zniesienia celibatu i wyświęcania kobiet na kapłanów. Według nich pomysłodawcy synodu, który skończył się przed kilkoma dniami, działają pod dyktatem modnych ideologii ekologicznych i wymyślają nową teologię stworzenia. Pod tym płaszczykiem usiłują przemycić błędne, pogańskie i politeistyczne wyobrażenia Boga.
Temperatura synodu
W kazaniu podczas mszy na zakończenie synodu papież Franciszek zauważył jednak, że „nie wystarczały błędy przeszłości, by przestać rabować innych i zadawać rany naszym braciom oraz naszej siostrze Ziemi: widzieliśmy to w pokrytym bliznami obliczu Amazonii. Nadal trwa obłudna religia własnego »ja«, z jej obrzędami i modlitwami, zapominając o prawdziwej czci Boga, która zawsze obejmuje miłość bliźniego”.