Wielka dama, którą z pewnością oboje podziwiamy, powiedziała kiedyś »Doradcy doradzają, a ministrowie rządzą«” – zwróciła się w parlamencie do Borisa Johnsona Margot James, była już posłanka Partii Konserwatywnej, cytując Margaret Thatcher. „Panie premierze, proszę pamiętać o tym w stosunku do swojego głównego doradcy Dominica Cummingsa”.
James kilka godzin wcześniej została wyrzucona z partii po tym, jak zagłosowała przeciwko rządowi Johnsona w sprawie brexitu. Gdy zamykaliśmy ten numer POLITYKI, brytyjska – z kolei – polityka grzęzła w chaosie. Johnson stracił większość w parlamencie, posłowie przejęli porządek obrad i w kolejnym głosowaniu zobowiązali rząd do przełożenia daty brexitu z 31 października na koniec stycznia. W odpowiedzi Johnson zapowiedział, że „nie będzie się prosić Brukseli” i wezwał do przyspieszonych wyborów. Lider parlamentarnej opozycji, Jeremy Corbyn z Partii Pracy, jeszcze w czwartek odrzucał ten pomysł. Ale według brytyjskich ekspertów szanse na wybory w październiku są wysokie i rosną.
Na to od początku liczył Dominic Cummings, był przekonany, że prędzej czy później musi dojść do głosowania. Do tego zmierzała cała jego strategia: radykalizacja parlamentu, w którym dziś słychać już wyłącznie radykałów. I ostatecznie wybory pod hasłem „lud kontra parlament”. W tej kalkulacji katastrofalne w skutkach wyjście z Unii bez umowy stało się zaledwie scenografią walki o władzę w Londynie. Ale Cummings nigdy nie przejmował się drugim planem.
Kasjer z Oxfordu
Na pierwszym zdjęciu zrobionym Johnsonowi po przekroczeniu progu 10 Downing Street świeżo zaprzysiężony premier wita się z szefem służby cywilnej, a w tle oklaskują ich urzędnicy. Za to w przeciwległym rogu korytarza, samotnie i trochę kryjąc się za wentylatorem, stoi łysiejący mężczyzna w średnim wieku.