Anonimowy pracownik amerykańskiego wywiadu złożył skargę do kontrolera służb specjalnych Michaela Atkinsona, że w rozmowie z przywódcą obcego państwa Donald Trump powiedział coś, co mogło naruszać prawo lub zagrozić bezpieczeństwu USA. A w każdym razie coś na tyle alarmującego, że inspektor uznał to za powód do „nadzwyczajnego zaniepokojenia”. Według niektórych doniesień chodziło o złożoną przez prezydenta „obietnicę” – tak to określają media.
Kontroler poinformował o tym krajowego dyrektora wywiadu (koordynatora służb) Josepha McGuire′a, ale ten odmówił ujawnienia treści skargi komisjom Kongresu, powołując się na przywileje władzy wykonawczej. Nie wiemy więc, co dokładnie oburzyło i zaalarmowało „sygnalistę” (whistleblower), jak w USA określa się urzędników dla dobra publicznego ujawniających zło i nieprawości w zatrudniających ich instytucjach, z rządem włącznie. Dominujący w komisjach Izby Reprezentantów demokraci domagają się upublicznienia prawdy, ale administracja i bojący narazić się Trumpowi republikanie nabrali wody w usta. A sam prezydent zaprzecza oczywiście, by w rozmowie z zagranicznym liderem powiedział cokolwiek niestosownego.
Czytaj także: Chce wojny z Iranem czy nie? Trump sam sobie przeczy
Trump żąda śledztwa... na Ukrainie
Fakt, że jego urzędnicy donoszą na niego do swoich bezpośrednich zwierzchników i że wydarzenia takie przeciekają do mediów, nie powinien dziwić. Trump od początku prezydentury wystawia na ciężkie próby podwładnych i świadków swoich zachowań, a sygnalistów prawo w USA chroni od końca XVIII w., czyli od początków amerykańskiej państwowości.
Tym razem sprawa jest o tyle intrygująca, że chodzi o poczynania prezydenta w sferze międzynarodowej, i to dotyczące naszego geograficznego regionu. Według źródeł z Waszyngtonu Trump miał rozmawiać telefonicznie z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim 25 lipca tego roku. Chodziło prawdopodobnie o obiecaną Kijowowi pomoc amerykańską w wysokości 250 mln dol.
Jak wyśledziły media w USA – pierwszy był „Washington Post” – Trump blokował przekazanie tych funduszy, domagając się od Zełenskiego wszczęcia śledztwa w sprawie korupcji w ukraińskiej firmie energetycznej Burisma. W jej zarządzie zasiadał Hunter Biden, syn byłego wiceprezydenta Joe′go Bidena. Który jest oczywiście głównym kandydatem demokratów do nominacji prezydenckiej w przyszłorocznych wyborach i jak na razie ma w sondażach większe poparcie niż prezydent.
Według „Wall Street Journal” – dziennika konserwatywnego, sympatyzującego z republikanami – w rozmowie z Zełenskim Trump osiem razy nalegał na dochodzenie w sprawie syna Bidena. To zrozumiałe, że mógł wstrzymywać przekazanie 250 mln dol. Ukrainie, bo byłby to przecież dodatkowo prezent dla jego przyjaciela Władimira Putina.
Czytaj także: Po debacie demokratów Trump powinien być zadowolony
Trump i jego adwokat rzucają błotem w Bidena
Innymi słowy: pomoc dla wykrwawionej w wojnie, desperacko broniącej się przed Rosją Ukrainy Trump miał uzależniać od tego, czy Ukraińcy pomogą mu za rok wygrać wybory. Nie wiemy, co właściwie powiedział 25 lipca Zełenskiemu – czyżby „obiecał” np. podwojenie amerykańskiej pomocy w zamian za przysługę?
Jeśli medialne doniesienia się potwierdzą, to trzeba podkreślić: musi budzić odrazę uzależnienie ważnego posunięcia w polityce zagranicznej, istotnego w geostrategicznej grze z Rosją, od wewnętrznej partyjnej polityki. A nawet nie tyle od wewnętrznej polityki, ile od zaspokojenia przez Ukrainę egoistycznych interesów Trumpa – bo w wypadku przegrania wyborów grozi mu sąd za rozmaite przestępstwa.
Wyjaśnijmy tu, żeby rozproszyć wątpliwości – USA, a także organizacje międzynarodowe, jak MFW, udzielając pomocy ekonomicznej różnym krajom, zwyczajowo, co zrozumiałe, domagają się, aby fundusze nie były marnowane w wyniku korupcji. Jednak władze ukraińskie i zagraniczni prawnicy uważają, że podejrzenia wobec Huntera Bidena są chybione – nie ma żadnych dowodów, by był on zamieszany w pranie pieniędzy, o co oskarża się firmę Burisma.
Mimo to osobisty adwokat Trumpa Rudy Giuliani jeździł do Kijowa, naciskając na władze ukraińskie, aby dobrały się rodzinie Bidenów do skóry. I prawdopodobnie ma to wystarczyć – Giuliani udziela wywiadów i stale opluwa byłego wiceprezydenta, wypominając mu, że jego syn „zarobił miliony” w skorumpowanej Ukrainie. Inaczej mówiąc, rzuca błotem, licząc na to, że choć jego część do Bidena przylgnie.
Czytaj także: Donald Trump pozbył się kolejnego doradcy ds. bezpieczeństwa
Czy dlatego Trump odwołał wizytę w Polsce?
Trump wywierał presję na Zełenskiego, ale nie chciał się z nim spotkać. I mógł być to rzeczywiście jeden z powodów, dlaczego nie przyjechał 1 września do Warszawy, gdzie uczestniczący w obchodach rocznicowych ukraiński prezydent na niego czekał.
Ostatecznie Kongres wymusił w ubiegłym tygodniu na Białym Domu, żeby odblokował 250 mln dol. pomocy dla Ukrainy – kwota ta znalazła się w uchwalonym prowizorium budżetowym. Zełenski zapewnia teraz, że stosunki jego kraju z USA są doskonałe, i ma nadzieję na spotkanie z Trumpem na sesji Zgromadzenia ONZ w Nowym Jorku. Warto więc obserwować, czy do niego dojdzie i czy temat Bidena na nim powróci.
Czytaj także: CIA ewakuowała z Rosji agenta, który szpiegował Putina