Nowojorski multimilioner-celebryta Jeffrey Epstein, znajomy Donalda Trumpa z dawnych lat, uwięziony od lipca pod zarzutem przestępstw seksualnych, z pedofilią i stręczycielstwem na czele, został znaleziony martwy w swej jednoosobowej celi. Władze więzienia poinformowały, że „najwidoczniej” popełnił samobójstwo przez powieszenie.
Sprawa Epsteina w czasach #MeToo
W USA mało kto w to wierzy. Śmierć Epsteina jest na rękę zbyt wielu prominentnym postaciom świata polityki i biznesu, nie tylko amerykańskim. Znany telewizyjny komentator i były republikański kongresman Joe Scarborough, gospodarz popularnego porannego programu „Morning Joe”, oglądanego regularnie przez prezydenta, powiedział, że finansista popełnił „samobójstwo rosyjskie”. Dochodzenie w sprawie jego zgonu wszczęło FBI.
66-letni Epstein, przyznajmy, miał poważne powody, aby odebrać sobie życie. O te same przestępstwa był już oskarżony 13 lat temu na Florydzie, ale wtedy udało mu się wykręcić kilkunastomiesięcznym wyrokiem, którego praktycznie nie odsiadywał w więzieniu, bo codziennie chodził do pracy dzięki umowie adwokatów z prokuratorem, późniejszym Sekretarzem Pracy w gabinecie Trumpa (niedawno zdymisjonowanym po burzy wywołanej przez media i opozycję).
Tym razem oczekiwany proces finansisty niemal na pewno zakończyłby się gorzej – długoletnią odsiadką. Po narodzinach ruchu #MeToo i oskarżeniach o gwałty i napaści seksualne setek prominentów i celebrytów prokuratorzy nie mogą sobie pozwolić na pobłażliwość. A wiadomo, jak współwięźniowie traktują pedofilów. Dodajmy do tego, że oczekując na rozprawę, Epstein przebywał w zakładzie karnym Manhattan Correctional Center w Nowym Jorku, mającym opinię wyjątkowo ponurego więzienia, porównywanego do Guantanamo – i to na jego korzyść.
Nie tylko Epstein miał wiele na sumieniu
Ale jak tu wierzyć w samobójstwo, skoro śmierć denata musiały przyjąć z ulgą dziesiątki wysoko postawionych osób, z którymi imprezował w Nowym Jorku, w Palm Beach na Florydzie i na wyspie na Karaibach, sprowadzając do swoich rezydencji 14-latki, zmuszane podobno do seksu z wieloma uczestnikami balang? Dzień przed jego zgonem sąd zgodził się na „odpieczętowanie” ok. 2 tys. stron dokumentów ujawniających nowe szczegóły wyczynów oskarżonego, które zawierają podobno dowody wspólnictwa z licznymi wysoko postawionymi osobami. Wiadomo, że Trump imprezował z Epsteinem przynajmniej w przeszłości, a w parties organizowanych przez finansistę uczestniczyli m.in. brytyjski książę Andrew i podobno były prezydent Bill Clinton. Reputacja Epsteina jako erotycznego drapieżcy i pedofila nie przeszkadzała kontaktować się z nim takim postaciom jak słynny adwokat Alan Dershowitz czy reżyser Woody Allen.
Czy FBI wyjaśni sekret śmierci Epsteina?
Okoliczności śmierci są co najmniej zagadkowe. Kilka tygodni temu znaleziono go w celi z obrażeniami, których pochodzenie nie do końca wyjaśniono. Epstein twierdził, że został zaatakowany przez innych osadzonych jako pedofil, ale władze więzienia orzekły, że chodziło o nieudaną próbę samobójstwa. Zarządzono więc specjalny nadzór, tzw. suicide watch – stałą obserwację w izolatce, aby nie odebrał sobie życia, i pozbawienie więźnia wszelkich przedmiotów, które mu to umożliwią. Służby więzienne w USA są profesjonalne, prawdopodobnie bardziej niż polskie, i trudno wytłumaczyć, jak mogłyby pozwolić na samobójstwo, któremu mają zadanie zapobiec. Nie jest jednak jasne, czy suicide watch nadal obowiązywała, gdy Epstein stracił życie. Czy FBI wyjaśni sekret jego śmierci?
Zgon nie kończy badania przestępstw. Ofiary Epsteina zapowiedziały już, że w drodze pozwów cywilnych będą się domagać odszkodowań z majątku jego spadkobierców. Ale po śmierci playboya finansisty sprawa karna przeciw niemu będzie umorzona i powoli ucichnie także w mediach. Jego prominentni przyjaciele mający coś poważnego na sumieniu mogą spać spokojnie.