Prawie wszyscy amerykańscy senatorowie (88 na stu) podpisali wspólny list do sekretarza stanu Mike′a Pompeo z apelem, by „odważnie i pilnie pomógł Polsce” w rozwiązaniu sprawy zwrotu prywatnego mienia należącego do ofiar Holokaustu, ich rodzin i innych osób, którym w czasie rządów komunistycznych majątki odebrano (w liście termin: „skonfiskowano”).
Stanowisko władz amerykańskich w tej sprawie nie jest nowe, ale nigdy tak wielka liczba senatorów nie wystąpiła oficjalnie na rzecz żydowskich poszkodowanych. Nigdy też tak jasno na Kapitolu nie wytknięto polskim władzom braku woli rozwiązania zwrotu znacjonalizowanego po wojnie mienia prywatnego.
Czytaj też: Ustawa 447 jest wyborczym problemem dla PiS
Zarzut, niestety, prawdziwy
Ton tego listu nie jest wrogi wobec Polski czy Polaków. Odwrotnie, uwzględnia te elementy, które Polska chciała zawsze uświadomić cudzoziemcom słabo znającym naszą tragiczną historię albo wykazującym zupełną ignorancję w tej sprawie. Senatorowie podkreślają, że Polska wiele wycierpiała w czasie wojny, że naziści wymordowali 3 mln Żydów, czyli 90 proc. przedwojennej polskiej ludności żydowskiej, ale także prawie 2 mln polskich cywilów niebędących Żydami.
List podkreśla: „To reżim nazistowski, jego sojusznicy i kolaboranci – a nie Polska – systematycznie konfiskowali żydowską własność w czasie II wojny światowej”. Jednak po wojnie komunistyczny rząd nacjonalizował mienie zarówno żydowskie, jak i nieżydowskie. Senatorowie stawiają więc taki zarzut: Polska jest jedynym krajem w Unii Europejskiej, który nie uchwalił całościowej ustawy regulującej zwrot prywatnego mienia albo ustalającej za to odszkodowanie. Zarzut ten jest, niestety, prawdziwy.
Czytaj też: Jaka będzie dalsza reprywatyzacja? I czy w ogóle będzie?
Wszyscy powinni być traktowani tak samo
Chociaż amerykańscy senatorowie nie upominają się tylko o „mienie żydowskie”, należy zaznaczyć, że w rozważaniach prawnych nie można w ogóle się taką kategorią posługiwać. Wszyscy pokrzywdzeni, bez względu na narodowość czy religię, muszą być jednakowo traktowani. Obywatele polscy pochodzenia żydowskiego czy ich spadkobiercy nie stanowią żadnej odrębnej kategorii prawnej.
Z punktu widzenia prawa sytuacja osób pochodzenia żydowskiego i ich spadkobierców (nawet jeśli obecnie nie są obywatelami polskimi) nie różni się od sytuacji innych poszkodowanych występujących z roszczeniami. Mogą dochodzić zwrotu mienia w postępowaniu sądowym lub administracyjnym na takich samych zasadach jak inne uprawnione osoby. Jak te procesy się toczyły i jaki bywał ich wynik – to osobna kwestia i można tu znów wylać morze atramentu. Najświeższym tego dowodem były choćby konflikty i awantury w Warszawie na tle mienia zwracanego na drodze sądowej.
Czytaj też: Kongres USA przyjął ustawę, której Warszawa nie powinna lekceważyć
Nie można żądać niemożliwego
Polskie władze przez całe lata nie potrafiły systemowo rozwiązać sprawy restytucji mienia prywatnego przejętego przez powojenne państwo. Najbliżej uregulowania było w 2001 r., kiedy ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski zawetował uchwaloną już w parlamencie całościową ustawę. Posłużył się argumentami bardzo poważnymi: jeśli staramy się o rozwiązania sprawiedliwe, to odszkodowania nie mogą ograniczać rozwoju gospodarczego. Część przejętego przez państwo mienia została przekazana samorządom terytorialnym. Roszczenia dawnych właścicieli wyliczano wówczas na kwoty od 44 do 69 mld zł.
Zwłaszcza samorządy nie byłyby zdolne takiej kwoty udźwignąć i równocześnie zapewniać społecznościom lokalnym podstawowe warunki działania. Nie ma dziś pieniędzy na szkoły i nauczycieli, a cóż dopiero na odszkodowania? Można tu przytoczyć rzymską maksymę: ad impossibilia nemo tenetur – nikt nie jest (nie powinien być) zobowiązany do rzeczy niemożliwych.
Czytaj też: Skrajna prawica gra roszczeniami
Które pokolenie i któremu ma zwracać?
Polska dyplomacja nie potrafiła czy nie zdołała tej kwestii partnerom wytłumaczyć. Przez te skrwawione ziemie, by użyć tytułu znanej książki, przewaliła się historia mordów, deportacji, wywózek ludności, gigantycznych zniszczeń, przesuwania granic o setki kilometrów, poniewierki i wędrówek milionów. Jedni tracili mienie i życie, inni zdołali się uchować, czasem nie mieli nic, korzystali z tego, co było. Minęły już trzy lub cztery pokolenia. Które pokolenie i któremu ma zwracać?
Dojść do tego, co jest dziś zwrotem sprawiedliwym, a co nie – niezwykle trudno. Jeśli już szukać jakiejś zasady, to Holokaust i jego bezpośrednie następstwa powinny, jak się wydaje, obarczać następców prawnych państw, które w bezpośredni sposób przyczyniły się do rozpętania II wojny światowej, dokonując agresji we wrześniu 1939 r.
Czytaj też: Rabin, który przeżył Auschwitz
Zszargany obraz Polski w świecie
Wszystko to absolutnie nie znaczy, że polskie władze czy elity mogą powtórzyć za premierem Mateuszem Morawieckim, że „sprawa zwrotu mienia obywatelom amerykańskim pochodzenia żydowskiego jest całkowicie uregulowana – od lat mamy podpisaną w tej sprawie z Amerykanami umowę indemnizacyjną, która zwalnia nasz kraj z tej odpowiedzialności”.
Rzeczywiście, Polska płaciła pewne odszkodowania, ale też zobowiązała się do rozwikłania dalszych kwestii w tzw. deklaracji terezińskiej z 2009 r. Ta deklaracja uderza w sedno sprawy już w pierwszym akapicie preambuły. Zasady tam przyjęte są „prawnie niewiążące, ale moralnie ważne”.
Właśnie tak. Nie chodzi o to, by wykazywać, że Polska nie ma podstaw prawnych do zaspokojenia tych czy innych roszczeń. Chodzi o to, by dziś zademonstrować zrozumienie dla krzywd, cierpień i historii, w tym historii polsko-żydowskiej. Stare sprawy nakładają się na dzisiejszą politykę.
Mamy nowy dowód nieporadności dzisiejszej ekipy rządzącej w polityce zagranicznej. Gdyby obraz Polski w świecie nie był zszargany słusznymi zarzutami o łamanie praworządności, szkalowaniem sędziów, jątrzącą polityką, np. sławetną ustawą o IPN, podlizywaniem się narodowcom i rozmaitymi wątpliwymi gestami rządu, obliczonymi na zyski w polityce wewnętrznej – to zapewne nie znalazłoby się aż 88 senatorów do podpisania tego listu.
Czytaj też: Rządowy judeosceptycyzm