Świat

Trump grozi wpisaniem Antify na listę organizacji terrorystycznych

Uznanie amerykańskich antyfaszystów za terrorystów naraziłoby ich na niemal nieograniczoną inwigilację. Uznanie amerykańskich antyfaszystów za terrorystów naraziłoby ich na niemal nieograniczoną inwigilację. Forum
Prezydent Stanów Zjednoczonych napisał na Twitterze, że takie rozwiązanie „jest już brane pod uwagę”. Uznanie amerykańskich antyfaszystów za terrorystów naraziłoby ich na niemal nieograniczoną inwigilację.

Najnowszy republikański projekt Donald Trump przedstawił w sposób typowy nie tylko dla siebie, ale też dla wszystkich antyliberalnych przywódców dokonujących w ostatnim czasie publicznej rehabilitacji skrajnie prawicowych ideologii. W swoim wpisie nazwał Antifę „skrajnie lewicową grupą bijącą zwykłych ludzi po głowach kijami baseballowymi”, porównując ją m.in. do MS-13, jednego z najbrutalniejszych gangów zajmujących się przestępczością zorganizowaną, stręczycielstwem i przemytem narkotyków w USA i Ameryce Centralnej.

„Skrajnie lewicowa, agresywna, radykalna” Antifa

Jako powód legalnego zidentyfikowania antyfaszystów jako grupy terrorystycznej wskazał z kolei fakt, że taka decyzja „ułatwiłaby policjantom wykonywanie ich pracy”. Choć od soboty nie rozwinął swojej myśli z Twittera, chodziło mu zapewne o nowy, szeroki zakres uprawnień, który przysługuje siłom porządkowym i służbom specjalnym w przypadku obserwacji osób podejrzanych o terroryzm. Należy do nich możliwość zakładania podsłuchów, monitorowania korespondencji i dokonywania prowokacji, często bez konieczności otrzymania jakiejkolwiek zgody sądu czy władz federalnych.

Sam pomysł nie wyszedł od prezydenta. Projekt rezolucji przedstawili wcześniej dwaj ultrakonserwatywni senatorowie Partii Republikańskiej: Ted Cruz i Bill Cassidy. Uzasadniając postulat uznania Antify za organizację terrorystyczną, Cruz, były kandydat republikanów na prezydenta, tłumaczył, że w tej chwili antyfaszyści stali się „agresywnymi, nietolerancyjnymi radykałami, którzy swoje cele chcą osiągnąć wyłącznie za pomocą przemocy”.

Czytaj także: Trump, czyli banalizacja zła

Amerykańska prawica oskarża lewicę

Oficjalnie projekt ma być odpowiedzią na zajścia z Portland, gdzie pod koniec ubiegłego miesiąca dziennikarz Andy Ngo został pobity i okradziony przez zamaskowanych sprawców w czasie protestu organizowanego właśnie przez Antifę. Choć sam dziennikarz od dawna jest w konflikcie z działaczami organizacji, na swoim profilu na Twitterze opisuje się jako „znienawidzony przez antyfaszystów”, a do dzisiaj nie ma dowodów, że napaści dopuścili się członkowie ruchu, zajście szybko wykorzystano jako uzasadnienie dla podjęcia radykalnych kroków prawnych.

Narzucony przez Trumpa i Cruza dyskurs natychmiast podchwyciła prawica. Na portalach informacyjnych i kanałach telewizji Fox pojawiły się wypowiedzi „byłych członków Antify”, którzy alarmują o „niepokojącym rozwoju sytuacji wewnątrz ruchu” i „konieczności zatrzymania jego aktywistów, zanim doprowadzą do narodowej tragedii”.

Projekt rezolucji za niezbędny uznało też wielu prawicowych komentatorów. Wydarzenia z Portland uznano za niezbity dowód radykalizacji nastrojów wśród amerykańskiej lewicy. Stacja Fox News w jednym ze swoich programów publicystycznych wysnuła nawet związek przyczynowo-skutkowy między ubiegłorocznym wejściem do Kongresu nowej fali progresywnych polityków Partii Demokratycznej, na czele z Alexandrią Ocasio-Cortez, a wzrostem agresji w czasie lewicowych protestów.

