Rosyjskie komando śmierci krąży po Europie. Zabija i sieje zamęt, także w Polsce
O sprawie pisze „New York Times”, a swoją relację opiera na podstawie rozmów z byłymi i obecnymi oficerami wywiadów z USA i Europy. Silnie zakonspirowaną jednostkę ukrytą pod kryptonimem 29155 utworzono w ramach wywiadu wojskowego GRU. Jest tak tajna, że o jej istnieniu wiedział jedynie wąski krąg wojskowych, którym podlegała. Oraz oczywiście Władimir Putin, według „NYT” główny protektor uderzeniowego komanda.
Czytaj też: Jak przepadł szpieg, który pracował dla Amerykanów „od dekad”
Włamania hakerskie, zamachy stanu, morderstwa
Główny cel to zagranica. Wchodzący w jego skład oficerowie z doświadczeniem bojowym w Afganistanie, Czeczenii czy na Ukrainie mieli zabijać i dopuszczać się aktów sabotażu. Jak stwierdził pewien emerytowany oficer GRU, indywidualnie i grupowo „przeprowadzają zamachy bombowe, mordują, robią wszystko”.
Oczywiście wysyłani są za granicę pod odpowiednią „legendą”, np. biznesową, ale też jako dziennikarze. Zadaniem innych członków komanda, w tym przypadku działających z Moskwy, jest destabilizacja m.in. poprzez włamania hakerskie. To właśnie „jednostka 29155” stała za atakami na serwery Partii Demokratycznej przed wyborami w USA, ale również za próbą zabójstwa Skripalów, nieudanym zamachem stanu w Czarnogórze w 2016 r., a także mniej znanymi atakami. Chodzi o podobną do sprawy Skripalów próbę zamordowania handlarza bronią z Bułgarii Emiliana Gebrewa w 2015 r. oraz o rok wcześniejszą kampanię w Mołdawii wymierzoną w prozachodnie partie. Na marginesie – Gebrewowi, którego próbowano otruć aż dwukrotnie, udało się przeżyć.
Czytaj też: Polski szpieg trafił do łagru
Polski ślad komanda śmierci
Niektóre z innych operacji również zakończyły się niepowodzeniem, co nie znaczy, że „jednostka 29155” to zespół nieudaczników. Po prostu nie wiadomo, ile innych działań mają na koncie. Może polską aferę podsłuchową, która zachwiała systemem sprawowania władzy? W ujawnionej przez „NYT” sprawie pojawiają się polskie tropy. Głównie w osobie Eduarda Szyszmakowa, oficera GRU, który pracował w rosyjskiej ambasadzie w Warszawie pod przykryciem zastępcy attaché wojskowego i w 2014 r. został wydalony za działalność szpiegowską. Udało mu się zrekrutować oficera służącego w MON oraz prawnika, który miał dostarczać informacje na temat świnoujskiego gazoportu.
Dwa lata później Szyszmakow szukał już snajpera, który byłby gotów zastrzelić premiera Czarnogóry Milo Djukanovicia. Został za to zaocznie skazany przez czarnogórski sąd na 15 lat więzienia. Innym oficerem GRU, który brał udział w nieudanym puczu, był skazany również zaocznie, tyle że na 12 lat, Władimir Moisiejew. Ten weteran specnazu, uczestnik wojny z Gruzją z 2008 r., podróżujący po Europie jako dziennikarz i fotoreporter, odwiedzał również Warszawę w czasie, gdy pracował tu Szyszmakow.
Czytaj też: Czy afera podsłuchowa była rosyjskim testem?
Gdzie uderzą ponownie?
Rozmówcy „NYT” przestrzegają, że nikt na Zachodzie nie jest w stanie przewidzieć, kiedy komando uderzy ponownie ani tym bardziej gdzie to nastąpi. Jest to zresztą zgodne z tym, co od dawna mówią natowscy wojskowi i oficerowie kontrwywiadu: rosyjskie służby są na tyle nieprzewidywalne i słabo zinfiltrowane, że zachodnim pozostaje w gruncie rzeczy działanie reaktywne. Nie dotyczy to Polski, gdzie pod rządami PiS kontrwywiad zdaje się całkowicie stracił zainteresowanie tym, co robi u nas rosyjski wywiad.
Czytaj też: Rosyjska propaganda zalewa wirtualny świat