Świat

Prezydenci i huragany. Jak żywioł może namieszać w polityce

Ważne jest, jak prezydent zareaguje na nadciągający huragan. Ważne jest, jak prezydent zareaguje na nadciągający huragan. Pixabay
Klęski żywiołowe to zawsze testy z przywództwa. Donald Trump rok przed walką o reelekcję nie może sobie pozwolić na oblanie tego egzaminu. Zwłaszcza że już jeden zawalił.

Donald Trump, tuż przed planowanym na 31 sierpnia przylotem, odwołał swoją wizytę w Polsce. 1 września, obok prezydentów Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera i Polski Andrzeja Dudy, miał wygłosić przemówienie w ramach oficjalnych obchodów wybuchu II wojny światowej, a 2 września rozpocząć „wizytę dwustronną” (jak to nazywała Kancelaria Prezydenta RP) – zjeść lunch w towarzystwie Dudy, wystąpić przed dziennikarzami i kamerami.

Trump jeden huraganowy egzamin już zawalił

Powodem odwołania wizyty jest zbliżający się do wschodniego wybrzeża USA huragan. Przewiduje się, że Dorian uderzy we Florydę jako huragan czwartej kategorii, a nie trzeciej, jak oceniano wcześniej. Ambasadorka USA w Warszawie Georgette Mosbacher napisała na Twitterze, że „to przykre, ale @POTUS [President of the United States, czyli prezydent Stanów Zjednoczonych – red.] musi być w tej chwili z narodem amerykańskim”.

Niezbadane są nastroje Trumpa, czego dowodem odwołanie wizyty w Danii w reakcji na „paskudne” słowa premier tego kraju o pomyśle kupienia Grenlandii przez USA. Ale w polskim przypadku raczej nie ma co się doszukiwać drugiego dna. Klęski żywiołowe to testy z przywództwa. Barack Obama i George W. Bush też musieli je zdać. A Trump rok przed walką o reelekcję nie może sobie pozwolić na oblanie tego egzaminu, zwłaszcza że już jeden zawalił.

Pod koniec sierpnia 2017 r. w Teksas uderzył Harvey, najpotężniejszy huragan, jaki tu nadciągnął w ostatnim półwieczu. Problematyczne okazały się nie porywiste wiatry, ale deszcze, które wywołały największą w historii stanu powódź. 106 osób zginęło, a ponad 30 tys. ludzi musiało opuścić dom. Straty finansowe szacuje się na 125 mld dol.

Nawet tacy fiskalni konserwatyści jak związany z Tea Party Ted Cruz wzywali wtedy Waszyngton, by przeznaczył fundusze na pomoc. Trump tymczasem groził, że jeśli Kongres nie znajdzie pieniędzy na jego mur, zaryzykuje government shutdown. Federalna Agencja Zarządzania Kryzysowego i Programem Ubezpieczeń od Powodzi zostałaby więc bez grosza. Do tego doszły wpadki wizerunkowe. Podczas wizyty na zalanych terenach Trump nie spotkał się z ofiarami, a pierwsza dama miała na sobie wysokie szpilki.

Ostatecznie udało się uniknąć government shutdown i znalazły się pieniądze na pomoc i odbudowę zalanych miejsc. Ale fatalne wrażenie pozostało.

Bush zignorował Katrinę, Obama zauważył Sandy

Harvey często porównywano do Katriny, huraganu, który w 2005 r. uderzył w Nowy Orlean i pochłonął życie ponad 1,8 tys. osób, głównie Afroamerykanów. Zapory przeciwpowodziowe nie wytrzymały, miasto zostało zalane. Administracja George′a W. Busha kompletnie zignorowała niebezpieczeństwo. Było wiadomo, że groble wymagały wzmocnienia, jeśli miały przetrwać poważną nawałnicę, ale nic z tym nie zrobiono. Mieszkańcom zaś powiedziano, że powinni wyjechać. Ludzi bez samochodów – czyli głównie biednych – zostawiono na pastwę losu. Władze nie umiały udzielić pomocy ani usunąć skutków kataklizmu. Do języka potocznego trafiło określenie Katrina moment, oznaczające porażkę w sytuacji, gdy rozwiązanie nie powinno przysparzać kłopotu.

