Śmierć marynarzy okrętu podwodnego prześladuje Władimira Putina. W 2000 r. katastrofa „Kurska” była pierwszym kryzysem, z którym nowy wówczas rządca Kremla nie umiał sobie poradzić. 118 marynarzy, których rosyjska flota skazała na śmierć, do dziś pozostaje wyrzutem sumienia. Teraz w równie dramatycznych i tajemniczych okolicznościach w głębinach zginęło 14 wysokich rangą podwodniaków; dwóch z Gwiazdą Bohatera Rosji, najwyższym rosyjskim odznaczeniem.
Oficjalnie był to pożar jednostki naukowo-badawczej. Władze nie mówią jakiej, media, że to okręt „Łoszarik”. To postać z radzieckiej kreskówki, konik z kolorowych kulek (łoszadź to koń, szarik to kulka). Przekrój „Łoszarika” pokazywany przez wojskowe portale ujawnia siedem sfer tworzących wewnętrzny kadłub. Dają one większą niż tradycyjny cylinder wytrzymałość okrętowi, którego zadaniem jest penetracja głębin znacznie większych niż te, na których pływają okręty bojowe. Jedna z kul prawdopodobnie mieści reaktor atomowy.
Co mogli badać Rosjanie? Od bardziej wytrzymałych materiałów, przez tajne napędy, po nowe sensory hydroakustyczne. Według resortu obrony jednostka prowadziła pomiary głębokości i konfiguracji dna. Po co? Żeby opracować nowe trasy przejść dla okrętów bojowych. Globalna rywalizacja mocarstw toczy się znowu na wodzie i pod wodą. Okręty podwodne – wraz z doktryną ich użycia – są znów zasobem strategicznym. Amerykanie w ekspresowym tempie odnawiają flotę, chcą budować trzy okręty rocznie. Chiny mają już więcej okrętów podwodnych niż USA. Rosjanie nie chcą pozwolić, by jak w czasie zimnej wojny Zachód zablokował im wyjście z Arktyki na Atlantyk. Ofiarami tej podwodnej wojny byli marynarze z „Łoszarika”.