Uroczystą mowę Elżbieta II wygłosiła beznamiętnie, tak jak nakazuje konstytucja. Nikt nie może wiedzieć, jaki ma stosunek do poszczególnych punktów programu, który biuro premiera wręcza Pałacowi Buckingham do odczytu. Jest jasne, że tym razem monarchini nie była zachwycona, nawet jeśli udawała bezstronność i mówiła tonem tak nudnym, na jaki było ją stać.
Ponad miesiąc temu Boris Johnson zwrócił się do Elżbiety II z wnioskiem o zawieszenie prac parlamentu, za co musiał przepraszać, bo Sąd Najwyższy uznał ten manewr za egoistyczny, polityczny i niezgodny z konstytucją. 14 października premier otworzył nową sesję parlamentarną, choć wie, że zbliżają się wybory, które mogą go odsunąć od władzy (co prawda konserwatyści wyprzedzają laburzystów o ponad 10 proc.). Mowa tronowa królowej była więc – w lwiej części – manifestem wyborczym Johnsona. Takie potraktowanie majestatu 93-letniej Elżbiety II nie spodobało się wielu posłom i członkom partii premiera. Coś się załamało w brytyjskim systemie, podziwianym i traktowanym jako jedna z matek europejskiej demokracji.
Czytaj także: Wszystkie kobiety w życiu Borisa Johnsona
Jeremy Corbyn: Czysta farsa
Opozycja nie zostawiła na Borisie suchej nitki. Jeremy Corbyn nazwał mowę królowej „czystą farsą” i „błyskotkami dla głupców”. Inni posłowie mówili o liście życzeń bez określenia kosztów.
Johnson negocjuje właśnie z Unią zmiany w umowie osiągniętej przez Theresę May dotyczące uniknięcia przejściowego utrzymania Irlandii Północnej w unii celnej. Państwa wspólnoty zbierają się na szczycie 17 października, ale nie jest jasne, czy bez dalszych ustępstw brytyjskich, których domaga się Unia, są jakiekolwiek szanse na nowe porozumienie.
Brytyjska opozycja uważa w większości, że jeśli Johnsonowi uda się kompromis z Brukselą i – co wygląda jeszcze mniej prawdopodobnie – w sobotę w Izbie Gmin ratyfikuje porozumienie, rząd powinien rozpisać referendum. Głosujący mieliby wybrać między umową Johnsona a... pozostaniem w UE. Izba Gmin może – choć to niepewne – zebrać głosy, by minimalną większością zmusić rząd do przeprowadzenia takiego referendum (w kwietniu podobny wniosek przepadł zaledwie 10 głosami).
Czytaj także: Ile i jak tak naprawdę zarabia monarchia brytyjska
Ale co z brexitem?
Zdaniem brytyjskich komentatorów w programie odczytanym przez królową zabrakło konkretów. Była zapowiedź walki z przestępczością (siedem na 26 ustaw), wsparta zaostrzeniem kar dla sprawców zbrodni z użyciem przemocy. Było zobowiązanie do walki z zanieczyszczeniem powietrza. Królowa zapowiedziała też wprowadzenie od stycznia 2021 r. systemu punktów w przypadku imigracji zarobkowej i opisała cały pakiet ustaw związanych z brexitem.
Tyle że nikt na razie nie wie, kiedy i jaki brexit czeka Wielką Brytanię. W zbliżający się weekend, zgodnie z ustawą uchwaloną głosami opozycji i buntowników w łonie Partii Konserwatywnej, Johnson (urzędnik albo sąd) będzie prosił Unię o wydłużenie negocjacji – argumentem mogą być wybory i nowe „referendum zatwierdzające”, które pozwoliłoby przełamać impas. W najbliższą niedzielę takiego referendum będą się domagać setki tysięcy Brytyjczyków podczas demonstracji przed parlamentem. Zapowiadają się niezwykle gorące chwile w historii brexitu, najgorętsze od referendum z czerwca 2016 r.
Kwadratura koła
Johnson nie mógł wpisać wprost do przemówienia Elżbiety II obietnicy brexitu bez umowy (no deal). Groziłoby to rozłamem w Partii Konserwatywnej. Królowa mówiła więc tylko o ambicji wyjścia z Unii 31 października. Może się okazać, że obecna sesja parlamentu potrwa zaledwie kilka tygodni.
Zwykle królowa przemawia do posłów i narodu po wygranych wyborach, prezentując program nowego rządu. Tym razem słuchający mogli mieć wrażenie nieco surrealistyczne. To, co się dziś liczy, to szczyt Unii, rokowania oraz nadzwyczajne, weekendowe posiedzenie Izby Gmin. Brytyjskiej kwadratury koła wybory mogą nie przełamać; wielu ekspertów obawia się, że doprowadzą tylko do wyłonienia prawie równej liczby posłów konserwatywnych i opozycji.
Na razie posłowie opozycji niemal z pewnością odrzucą program ustawodawczy mniejszościowego rządu Johnsona. Stanie się tak pierwszy raz od 1924 r. (kiedy mowę tronową wygłosił król Jerzy V). Jaki zatem sens mowa królowej teraz? Sędziwa monarchini ma ponoć już dość roli, która może się położyć cieniem na jej godnym i rekordowo długim rządzeniu (jest najstarszym i najdłużej panującym monarchą świata).
Czytaj też: Będzie chaos. Wyciekł tajny raport o katastrofie po brexicie bez umowy
Tego chyba przeżyję!
Brytyjska polityka stoi na głowie, czemu świat przygląda się ze zdumieniem. Elżbieta II miała premierów lubianych (Churchill) i mniej lubianych (Thatcher), ale z Buckingham dochodzą głosy, że ostatnich troje – Davida Camerona (który pochopnie rozpisał referendum ws. wyjścia z UE), Theresy May (która nie umiała wypracować kompromisu z UE) oraz Borisa Johnsona – monarchini uważa za najgorszy tercet za czasów swego panowania (a wstąpiła na tron w 1952 r.).
W jednej z karykatur Elżbieta II, spoglądając na Johnsona, mówi pod nosem: „Tego to chyba zdołam przeżyć!”. W rzeczywistości zapytała Borisa kąśliwie, kto chciałby mieć taką pracę jak on. Jako 93-latka zachowała, jak widać, bystrzejszy umysł i bardziej cięty dowcip niż wielu 70-latków.
Czytaj także: Sto dni Borisa Johnsona