Przypadek burzy tropikalnej Sandy z 2012 r., która zniszczyła wschodnie wybrzeże, przede wszystkim stany Nowy Jork i New Jersey, różni od dwóch poprzednich reakcja ówczesnego prezydenta. Administracja Obamy przygotowywała się na kataklizm. Gdy Sandy uderzył, Obama wstrzymał kampanię prezydencką. Wraz z należącym do Partii Republikańskiej gubernatorem New Jersey Chrisem Christie udał się na zniszczone tereny. A gdy ówczesny burmistrz Nowego Jorku poprosił go, by nie przyjeżdżał, bo odwracałby tylko uwagę, Obama to uszanował. 10 dni później mimo kataklizmu – i dzięki umiejętności radzenia sobie z kryzysem – wygrał wybory.

Czytaj także: Floryda nie taka wspaniała, jak się wydaje

Trump to nie Obama

Kiedy Trump nieudolnie radził sobie ze skutkami Harveya, media obiegły zestawienia zdjęć jego i Obamy: Trump stoi z mikrofonem w ręku i przemawia w zasadzie nie wiadomo do kogo, a Obama obejmuje jedną z ofiar.

Dorian ma być najsilniejszym huraganem, jaki uderzy we Florydę od 1992 r., kiedy Andrew zniszczył ponad 100 tys. domów i uszkodził kolejne 63 tys. 175 tys. osób zostało bez dachu nad głową. Straty szacowano na 32 mld dol. (dziś równowartość 52 mld).

Można złośliwie powiedzieć, że Trump zostaje w kraju, by się upewnić, że należący do niego kurort Mar-a-Lago zanadto nie ucierpi – znając prezydenta, to pewnie jeden z powodów. W końcu jego reakcje na huragan Maria, który spustoszył Portoryko – terytorium USA! – były jeszcze bardziej skandaliczne niż te z czasów Harveya.

Ale mieszkańcy Portoryko w przeciwieństwie do mieszkańców Florydy nie głosują na prezydenta USA. Fakt, że Trump zdecydował się zostać w kraju, dowodzi, jak niepewnie się czuje przed wyborami. Choć poparcie dla niego utrzymuje się na w miarę stałym poziomie, to topnieje w kluczowych stanach, dzięki którym w 2016 r. pokonał Hillary Clinton. Floryda to tzw. swing state – wyborcy się wahają i nikt miażdżąco nie zwycięża. Trump wygrał przewagą raptem 1,2 proc. głosu.

Czy Trump poradzi sobie z Dorianem?

Dorian uderzy w USA w trudnym politycznie momencie. 30 września kończy się rok budżetowy. Do tego czasu Kongres musi przegłosować, a prezydent podpisać plan wydatków na kolejny rok. W przeciwnym razie 1 października Stanom będzie grozić government shutdown – trzeci w ciągu trzech lat prezydentury Trumpa – przez który ucierpią pracownicy federalni, ofiary Doriana oraz ogólnie gospodarka. Kontrolujący Izbę Reprezentantów demokraci będą najpewniej starali się ugrać na tej sytuacji jak najwięcej.

Gdyby Trump lepiej sobie poradził z Harveyem, a jego administracja kompetentnie reagowała na wyzwania, jakie rzuca Dorian, prezydent mógłby sobie pozwolić na podróż międzynarodową. Dowodząc, że jest świetnym przywódcą i otacza się ludźmi, którzy w razie konieczności dobrze sobie radzą i bez niego. Trump jednak raz szansę zaprzepaścił. A los właśnie zesłał mu kolejną.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną