A więc doczekaliśmy się – tym razem to już nie czcza obietnica, jak tyle razy w przeszłości, a solenna zapowiedź ogłoszona przez samego Donalda Trumpa. Za kilka miesięcy, prawdopodobnie już od nowego roku, będziemy mogli podróżować do USA bez wizy. Ponieważ odsetek odmów ich przyznania spadł w przypadku naszego kraju poniżej sakramentalnych 3 proc., co jest ustawowym kryterium wejścia do programu ruchu bezwizowego, nie ma już podstaw, by rodacy wybierający się do Ameryki nadal musieli się o nie starać.
Wizy mają wagę symboliczną
W czasie rozmowy z prezydentem Andrzejem Dudą w Nowym Jorku Trump powiedział, że zniesienie wiz to już tylko formalność – i była to najważniejsza wiadomość z tego spotkania. Zniesienie wiz nie ma już tak praktycznego znaczenia jak w przeszłości, gdyż dziś jest o nie łatwiej niż, powiedzmy, 20 lat temu i Polacy wcale nie marzą już o wyjeździe za ocean. Ma jednak sporą wagę symboliczną – wchodzimy bowiem do elitarnego grona niespełna 30 państw, głównie europejskich, których obywatele mogą podróżować do USA bez przeszkód. Oczywiście tylko w celach turystycznych lub służbowych, a nie po to, by tam nielegalnie pracować, jak czyniły to setki tysięcy naszych rodaków i co przez lata było głównym powodem utrzymywania wizowej bariery.
Na konferencji prasowej Trump swoim zwyczajem sobie przypisał zasługę zniesienia obowiązku wizowego dla Polaków, podkreślając, że „nikomu innemu (czyt. poprzednim prezydentom) to się nie udało”. Faktem jest, że odsetek odmów spadał od kilkunastu lat systematycznie w sposób niejako naturalny, gdyż coraz więcej obywateli RP wybierało się do USA, żeby odwiedzić rodziny, zwiedzić Nowy Jork czy Wielki Kanion albo nawet na zakupy, a nie po to, by pracować na czarno.
Decydujący o wizach konsulowie dostrzegali tę różnicę w porównaniu do czasów, gdy na lotniskach w USA Polaków przyłapywano z narzędziami budowlanymi w walizkach. Niewykluczone jednak, że Trump za pośrednictwem swej ambasador w Warszawie Georgette Mosbacher rzeczywiście rozesłał do konsulatów w Polsce jakiś okólnik sugerujący bardziej pobłażliwe rozpatrywanie podań. Bo na pewno zależy mu na Polsce, zwłaszcza pod wodzą obecnej ekipy.
Więcej amerykańskich żołnierzy
Owocem spotkania Trump–Duda była także deklaracja obu państw o pogłębianiu współpracy militarnej – niejako dalszy ciąg analogicznej deklaracji ze szczytu obu prezydentów w Waszyngtonie w czerwcu. Podpisany w poniedziałek dokument określił lokalizację baz „trwałego” (choć rotacyjnego) stacjonowania wojsk amerykańskich w Polsce i potwierdził zwiększenie ich liczebności o około tysiąc żołnierzy z obecnych 4,5 tys. I tak np. w Drawsku Pomorskim znajdzie się główna siedziba Centrum Szkolenia Bojowego sił obu krajów, we Wrocławiu – lotnicza baza załadunkowo-rozładunkowa, w Łasku – baza eskadry dronów, w Powidzu – baza batalionu wsparcia logistycznego oraz sił specjalnych, a w Poznaniu – siedziba wysuniętego dowództwa dywizyjnego.
Trump powiedział, że Polska pokryje koszty infrastruktury tych obiektów, czego można było oczekiwać po deklaracjach o gotowości naszego rządu do przeznaczenia na „Fort Trump” 2 mld dol. Zrozumiałych zresztą, gdyż jeśli w grę wchodzi bezpieczeństwo kraju, nie można nadmiernie oszczędzać.
Nie wiemy jednak, kiedy dokładnie powstaną nowe bazy, kiedy wspomniany tysiąc żołnierzy przybędzie do Polski i na jak długą wzmocnioną obecność militarną Amerykanów możemy liczyć. Kwestie te są istotne choćby w kontekście niedawnych cięć budżetu Pentagonu. Trump odebrał mu miliardowe kwoty, przeznaczając je na budowę muru na granicy z Meksykiem; połowa z nich miała sfinansować rozmaite inwestycje wojskowe w Europie, w tym najpewniej u nas. Na pytanie korespondenta Polskiego Radia w tej sprawie Duda właściwie nie odpowiedział – wyraził tylko pełne zrozumienie, że Trump chce zbudować swój mur za wszelką cenę. Wszak czas ucieka, a za rok w USA wybory.
Czytaj także: Trump pozbył się kolejnego doradcy ds. bezpieczeństwa
Kiedy Trump znów przyleci do Polski?
Trzecim newsem po kolejnym polsko-amerykańskim szczycie miało być ogłoszenie daty wizyty Trumpa w Polsce, do której nie doszło 1 września. Zapytany o to prezydent USA odpowiedział tylko, że przybędzie „niebawem”. Wizyta w Polsce zwykle rozważana jest przy okazji dłuższej podróży do kilku krajów europejskich. Tym razem słychać, że Trump może niedługo odwiedzić Niemcy, więc może stamtąd wpadnie i do Polski. Wciąż jednak nie wiemy, kiedy – chociaż rząd PiS obiecywał ustalenie daty w dwa tygodnie po niedoszłej wizycie we wrześniu.
Czytaj także: Polska–USA. Najdroższy sojusz