W trzy dni po masakrze w El Paso, czytając z telepromptera, Trump potępił mordowanie ludzi z nienawiści rasowej i zapowiedział karanie śmiercią sprawców takich zbrodni. Nie wspomniał, jaką rolę sam odegrał w doprowadzeniu do tej tragedii swoją nienawistną retoryką, „normalizując” niejako ksenofobów i ośmielając ich do przemocy wymierzonej w imigrantów o ciemniejszym niż biały kolorze skóry. Musiał mu o tym przypomnieć były prezydent Obama, inni politycy Partii Demokratycznej oraz setki komentatorów. Krytycy nie wahają się nazwać rzeczy po imieniu: prezydent USA jest rasistą i sojusznikiem białych suprematystów. Republikanie milczą, bo boją się narazić jego wyborcom.
Inspirująca moc słów prezydenta USA?
W swoim manifeście morderca z El Paso Patrick Crusius ogłosił, że zabijając Latynosów, broni kraju przed „inwazją” imigrantów zza południowej granicy, którzy niszczą Amerykę. Dokładnie tak od kilku lat określa Trump napływ imigrantów z Meksyku i innych państw Ameryki Łacińskiej. Pod koniec swych bełkotliwych wywodów Crusius napisał, że „najeźdźców” należy „odsyłać z powrotem” tam, skąd przybyli. To z kolei cytat z wiecu, na którym prezydent atakował kongresmenkę o afrykańskich korzeniach, wzywając ją, aby raczej zajęła się krajem swego pochodzenia (Somalią), a chór jego fanów skandował: „Odeślij ją z powrotem!”.
Na innym spotkaniu z wyborcami, na Florydzie, Trump skarżył się, jak trudno sobie poradzić z rosnącym strumieniem obcokrajowców starających się na granicy o status uchodźcy. Co robić, zapytywał. A wtedy odezwał się z tłumu kobiecy głos: „Strzelać do nich!”. Reakcja prezydenta? Uśmieszek i uwaga: „To ujdzie tylko w Panhandle...” (Panhandle, czyli rondel, to region na północy stanu o takim kształcie, znany jako matecznik prawicy).
Czytaj także: Zamachowcy z USA korzystali z tego samego forum internetowego
Donald Trump podsyca atmosferę
To tylko najnowsze werbalne wyczyny Trumpa. Wcześniej, w 2012 r., ówczesny miliarder celebryta rozpętał kampanię przeciw ubiegającemu się o reelekcję Obamie, rozpowszechniając pogłoski, jakoby prezydent urzędował nielegalnie, bo urodził się nie na Hawajach, a w Kenii. W czasie kampanii w 2016 r. kandydat Trump przypuścił atak na nielegalnych imigrantów z Meksyku jako „gwałcicieli i handlarzy narkotyków”. A rok później już z wyżyn Białego Domu usłyszeliśmy komentarz przywódcy wolnego świata po burdach w Charlottesville w 2017 r. między prawicowymi ultrasami, w tym neonazistami. Po obu stronach, mówił Trump, „są dobrzy ludzie”, a więc wszystko jest w porządku, bo nie ma między nimi moralnej różnicy.
Trump nie jest bezpośrednio odpowiedzialny za El Paso, ale swoją retoryką, wzmocnioną autorytetem urzędu, spotęgował atmosferę zachęcającą sprawcę do masowego morderstwa. Biali rasiści istnieli w Stanach od zawsze, ich nienawiść kierowała się przeciw czarnym wyzwoleńcom po wojnie secesyjnej (Ku Klux Klan) i imigrantom z krajów innych niż europejskie, uważanych za niszczycieli Ameryki zbudowanej przez przybyszów zachodniej i północnej Europy. W XX w. biały suprematyzm stopniowo przygasał, spychany na margines. Ostatnio odżywa, nakręcany lękiem rdzennych, białych Amerykanów przed przewidywaną w obecnym stuleciu liczbową przewagą kolorowych.
Czytaj także: Spike Lee o rasizmie w USA
Rośnie liczba ofiar prawicowego terroryzmu białych rasistów
Trump celowo podsyca fobie białej większości przed utratą dotychczasowej hegemonii. Skutki należało przewidzieć. Przed El Paso było zabójstwo dziewięciorga czarnych w kościele w Charleston w Karolinie Południowej, atak na synagogę w Kalifornii i na Festiwal Czosnku w Gilroy w tym stanie, popularny wśród miejscowych Latynosów. Jak ustaliła Liga Przeciw Zniesławieniom, skrajnie prawicowi ekstremiści zabili w 2018 r. więcej ludzi niż kiedykolwiek w USA od 1995 r., kiedy Timothy McVaigh wysadził w powietrze budynek urzędów federalnych w Oklahoma City, grzebiąc pod jego gruzami 169 osób. Według FBI prawicowy terroryzm białych rasistów pochłania ostatnio więcej ofiar niż terroryzm radykałów islamskich.
Słowa zabijają. Inspirują do mordu „samotnych wilków”. Znamy to z historii. Nagonka endecji na Gabriela Narutowicza natchnęła artystę fanatyka do zastrzelenia pierwszego prezydenta II Rzeczypospolitej. Opluwanie Pawła Adamowicza przez PiS zachęciło do ataku jego zabójcę.
Współcześni terroryści radykalizują się, chłonąc szambo rozlewające się w internecie, ale w wypadku sprawców w rodzaju Patricka Crusiusa swój udział ma, niestety, także prezydent USA. Kilka dni przed masakrą w El Paso były dyrektor ds. kontrwywiadu w FBI Frank Figliuzzi ostrzegał w „New York Timesie”, że jątrząca retoryka Trumpa może skłonić prawicowych ekstremistów do czynu. Nie mylił się.