Czytaj także: Otwarty rasizm wraca na sztandary republikanów?

Europa po stronie antyfaszystów z USA

Uznanie Antify za organizację terrorystyczną oznaczałoby, że wszystkie osoby związane z tym ruchem stałyby się natychmiast potencjalnym celem dla całej gamy instytucji wywiadowczych i nadzorujących, od FBI i CIA po Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Dotyczyłoby to nie tylko aktywnych członków organizacji, ale i osób publicznie z nią sympatyzujących, jak chociażby naukowcy akademiccy. Przed takim rozwojem spraw przestrzegał w mediach społecznościowych m.in. Jason Stanley, profesor filozofii z Uniwersytetu Yale, autor książki „Jak działa faszyzm”, jeden z wiodących ekspertów zajmujących się zagadnieniami propagandy i rehabilitacji faszyzmu.

Wypowiedź Trumpa szybko spotkała się z oporem, głównie ze strony Europejczyków. W reakcji na jego oskarżenia pod adresem Antify na Twitterze pojawiła się fala wpisów przede wszystkim z Niemiec, oznaczonych hasztagiem #IchbinAntifa (#JestemzAntify). Publikowali je potomkowie członków ruchu oporu wobec nazistowskich Niemiec, do wielu z nich dołączano archiwalne zdjęcia z czasów II wojny światowej i komentarze „#JestemzAntify, bo członkowie mojej rodziny walczyli z faszyzmem i moim obowiązkiem jest stać po tej samej stronie”.

W obronie Antify stanęli też politycy Partii Demokratycznej. Krytyczne wobec projektu opinie opublikowały przede wszystkim Ocasio-Cortez i Ilhan Omar, inna z przedstawicielek nowej fali demokratów w Kongresie. Nazywane przez republikanów „Socjalistyczną Ekipą”, podkreśliły, że członkowie Antify nie są terrorystami, choć ich program mocno odbiega od platformy Partii Demokratycznej. Amerykańscy antyfaszyści są bowiem dużo bardziej lewicowi w swoich poglądach, kwestionują wiele pozycji partyjnych, przede wszystkim na płaszczyźnie ekonomicznej. Nie przeszkadza to jednak środowiskom republikańskim w stawianiu znaku równości między Antifą i polityczną opozycją.

Czytaj także: Madeleine Albright ostrzega przed faszyzmem i nacjonalizmem

Trump wspiera skrajną prawicę

Ruchy antyfaszystowskie zyskały rozgłos w USA dwa lata temu po zamieszkach w Charlottesville w stanie Virginia. Grupy skrajnej prawicy i neofaszystów zorganizowały tam demonstrację przeciw usunięciu pomnika gen. Roberta E. Lee, dowódcy Konfederatów w czasie wojny secesyjnej. Neofaszyści napadli na kontrmanifestację Antify, w wyniku zajść zginęła jedna osoba. Wydarzenia wywołały kilkudniowy kryzys i na nowo rozpętały dyskusję na temat granic wolności politycznej i praw do protestu. Oliwy do ognia dolał sam Trump, który opisując zdarzenie, powiedział, że „aktów przemocy dopuściły się obie strony sporu”.

Projekt wpisania Antify na listę organizacji terrorystycznych to kolejny krok poczyniony przed administrację Trumpa w kierunku wsparcia skrajnej prawicy. Warto bowiem zauważyć, że od samego początku kadencji republikański prezydent bardzo pochlebnie wypowiada się o nacjonalistach czy grupach białych suprematystów. Trudno się spodziewać, by ich także uznał za terrorystów, choć aktów przemocy dopuszczają się znacznie częściej niż antyfaszyści.

Główny lokator Białego Domu zdaje się jednak te fakty odrzucać, bo wśród środowisk nacjonalistycznych jest szczególnie popularny, również dzięki swojej nienawiści do imigrantów. Uznanie politycznych przeciwników za terrorystów pozwoli mu jeszcze bardziej urosnąć w oczach skrajnej prawicy, co przed przyszłorocznymi wyborami może mieć ogromne znaczenie.

Czytaj także: Trump zaczyna polowanie na imigrantów

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną