Administracja Donalda Trumpa ogłosiła, że 3,6 mld dol. przyznanych pierwotnie na inwestycje w bazach wojskowych oraz inne wydatki Pentagonu zostanie przeznaczonych na budowę muru na granicy z Meksykiem. Cięcia obejmą także instalacje militarne dla wojsk amerykańskich za granicą, m.in. w Polsce. To kolejny ostatnio „prezent” od prezydenta USA po odwołaniu wizyty w naszym kraju.
Trump tnie inwestycje, bo buduje mur
Trumpowi, który bezsensownie zapowiadał w kampanii, że budowę jego „muru” sfinansuje Meksyk, także Kongres pokazał figę i odmówił wyasygnowania wspomnianej kwoty na wzniesienie 250-kilometrowego odcinka wzmocnionego, metalowego ogrodzenia na granicy – szturmowanej, jak wiadomo, przez „najeźdźców”, czyli nielegalnych imigrantów z Ameryki Łacińskiej. Prezydent oznajmił wtedy, że sfinansuje budowę z budżetu departamentu obrony bez zgody Kongresu, korzystając ze swych specjalnych uprawnień w sytuacji zagrożenia bezpieczeństwa kraju. Chociaż po podobne kompetencje prezydenci USA sięgali zwykle tylko w sytuacji realnego niebezpieczeństwa, np. w okresie zimnej wojny, a zapowiedź Trumpa oprotestowano w sądach, zdominowany przez konserwatystów Sąd Najwyższy przyznał mu rację i prawo do sfinansowania muru w nadzwyczajnym trybie.
Ofiarami przekierowania – jak to nazywają demokratyczni politycy: kradzieży – funduszy Pentagonu na budowę wymarzonej maskotki prezydenta padnie 127 wojskowych projektów inwestycyjnych. Około połowy wspomnianej kwoty dotyczy projektów w 23 stanach w kraju, a pozostałe 1,8 mld dol. – inwestycji za granicą.
Jak poinformował analityk „Washington Post”, cofnięto 770 mln dol. przeznaczonych na inwestycje militarne w Europie będące materialną podstawą tzw. Europejskiej Inicjatywy Odstraszania (EDI), uchwalonej po inwazji Ukrainy przez Rosję, czyli wzmacniania wschodniej flanki NATO. Obcina się wydatki na magazyny amunicji i paliw oraz bazy relokacji wojsk i sprzętu w Polsce (według „GW” chodzi m.in. o rozbudowę bazy lotniczej w Powidzu), rozbudowę lotnisk i magazynów paliw na Słowacji i Węgrzech, a także modernizację bazy samolotów rozpoznawczych we Włoszech.
Czytaj także: Trump chce radykalnie zreformować imigrację
Niech sojusznicy sami płacą za bezpieczeństwo
Oficjalnie wszystkie te inwestycje nie zostały odwołane, a tylko – jak oświadczyła rzeczniczka Pentagonu – „odroczone”, a to do czasu, aż Kongres znajdzie nowe źródła ich sfinansowania. Resort zapowiada, że zwróci się o to do legislatury, ale zaznaczył, że także... do krajów, w których projekty miały być zrealizowane. Jest to oczywiście zgodne z całą polityką Trumpa – niech sojusznicy sami płacą za zapewniane im przez USA bezpieczeństwo.
Niezależnie zresztą od prezydenckiej ideologii America First nie ulega wątpliwości, kto w sytuacji krótkiej kołdry wygra rywalizację o brakujące fundusze. Cofnięcie finansowania dla baz wojskowych w USA uderza bezpośrednio w interesy stanów, w których się one znajdują lub miały być zbudowane. Bazy to miejsca pracy i motor nakręcający koniunkturę w wielu regionach. Decyzja Trumpa wywołała już potępienie nie tylko ze strony demokratów, którzy oskarżają go o osłabianie gotowości bojowej armii amerykańskiej i nadużywanie uprawnień władzy wykonawczej. Protestują również republikanie, ponieważ część uziemionych inwestycji czekała na realizację w stanach „czerwonych”, które reprezentują w Senacie, jak Utah czy Kentucky. O dziwo Trump nie zawahał się cofnąć funduszy na projekty nawet w stanach, gdzie rządzą jego sojusznicy, którzy poparli jego nadzwyczajne uprawnienia, jak Lindsey Graham czy lider GOP w Senacie Mitch McConnell.
Czy Trump naraża Polskę?
To jednak wewnętrzne amerykańskie kłopoty – przejdźmy na nasze krajowe podwórko. Polski rząd, jak wiadomo, ochoczo sam zaoferował, że sfinansuje „Fort Trump” kwotą 2 mld dol. Fortu w rozumieniu stałej bazy nie będzie, choć i bazy „trwałe”, dla ciągłej, choć rotacyjnej tylko obecności wojskowej Amerykanów, to też nie byle co. Ale ukochany przez ekipę PiS amerykański prezydent najwyraźniej zrozumiał jej ofertę tak, że Polacy zrobią dla Jankesów wszystko i zapłacą, ile on tylko zażąda. I kupią każdy amerykański sprzęt bez przetargu.
Teraz już można odgadnąć, dlaczego w czasie wizyty wiceprezydenta Pence′a w Warszawie nie doszło do sfinalizowania umowy o zwiększeniu liczebności wojsk USA w Polsce o tysiąc żołnierzy, więc wciąż nie wiemy, kiedy się tam znajdą. Przeszkodą są najwidoczniej przeciągające się targi o finansowanie. Bo Trumpowi nie tyle zależy na obronie sojuszników przed potencjalnym agresorem, ile na poprawie bilansu budżetowego i murze na granicy, czym będzie mógł się pochwalić przed przyszłorocznymi wyborami.
Czytaj także: Co zostanie po wizycie Amerykanów w Warszawie